Druga część fanfiction o Niallu Horanie i Chloe Woods. Pierwsza część: emotive-emotions.blogspot.com

sobota, 31 maja 2014

20

-Chloe? – usłyszałam w końcu i podniosłam głowę w stronę drzwi. Minęło dobre 20 minut od akcji z Niallem. Ciekawe czy przez ten czas próbowała go odepchnąć, rozmawiali, czy może nawet odprowadziła go na podwórko i dopilnowała, żeby nie wracał. Z trudem podniosłam się z ziemi, wytarłam łzy i trzęsącymi się dłońmi przekręciłam zamek w drzwiach. Emma od razu zamaszyście je otworzyła i przejechała po mnie wzrokiem, sprawdzając, czy wszystko w porządku i przechyliła głowę, patrząc na moją twarz.
-Chloe. – jęknęła błagalnie i od razu przyciągnęła mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Wzdrygnęłam się. Byłam zdruzgotana, ale jednocześnie sprawiałam wrażenie naćpanej, która nie miała pojęcia gdzie się znajduje i co przed chwilą się wydarzyło.
-Przepraszam. – kontynuowała, podczas gdy ja stałam bez ruchu, pozwalając, by kołysała moim ciałem – Nie sądziłam, że tu przyjdzie. Nie mogłam go powstrzymać.
-Jest ok. – wychrypiałam w końcu.
Wcale nie było ok.
Było cholernie źle i czułam się, jakbym stała na krawędzi klifu podczas trzęsienia ziemi. Tak, tak się właśnie czułam. Jakbym walczyła o życie, chociaż z góry było wiadome, że zginę.
Emma westchnęła i złapała mnie za ramiona, patrząc mi prosto w oczy.
-Kochanie, wiesz, że on będzie próbował dalej i w końcu będziesz musiała z nim porozmawiać.
Odwróciłam wzrok i cofnęłam się.
-Wcale nie muszę z nim rozmawiać. Nie mam tego obowiązku. Mam prawo go zignorować, mam prawo nawet zadzwonić po policję, kiedy mnie dotknie. – przeniosłam wzrok na przyjaciółkę – I nie zawaham się tego zrobić.
Blondynka przełknęła z trudem ślinę i spojrzała na mnie zakłopotana.
-Kochanie, może gdybyś go wysłuchała…
Nie słuchałam jej. Bez słowa ją wyminęłam i ruszyłam prosto do pokoju, który aktualnie służył jako mój. Od razu zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko. Nie minęło 10 sekund, gdy znów usłyszałam pukanie do drzwi.
-Chloe, nie możesz się wiecznie ukrywać.
-Do jutra. – bąknęłam tylko, żeby dała mi spokój.
Nie ukrywałam się. Nie bałam się ani Nialla, ani Matta, ani złodzieja telefonu, od którego wszystko się zaczęło. Gdybym zobaczyła Matta na ulicy, to nie zaczęłabym uciekać, ani krzyczeć. Prawdopodobnie po prostu byłabym zbyt bezsilna, żeby zrobić cokolwiek. Byłam bezbronna. Czułam się tak, jakby ktoś wyprał mi mózg. Wiedziałam, że muszę być silna, że muszę walczyć o swoje dziecko. Że muszę wyjść do ludzi i zacząć żyć normalnie. Ale to jeszcze nie był ten czas. Chciałam poczekać, aż będę dostatecznie silna i pewna siebie, by stawić temu czoła. Wiedziałam, że to może potrwać miesiące, a nawet lata, a właściwie nie miałam zbyt dużo czasu. Za parę dni są święta, będę musiała wrócić do domu, kupić prezenty, iść do lekarza i na uniwersytet. Będę musiała zacząć normalnie żyć czy mi się to podoba czy nie, i to prędzej niż bym chciała. Wiedziałam też, że nie jestem gotowa, by tak po prostu powiedzieć mamie o tym, że jestem w ciąży i do tego właściwie nie wiem z kim, bo tego samego dnia w mojej waginie był i Niall i Matt, który mnie zgwałcił, i do tego wychowam dziecko sama, bo pierwszy mnie zdradził, również tego samego dnia, a drugi ma po prostu na to wyjebane i wątpię żebym jeszcze kiedykolwiek go zobaczyła.
To nawet brzmi idiotycznie. Ale to moja rzeczywistość. Moje popieprzone życie, które będę musiała wziąć na barki.
Czułam, że nie dam rady. Że mnie to przerośnie.
Jako mała dziewczynka zawsze wyobrażałam sobie księcia z bajki, idealny ślub, potem małe dziecko, biegające między nami. W mojej wyobraźni byłam szczęśliwa. A jeszcze parę lat temu gdyby ktoś opowiedział mi co się wydarzy… że zobaczę, jak chłopak mnie zdradza, piosenkarz uratuje mi życie, ten sam chłopak okaże się być przyjacielem piosenkarza, zostanę dźgnięta nożem przez psychofankę, ucieknę do Kalifornii, zostanę aresztowana za włamanie się na napis HOLLYWOOD, będę musiała ukrywać swój związek, będąc z dwoma chłopakami jednocześnie, zostanę zgwałcona, pobita, zdradzona po raz drugi i do tego jeszcze zajdę w ciążę… To po prostu bym tego kogoś wyśmiała. Szczerze mówiąc, kiedy to wszystko analizuję w swojej głowie to sama dziwię się, jak to możliwe, że ja jeszcze funkcjonuję i nie zwariowałam.
Chociaż w sumie, nie byłam pewna, czy to do końca prawda. Może jednak wariuję. Może Emma ma rację, ukrywam się. Może jestem zniszczona psychicznie do tego stopnia, że faktycznie boję się kontaktu z drugim człowiekiem i ograniczam go do minimum.
Muszę wziąć się w garść.

Na drugi dzień wstałam wyjątkowo wcześnie. Od razu poszłam do łazienki. Stałam pod prysznicem dobre 15 minut, pozwalając by zimna woda zmyła ze mnie resztki bólu.
Dość. Jestem silna, a żaden facet nie ma nade mną władzy.
Później wróciłam do pokoju, otworzyłam walizkę Matta i spojrzałam na zawartość. Przegrzebałam wszystkie ciuchy, aż znalazłam to czego potrzebowałam. Bluza Nialla, którą dał mi na lotnisku i z którą od tamtej pory w ogóle się nie rozstawałam. Aż do teraz. Rzuciłam ją na podłogę, sięgnęłam po nożyczki i uśmiechnęłam się triumfalnie do materiału. Uklęknęłam na podłodze i powstrzymując łzy, zaczęłam z zawziętością ciąć bluzę na coraz mniejsze kawałki, aż w końcu została z niej tylko kupka pociętego materiału. Wzięłam to wszystko do rąk i ruszyłam do salonu, gdzie paliło się w kominku. Popatrzyłam przez chwilę na strzępy w moich rękach, przełknęłam ślinę, po czym wrzuciłam całość do ognia.
Stałam tam i patrzyłam, jak resztki bluzy giną w ogniu tak samo, jak ginie moje serce.
Cofnęłam się, wytarłam pojedynczą łzę i wzięłam głęboki wdech.
Dałam radę. Zrobiłam to. Pozbyłam się go i mam nadzieję, że raz na zawsze.
Po raz pierwszy odkąd tu jestem  sama zrobiłam sobie śniadanie, przebrałam się, a nawet użyłam tuszu do rzęs. Związałam włosy w kucyka, usiadłam na stołku barowym i jedząc jabłko, przeglądałam jakiś magazyn. Czułam się o niebo lepiej. Gdy tylko Liam wyszedł z sypialni i zobaczył mnie bez workowatej bluzy, koca, tłustych włosów i z nieobecnym wzrokiem spoglądającą w dal, stanął w miejscu i przyglądał się mi z szeroko otwartymi oczami.
-Kim jesteś i co zrobiłaś z Chloe? – wydusił w końcu i stanął po drugiej stronie blatu, oparł się o niego rękami i spojrzał na mnie zdziwiony. Uniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się tylko.
-Daj spokój, Liam. Nie będę popadała w depresję przez jakiegoś chłopaka…
-Ale jeszcze wczoraj… - zaczął, ale spojrzałam na niego wzrokiem, mówiącym, że ma się zamknąć.
-Wczoraj było wczoraj. A dzisiaj jest dzisiaj. Chcę chociaż spróbować żyć normalnie. Zobaczyć czy dam radę. Nie zapomniałam o tym i wątpię, żebym kiedykolwiek o tym zapomniała, ale muszę żyć dalej. Nie mogę całe życie stać w miejscu, bo ucierpi na tym moje…. – ugryzłam się w język, zanim wygadałam się o ciąży. Zakłopotana podrapałam się po głowie i zaczęłam kaszleć, próbując na szybko cokolwiek wymyślić. – … Moja psychika.
Chłopak pokiwał twierdząco na znak, że rozumie, a ja odetchnęłam w duchu z ulgą.
-Więc… Emma jeszcze śpi? – zapytałam, unosząc brwi, a Liam uśmiechnął się, podniósł i otworzył lodówkę w poszukiwaniu jedzenia.
-Tak. I przypuszczam, że nie obudzi się przez następne parę godzin. A co?
Westchnęłam.
-Chciałam coś załatwić, ale nie chcę iść sama…
-Mogę cię podwieźć. – powiedział od razu i przejechał dłonią po włosach.
-Serio?
Liam wzruszył ramionami.
-Pewnie. Nie ma problemu.


Jechaliśmy w ciszy, a ja co chwilę wierciłam się na swoim fotelu. Stresowałam się. Może to wszystko dzieje się za szybko, może powinnam poczekać? Posiedzieć jeszcze w domu w bluzie Liama i pogapić się jeszcze parę dni w ścianę.
Nie.
Czas zacząć żyć normalnie.
Liam co chwilę na mnie zerkał i zachichotał cicho.
-Masz owsiki? – zapytał w końcu, a ja od razu siadłam nieruchomo i spojrzałam na niego z udawanym oburzeniem, a po chwili się zaśmiałam.
-Nie bądź niemiły! – uderzyłam go lekko w ramię, na co ten się zaśmiał, ale nagle oboje umilkliśmy, słysząc jego dzwoniący telefon. Chłopak ściszył radio, podczas gdy ja spojrzałam na urządzenie, leżące między nami. Wzdrygnęłam się, widząc zdjęcie Horana i podpis „Nialler”. Odwróciłam wzrok, zanim Liam ściszył muzykę i wtedy sięgnął po telefon. Spojrzał na wyświetlacz trochę zdziwiony i odebrał. Przeniosłam wzrok na szybę i przygryzłam mocno wargę, próbując powstrzymać łzy.
Oh, stan depresyjny powraca.
Wystarczyło tylko jego zdjęcie, by doprowadzić mnie do płaczu i załamania psychicznego. Te okropne wspomnienia, które próbowałam w sobie tłumić, teraz powróciły, na nowo łamiąc moje serce. Cóż, to nie był dobry pomysł, żeby tak rzucać się na głęboką wodę, jak zrobiłam to dzisiaj. Myślałam, że potnę jakieś jego ubranie i wszystko wróci do normy? Myliłam się. Nie wróci. Nigdy nie będzie tak samo. Już zawsze będą tą dziewczyną, którą zdradzono dwukrotnie. Już zawsze będę zgwałconą kobietą. Już zawsze będę samotną matką. Na myśl o tym kolejne łzy zaczęły spływać po mojej twarzy i odruchowo dotknęłam ręką swojego brzucha. Delikatnie pogłaskałam go i wypuściłam powietrze z ust, żeby się uspokoić. Po co właściwie Niall do niego dzwoni? Wątpię, żeby to był zwykły, przyjacielski telefon do kumpla, żeby zapytać co tam. Myślę, że wciąż próbuje się jakoś do mnie dostać, a skoro z Emmą mu się nie udała, to teraz próbuje z Liamem. Mam tylko nadzieję, że chłopak mojej przyjaciółki nie będzie tak naiwny.
Wytarłam twarz rękawem i przeniosłam wzrok na Liama, który zakłopotany powiedział, że musi kończyć i odłożył telefon na poprzednie miejsce. Tak bardzo się zamyśliłam, że nawet nie wiedziałam o czym rozmawiali.
Zerknął na mnie zakłopotany.
-Wszystko ok? – zapytał z troską, a ja wymusiłam lekki uśmiech i pokiwałam tylko twierdząco głową, bo nie byłam w stanie się odezwać.
-To gdzie cię wysadzić?
Przełknęłam ślinę i wzięłam głębszy wdech, modląc się by mój głos brzmiał normalnie, chociaż nie miałam kogo oszukiwać. Liam i tak widział, że miałam zaczerwienione oczy. Nie jest głupi, domyślił się jak bardzo rozbita jestem.
-Pod uniwersytetem.
-Ok. – mruknął tylko, najwyraźniej nie wiedząc jak się ma zachować. Zerknęłam na niego. Mogłam się założyć, że właśnie zastanawiał się czy zacząć ze mną o tym rozmawiać, pocieszać mnie, czy może po prostu się nie odzywać. Na szczęście wybrał drugą opcję. W ciszy dojechaliśmy pod wyznaczony adres, chłopak zatrzymał się na parkingu i wyłączył silnik. Spojrzałam na niego, unosząc brwi.
-Poczekam tu na ciebie. – odpowiedział na niezadane pytanie.
Martwił się o mnie. Aw, to było słodkie.
Uśmiechnęłam się, o dziwo szczerze i poklepałam go po kolanie.
-To miłe z twojej strony Liam, ale poradzę sobie.
-Jesteś pewna?
-W 100% pewna.
-No dobra. Ale jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń.
Kiwnęłam głową, podziękowałam mu i wyszłam z samochodu, a potem poczekałam aż odjedzie. Wraz z momentem kiedy samochód zniknął z mojego pola widzenia, mój lekki uśmiech zniknął z twarzy. Poprawiłam torebkę na ramieniu, odwróciłam się przodem do budynku i przygryzłam wargę.
Czy na pewno dobrze robię? Może nie powinnam znowu uciekać. Jeśli teraz zdecyduję, by nie przenosili mnie na tą uczelnię, to już prawdopodobnie nigdy nie będę miała takiej możliwości. Może to nie jest dobry pomysł, by się tak izolować. Może wcale nie powinnam wracać do Los Angeles, tylko zostać tutaj. Może powinnam być silna i wcale nie ukrywać ciąży przed Niallem. Wręcz przeciwnie. Przecież mogę się zrewanżować. Specjalnie pokażę się publicznie w zaawansowanej ciąży, żeby paparazzi mogli zrobić mi zdjęcia. Niech cały internet wie, że jestem w ciąży. Niech wiedzą wszyscy, a on dowie się ostatni. Mało tego, nie będzie miał pojęcia czy jest ojcem. Media będą go gnębić pytaniami, a on nie będzie wiedział co odpowiedzieć. Idealnie.
Dziwne, że nie wpadłam na to wcześniej.
Uniosłam prawy kącik ust do góry, patrząc na budynek, a potem wycofałam się i odeszłam z terenu uczelni.
Cóż, Niall… Jeśli tak ze mną pogrywasz, to teraz czas na moją zemstę.

Skierowałam się w stronę najbliższej przychodni ginekologicznej. To też musiałam szybko załatwić i mieć z głowy. Schowałam dłonie do kieszeni bluzy i szłam chodnikiem, patrząc przed siebie. I tak muszę jechać do Los Angeles. Nie zostawię tam Alice samej, za bardzo ją kocham. Muszę też załatwić papierkową robotę, jak wymeldowanie się z mieszkania i uczelni. A potem wrócę, kiedy akurat moje maleństwo trochę urośnie. Zerknęłam w dół. Szczerze mówiąc, to dziecko wcale nie sprawiało, że czułam się gorzej. Wręcz przeciwnie, dawało mi uczucie, że nie jestem sama. I przyznam, że to bardzo podnosiło mnie na duchu.
Weszłam w końcu do przychodni, zarejestrowałam się, a potem po chwili czekania weszłam do gabinetu. Przywitała mnie młoda, sympatyczna blondynka, zapraszając do środka. Tak bardzo nie lubiłam lekarzy i szpitali, ale ta kobieta wydawała mi się taka… normalna. Rozmawiała ze mną, jak z najlepszą kumpelą, a nie formalnie z różnymi dziwnymi, mądrymi wyrażeniami, które nawet nie wiedziałam jakie mają znaczenie. Uśmiechała się do mnie szeroko, wręcz zarażając mnie swoim optymizmem, a ja na chwilę zapomniałam o wszystkich przykrych wspomnieniach, ale niestety tylko na chwilę. Teraz musiałam zająć się ważnymi sprawami.
-Mam pytanie. Czy choroba Ménière'a może wpłynąć jakoś negatywnie na ciążę? – wypaliłam nagle, a blondynka przechyliła głowę, zaciekawiona.
-Hm. Nie, nie powinna. A jest zaawansowana?
-Eee… Raczej nie… - odparłam niepewnie.
-Nosisz aparat słuchowy?
-Nie.
-A powinnaś?
-Nie. Nie mam problemu ze słuchem.
Kiwnęła głową i zapisała coś na karcie pacjenta.
-Ok, po prostu trochę zmodyfikujemy ci leki, żeby były bardziej… delikatne.
-Ok. – mruknęłam tylko i przygryzłam dolną wargę. Znów było niezręcznie.
-Pewnie chciałabyś zobaczyć swojego dzidziusia. – powiedziała kobieta, znów uśmiechając się szeroko i oparła się łokciami o stół. Wyglądała teraz jak mała, beztroska dziewczynka. Uśmiechnęłam się tylko i kiwnęłam twierdząco głową.
Już po chwili leżałam na jakimś stole, a blondynka siedziała na jego skraju i jeździła jakimś urządzeniem po moim brzuchu, rozcierając cholernie zimny żel po mojej skórze. Po chwili pokazała palcem coś na ekranie i uśmiechnęła się do mnie szeroko. Właściwie nie było tam nic widać, tylko jakąś czarną kuleczkę pośrodku.
-Jest jeszcze zbyt małe, żeby cokolwiek o nim stwierdzić. Wiemy tylko, że rozwija się prawidłowo. – powiedziała radośnie, a ja wpatrywałam się w ekran.
Moje dziecko.
Mało brakowało i bym się poryczała, ale mój nastrój zepsuła kobieta, wypowiadając następne zdanie.
-Na pewno tatuś będzie dumny.
Spojrzałam na nią nagle smutno i przygryzłam wargę. Otworzyłam usta, ale zaraz je zamknęłam. Po chwili odwróciłam wzrok z powrotem na ekran.
-Nie sądzę. – szepnęłam tylko tak cicho, że blondynka nie była w stanie tego usłyszeć. Znów spojrzałam na nią.
-Mam jeszcze jedno pytanie. – kobieta zerknęła na mnie zaciekawiona – Czy jest możliwość sprawdzenia ojcostwa na etapie ciąży?
Blondynka zamarła i przestała ruszać urządzeniem po moim brzuchu. Spojrzała na mnie nagle bez tej swojej radości i entuzjazmu, ale patrzyła na mnie z pewnego rodzaju… obrzydzeniem. Myślała, że jestem jakąś dziwką, puszczam się i przez przypadek wpadłam, a teraz nie wiem kim jest ojciec?
O nie, moja droga. Tak się bawić nie będziemy.
Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na nią poważnie.
-Zostałam zgwałcona. – powiedziałam z gulą w gardle i patrzyłam jej prosto w oczy. Widziałam, jak jej mina od razu zmienia się na współczującą i trochę niedowierzającą. Znów chciało mi się płakać.
-Ojej, przepraszam. Tak bardzo ci współczuję kochanie! – odłożyła urządzenie i przytuliła mnie do siebie. Nagle przestał mnie interesować jej optymizm. Znowu wszystko wróciło, znów czułam się rozbita, ale i wyprana z emocji. Nie miałam ochoty, żeby ktokolwiek mnie dotykał. Delikatnie odsunęłam kobietę od siebie, a ta od razu sięgnęła po papierowy ręcznik i zaczęła wycierać mój brzuch z żelu.
-Więc? – zapytałam.
-Więc, hm. – zrobiła małą przerwę i wzięła oddech – Cóż, jest możliwość zrobienia takiego testu, ale do tego potrzebne jest DNA potencjalnych tatusiów.
Otworzyłam szeroko oczy. DNA?! Skąd ja do cholery wezmę jej… Chwila. Z Niallem nie będzie problemu, któryś z chłopaków to załatwi. A Matt… Mam walizkę Matta. To też DNA prawda?
-Odciski palców też się liczą?


Niall
Chodziłem w kółko, czekając na tego idiotę i aż nosiło mnie, żeby coś rozwalić. Byłem wkurzony. Nie, to małe powiedziane, byłem wkurwiony i nie pozwolę, by temu skurwielowi się upiekło. Nienawidziłem siebie za to, że nie zatrzymałem wtedy Chloe. W ogóle mogłem jej nie zostawiać pod tym hotelem, tylko zabrać do siebie. Wtedy żadna z tych potwornych rzeczy by się nie wydarzyła. Tak bardzo chciałem cofnąć ten pieprzony czas. Ale oczywiście spierdoliłem i mam za swoje. A ona przyszła mi powiedzieć o tym, że została zgwałcona. Przyszła do mnie po pocieszenie, bo wiedziała, że ja jej pomogę. A ja zraniłem ją jeszcze bardziej. Jaki ze mnie jest chuj. Nie dziwię się, że nie chciała ze mną rozmawiać i nie zdziwię się, jeśli nie odezwie się do mnie już do końca życia. Ale przynajmniej jedno mogłem dla niej zrobić. Mogłem zniszczyć tego gnojka, który położył łapy na mojej dziewczynie.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Liam, a ja zatrzymałem się w miejscu.
-Dłużej się nie dało?
-Sorry stary. Przyjechałem najszybciej jak mogłem, tylko musiałem odwieźć Chloe.
Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na niego.
-Chloe? Gdzie ją odwiozłeś? Coś jej się stało?
Liam tylko przewrócił oczami i usiadł na kanapie. Skrzywiłem się na samą myśl o Bercie.
-Nie radzę ci tutaj siadać. – bąknąłem, patrząc z obrzydzeniem na kanapę. Liam popatrzył na mnie przez chwilę zdezorientowany, aż nagle go olśniło, otworzył szerzej oczy i wyskoczył z kanapy, stając naprzeciwko mnie. Zerknął jeszcze na mebel wzrokiem, jakby zaraz miał ożyć i go zjeść.
-Eh, więc nie wiem jakie plany miała Chloe, ale zostawiłem ją pod uczelnią. Tą samą, do której miała zostać przeniesiona.
-Kurwa. – powiedziałem tylko i przejechałem dłonią po włosach. Wyprowadza się. Stracę ją na zawsze. Na tą myśl aż zabolało mnie serce.
Będę facetem, nie będę ryczeć…
-No dobra, więc co chciałeś, skoro kazałeś mi przyjechać „w tej chwili”? Wiesz, że dalej jestem na ciebie zły za to jak ja potrakto…
-Chloe została zgwałcona. – przerwałem mu, przełykając rosnącą gulę w gardle. Nawet ciężko było mi to powiedzieć, już nie mówiąc o tym, że jeszcze ciężej było mi w to uwierzyć.
-CO?! – krzyknął Liam i spojrzał na mnie jak na kosmitę.
Pociągnąłem nerwowo za końcówki swoich włosów.
-Muszę znaleźć tego chuja.
-Kto ją zgwałcił?!
-Matt.
-Ten z którym była, będąc z tobą?!
Jak to idiotycznie zabrzmiało.
-Tak.
-Jezu Chryste. – powiedział i przejechał dłonią po twarzy.
Westchnąłem.
-Posłuchaj, potrzebuję twojej pomocy. Muszę go znaleźć. Wynająłem detektywa, ale powiedział, że nie jest w stanie nic zrobić, jeśli nie dostanie jego odcisków palców. I skąd ja do kurwy wezmę mu odciski palców tego chuja?!
Liam westchnął, a po chwili położył dłonie na moich ramionach.
-Czekaj. Chloe ma jego walizkę. Na bank będą na niej jego odciski palców. – powiedział, uśmiechając się lekko, a ja zobaczyłem jakąś iskierkę nadziei, że może się to udać. Odwzajemniłem uśmiech i przytuliłem go mocno do siebie.
-Jezu, stary. Kocham cię.


Ostatnio czuję się jakaś przybita i samotna. Mam wrażenie, że nikt nie traktuje mnie poważnie. Mam potwornie zły humor i wiadomo, że rozdział mi się nie podoba, jak zwykle xd
Ale i tak was kocham <3

sobota, 24 maja 2014

19


Ścisnęłam mocniej kubek z herbatą, wciąż patrząc tępym wzrokiem przed siebie. Nie przejmowałam się tym, że gorące naczynie parzy moją skórę. Właściwie nawet tego nie czułam. Nie czułam nic. Ogarnęła mnie wszechobecna pustka. Siedziałam tak całymi dniami. Nie chciałam wychodzić z domu, nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie chciałam nawet jeść. Emma niańczyła mnie, jak małe dziecko, zmuszając do jedzenia, a nawet do wzięcia prysznica. Martwiła się, nawet bardzo i w sumie nie dziwiłam jej się. Została ze mną na barkach sama. Kiedy do niej przyszłam, jej narzeczonego nie było w domu, więc wszystko jej opowiedziałam, ale stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli Liam nie pozna całej prawdy, bo wtedy mógłby powiedzieć Niallowi, a nie chciałam, żeby to robił. Oficjalna wersja jest taka, że Niall mnie zdradził, a wyprowadziłam się z hotelu, bo Matt dowiedział się, że jest przykrywką i się pokłóciliśmy. Liam tak się wkurzył, że przeklinając pod nosem od razu wyszedł z domu. Byłam wręcz pewna, że poszedł opieprzyć Nialla. W sumie to było mi to obojętne, jak wszystko zresztą.
O gwałcie i ciąży wiedziała tylko Emma i Alice, do której w końcu zadzwoniłam i opowiedziałam całą historię. Dziewczyna powiedziała mi, że złapie pierwszy lepszy samolot i do mnie przyjedzie, ale mimo, że bardzo chciałam ją zobaczyć, stwierdziłam, że to nie ma sensu, bo wraz z końcem roku definitywnie wracam do Los Angeles i nie wrócę. Przynajmniej do czasu, aż urodzę. Nie chcę, żeby Niall wiedział o ciąży. Nie chce, żeby wiedział, jak bardzo cierpię. Nie chcę, żeby się nade mną litował. Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia czyje będzie dziecko, bałam się iść do lekarza. Bałam się prawdy. Sama nie wiedziałam jak byłoby lepiej. Na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiste, że lepiej, żeby ojcem był Niall, ale z drugiej strony… Będzie mi przypominało o jego zdradzie.
Byłam pewna tylko jednego. Pokocham to dziecko i na pewno go nie usunę, bo jest moje. Nieważne kto jest ojcem. Będę dobrą matką i zapewnię mu normalne dzieciństwo, nawet jeśli będę musiała zrobić to sama.
Starałam się nie myśleć o tym, co zrobił mi Matt. Dziękowałam Bogu za to, że uderzył mnie tym wazonem. Cieszyłam się, że byłam nieprzytomna, bo przynajmniej nie musiałam doświadczać świadomie jego dotyku. Mentalnie wciąż czułam na sobie jego łapy i czułam się brudna. Jak szmaciana lalka, która znudziła się właścicielowi i po prostu ją wyrzucił. I to uczucie miałam zarówno w stosunku do Matta, jak i do Nialla.
Siniaki na moim ciele powoli znikały. Sama się sobie dziwiłam, że nie przeżyłam tego tak mocno. Co prawda nie mogłam patrzeć w lustro i już w ogóle nie czułam się kobietą, ale mimo wszystko nie dotknęło mnie to aż tak bardzo.
Najgorsza była zdrada. Niall odtrącił mnie akurat wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałam. I do tego w tak brutalny sposób. Nie chciałam znać przyczyny tego co zrobił. Nie chciałam już słyszeć o nim niczego. Nie chciałam go widzieć. Miałam dość, miałam ochotę po prostu uciec i nigdy nie wrócić.
Czeka mnie wizyta u lekarza, muszę dowiedzieć się, czy moja choroba nie wpływa jakoś na ciążę. No i jakoś muszę sprawdzić kto jest ojcem. Chociażby dla własnego spokoju. Pasuje mi też wybrać się na uniwersytet i przedłużyć trochę moje przeniesienie, bo w obecnej sytuacji wcale nie mam ochoty tutaj studiować. O ile będę studiować w ogóle, bo za 9 miesięcy będzie mi ciężko pogodzić wszystkie obowiązki, a będę musiała znaleźć jeszcze jakąś pracę.
Czarno to wszystko widzę.
-Kochanie, chodź. Pójdziemy na spacer. – odezwała się Emma, która kucnęła przede mną i położyła dłonie na moich kolanach. Zamrugałam i dopiero po chwili oderwałam wzrok od ściany i spojrzałam na dziewczynę. Już nawet nie płakałam. Nie miałam już czym. Zresztą czułam się kompletnie wyprana z emocji. Pokręciłam tylko przecząco głową, nawet się nie odezwawszy. Emma spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem i zabrała mi kubek z herbatą.
-Naprawdę, Chloe. Musimy iść do lekarza, zrobić zakupy, iść na policję w sprawie Matta, kupić prezenty pod choinkę dla twojej rodziny. I musisz powiedzieć swojej mamie.
Otworzyłam szerzej oczy. Nawet nie myślałam o tym, że muszę powiedzieć mamie. A chociaż nie miałam na to ochoty to wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała to zrobić.
Westchnęłam.
Na pewno nie zrobię tego teraz. Byłam zbyt złamana psychicznie.
Blondynka złapała mnie za ramiona i pociągnęła w górę, po czym spojrzała prosto w moje oczy i uśmiechnęła się.
-No dawaj, Chloe. Jesteś silna. Wiem, że dasz radę. Po prostu pozwól sobie pomóc.
Była taka kochana. Spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi z tego tylko jakiś krzywy grymas, więc bez słowa przytuliłam się mocno do niej. Nie spodziewała się tego, szczególnie, że ostatnio unikałam kontaktu z drugim człowiekiem jak ognia. Jednak bez wahania przytuliła mnie do siebie i widocznie odetchnęła z ulgą. Poprowadziła mnie do łazienki, pobiegła po jakieś ubrania i wciąż się uśmiechając, położyła je na pralce. Rozpuściła mi włosy i obróciła mnie w stronę lustra. Spojrzałam na nią w odbiciu, a Emma stanęła za mną i trzymając dłonie na moich ramionach, znów się uśmiechnęła. Widząc jednak, że nie odwzajemniam uśmiechu, potrząsnęła mną lekko.
-Daj spokój Chloe. Bądź silna. Wiem, że możesz być silna.
-Nie jestem silna. – szepnęłam cicho zachrypniętym głosem. Nic dziwnego, skoro nie odzywałam się przez ostatnie dni w ogóle.
Westchnęła.
-Jesteś. Pokaż im, że nie mogą cię złamać. I spraw by ono – dotknęła lekko mojego brzucha – Było z ciebie dumne.
Spojrzałam w dół i zjechałam ręką na swój brzuch. Oczywiście nic nie czułam, ale wiedziałam, że jest tam życie.
Moje dziecko.
Uśmiechnęłam się delikatnie do Emmy w odbiciu lustra.
Miała rację. Muszę wziąć się w garść.
Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi i obie spojrzałyśmy w tamtą stronę.
-Dobra. Przygotuj się, możesz użyć moich kosmetyków. Zaraz przyjdę, pewnie to ta sąsiadka, którą nie stać na cukier i codziennie pożycza od nas. – westchnęła i puściła mnie, po czym wyszła z łazienki. Przeniosłam wzrok przed siebie i spojrzałam w lustro, zmuszając samą siebie, żeby nie odwracać wzroku. Dam radę. Mogę to zrobić. Ściągnęłam z siebie obszerną bluzę i rzuciłam ją na ziemię. Przemyłam twarz wodą i właśnie wtedy usłyszałam czyiś głos.
-Jest tu, prawda?
Zamarłam. Odruchowo spojrzałam w stronę drzwi od łazienki. Przez chwilę w ogóle nie reagowałam, stojąc w miejscu, z dłońmi uniesionym przy twarzy, z której kapały kropelki wody. Ocknęłam się dopiero w momencie, kiedy Emma coś krzyknęła do niego i szybko zamknęłam drzwi na klucz, zanim jeszcze zdążyłam go zobaczyć. Przez chwilę stałam tak, oddychając ciężko i wpatrywałam się w drzwi, aż nagle ktoś nacisnął klamkę i aż podskoczyłam ze strachu.
-Chloe. – powiedział, a mi od razu serce zaczęło mocniej bić.
Ja w ogóle jeszcze mam serce?
Przełknęłam ślinę i cofnęłam się.
-Zostaw ją Niall. – odezwała się Emma, z wyraźną, słyszalną ulgą w głosie. Pewnie dziękowała Bogu za to, że zamknęłam drzwi.
On jednak ją zignorował i coś lekko uderzyło o drzwi, przypuszczam, że jego czoło, bo głos był bardziej słyszalny.
-Chloe, proszę. Porozmawiaj ze mną. – powiedział błagalnym głosem, a ja wycofałam się pod ścianę i w momencie kiedy się z nią zderzyłam, do moich oczu napłynęły łzy. Jak on śmie jeszcze przychodzić tutaj po tym co mi zrobił? Czułam się rozbita.
-Otwórz drzwi proszę cię… - odezwał się znowu, a ja zjechałam w dół i usiadłam na kafelkach. Powoli zaczynałam się trząść, nagle zrobiło mi się zimno. Chyba dostałam z tego wszystkiego gorączki.
-Niall, serio. Chodź. – usłyszałam Emmę. Zapanowała cisza, ale wątpię, żeby jej posłuchał, bo wciąż czułam jego obecność blisko mnie. W tym momencie wręcz mnie przytłaczała. Chciałam tylko, żeby stąd poszedł. Nie byłam w stanie się odezwać, a tym bardziej spojrzeć na niego. Sama nie wiem jak bym zareagowała. Albo dostałabym ataku, albo bym go uderzyła. Mocno. Najlepiej czymś ciężkim i metalowym.
-Kocham Cię, Chloe. – szepnął i odsunął się od drzwi. Wtedy już nie wytrzymałam. Zatkałam usta dłonią, tłumiąc łkanie i powstrzymując się, by nie wyjść teraz z łazienki. Nie słuchałam już niczego, o czym rozmawiali, aż w końcu zapanowała cisza. Wyszli z mieszkania. Objęłam rękami swoje kolana i znów zaczęłam ryczeć jak małe dziecko.
Nie rozumiałam go. Nie rozumiałam logiki jego myślenia. Czy on naprawdę myślał, że mnie zdradzi, a potem przeprosi i wszystko będzie w porządku?
 Cóż, jeśli tak to się mylił.

Niall
Wjechałem na podjazd i leniwie wyszedłem z samochodu. Od razu skierowałem się do windy. Byłem potwornie zmęczony, chociaż sam nie wiedziałem czym. Być może ciągłym stresem prześladowcą, który instaluje w naszych domach ukryte kamery. Być może po prostu tym, że w ostatnich dniach nie mogłem spać, martwiąc się o Chloe, chociaż nawet nie miałem możliwości bezpiecznego spotkania z nią. Wyciągnąłem z kieszeni klucze do mieszkania. Będę musiał zadzwonić do Berthy gdzie jest, ale to dopiero jak wezmę zimny prysznic. Wsunąłem klucz do zamka, ale nie chciał się przekręcić. Zmarszczyłem brwi i spróbowałem jeszcze raz, ale znowu nic. Zdziwiony nacisnąłem klamkę i okazało się, że drzwi były otwarte. Dziwne. Mógłbym przysiąc, że je zamykałem. Niepewnie wszedłem do środka z obawą co zastanę wewnątrz. Ja pierdole, ktoś znowu się włamał. Po omacku chwyciłem ręką wazon z kwiatkami, zamknąłem za sobą drzwi i zapaliłem światło. I wtedy otworzyłem szeroko oczy, widząc Berthę w jakimś pieprzonym szlafroku i szpilkach, stojącą na samym środku pomieszczenia i wpatrującą się we mnie z ironicznym uśmiechem. Westchnąłem. Naprawdę nie miałem ochoty na jej towarzystwo, nie dziś. Nie teraz, kiedy jeszcze czułem dotyk Chloe na swoim ciele.
Nawiasem mówiąc nie wiem nawet co ona tu robi i jak się tu dostała.
-Co tu robisz? – zapytałem zmęczonym głosem i rzuciłem klucze na półkę.
-A ty? Myślałam, że jesteś ze swoją dziewczyną. – odparowała, nie ruszając się z miejsca. Na sekundę zamarłem. O kurwa. Powoli przeniosłem na nią wzrok, zakładając na siebie obojętną maskę znudzonego nastolatka. Skoro ona wie, to Matt pewnie też wie. Co oznacza, że prawdopodobnie również czekał na Chloe w hotelu. Miałem tylko nadzieję, że nic jej się nie stało. Pojechałbym do niej najlepiej od razu, ale najpierw musiałem skończyć z tą pustą idiotką.
-Od kiedy wiesz? – zapytałem tylko. Być może to ona jest odpowiedzialna za telefon i kamery. Może to wszystko jej sprawka i od początku wiedziała jak jest naprawdę. To miałoby sens, szczególnie, że teraz też jakimś cudem włamała się do mojego domu. A jeśli nie, to i tak nie zamierzałem się tłumaczyć. Nie obchodziły mnie jej uczucia, w tej chwili myślałem tylko o tym, czy Chloe jest bezpieczna.
Zaśmiała się krótko.
-Od paru godzin. Nie, nie powiem ci skąd wiem, ani jak tu weszłam, ani co o tym wszystkim myślę.
Wzruszyłem ramionami i usiadłem na kanapie, unosząc wzrok na sufit. Westchnąłem cicho.
-Więc czego chcesz? – zapytałem znudzony, a ona znów się zaśmiała ironicznie. Miałem ochotę jej przywalić za tej głupi uśmieszek na twarzy, ale się powstrzymałem. Ona natomiast podeszła do mnie, stanęła naprzeciwko i zsunęła z siebie szlafrok. Zerknąłem na nią z obawą, że jest naga, ale miała na sobie jakąś bieliznę prosto z filmu pornograficznego. Uniosłem tylko brwi i znów przeniosłem wzrok na sufit.
-Nie robi to na mnie wrażenia. – mruknąłem pod nosem.
Kątem oka zauważyłem, że jej uśmieszek zszedł z twarzy, a ona wkurzona złapała mnie za brodę i przekręciła moją twarz w swoją stronę. Wkurwiło mnie to, że myślała, że ma nade mną władzę. Bo nie ma. Złapałem jej nadgarstek i wykręciłem mocno, a ona zaczęła piszczeć. Westchnąłem i puściłem ją, a ona od razu się wyrwała i spojrzała na mnie z obrazą.
-Na twoim miejscu nie byłabym taka pewna siebie. – syknęła, a ja przewróciłem oczami.
-Serio, Bertha. Wiesz już, że dalej jestem z Chloe, więc możesz już iść. Zgredku, uwalniam cię. – machnąłem na nią ręką i rozluźniłem krawat, a ona tylko prychnęła oburzona.
-Nie zamierzam stąd iść. Nie, dopóki nie dostanę to co chcę.
Spojrzałem na nią.
-A co chcesz?
-Ciebie.
Zaśmiałem się.
-Nie dostaniesz mnie.
-Owszem, dostanę. Przynajmniej na tą noc. No chyba, że chcesz, żebym od poszła do Modestu.
Uniosłem brwi ze zdziwieniem. Naprawdę była tak zdesperowana, że postanowiła mnie szantażować?
-Nie uwierzą ci.
Zachichotała cicho i pochyliła się nade mną, patrząc mi prosto w oczy, a ja aż poczułem się niekomfortowo.
-Oj uwierzą. Mam kopię wszystkich waszych smsów. Mam wasze zdjęcia.
-Jakie zdjęcia do cholery?!
Bertha nie przejęła się moim nastrojem, tylko leniwie odsunęła się ode mnie i kręcąc tyłkiem ruszyła do swojej torebki. Wyciągnęła z niej jakieś kartki, które po chwili wylądowały na moich kolanach. Od razu wziąłem je do rąk i zbladłem widząc już pierwsze zdjęcie, na którym stałem z Chloe w wąskiej uliczce, zaraz po tym jak uciekaliśmy przed fankami. Zobaczyłem kolejne zdjęcie, na którym znowu była Chloe, rozglądała się wokół, stojąc na jakiejś polanie. Czekała na mnie, wtedy, gdy przyleciałem helikopterem. Moje serce zaczęło szybciej bić, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że cały czas byliśmy obserwowani. Ktoś był tak blisko niej, być może teraz jest. Być może jest w niebezpieczeństwie. Potem było zdjęcie, gdzie wsiadamy do helikoptera, wysiadamy, Chloe zmienia samochód pod swoim starym domem. Zrobiło mi się niedobrze, gdy zobaczyłem fotkę, na której moja dziewczyna stała w zaparowanej łazience w samym ręczniku. Odrzuciłem zdjęcia na kanapę i spojrzałem na Berthę.
-Skąd to masz? – zapytałem ostro, a ona oparła dłonie na biodrach, jakby spodziewała się takiej reakcji.
-Mówiłam, nie powiem. Ale teraz dobrze wiesz, że jestem w stanie zniszczyć twoją karierę i reputację. Jestem w stanie wpoić twoim głupim faneczkom, że to co zawsze im mówiłeś jest kłamstwem, ty lecisz tylko na cycki, jesteś egoistą i chamskim, typowym ruchaczem. Jestem w stanie przedstawić cię mediom jak tylko mi się podoba. Dobrze o tym wiesz. A nie zrobię tego. Nie zrobię nic, jeśli tylko zrobisz to co mówię.
Zaśmiałem się ironicznie, czując jak puszczają mi hamulce.
-Nie nazywaj directioners głupimi faneczkami – wysyczałem przez zęby - Gadaj skąd masz te zdjęcia.
-Nie.
-No mów! Po cholerę ktoś to zrobił?! – wrzasnąłem, zrzucając zdjęcia z kanapy i wstałem wkurzony. Bertha od razu się cofnęła.
-Nie wiem. Może ma obsesję na twoim punkcie. Albo na punkcie Chloe. Serio nie wiem. Ale zdjęcia są twoje, tak samo jak smsy, jeśli tylko będziesz mój przez dzisiejszą noc.
Przejechałem po niej wzrokiem i spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
-Naprawdę myślisz, że ją zdradzę?
Bertha przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się lekko.
-Skarbie, przecież nie masz wyjścia.
Wypuściłem głośno powietrze z ust i pociągnąłem za końcówki swoich włosach. Wiedziałem, że ma rację. Stracę wszystko. Ale z drugiej strony, Chloe mnie znienawidzi. Chyba, że uda mi się jakoś to wytłumaczyć. Nic nie czułem do Berthy, wcale mnie nie pociągała i nie miałem ochoty uprawiać z nią seksu, ale nie miałem wyjścia. Byłem rozbity i wraz z momentem, w którym podjąłem decyzję, od razu zacząłem tego żałować.
-Dobra. Ale tylko jeśli powiesz mi kto zrobił te zdjęcia, od kogo wiesz to wszystko i kto za tym wszystkim stoi. Teraz.
Dziewczyna kiwnęła głową, zadowolona.
-Ok.



Wszystko stało się tak szybko. Ledwo wstałem, dotarłem do drzwi, zobaczyłem Chloe. Najpierw nie zauważyłem w ogóle walizki, zwróciłem uwagę na nią dopiero potem. Nie zauważyłem też tego, jak bardzo załamana była. W ogóle czułem się jak na haju, kompletnie nie potrafiłem się skupić na tym, żeby wszystko jej wytłumaczyć. Chciałem ją dotknąć, ale patrzyła na mnie z tak wielką nienawiścią, że zrezygnowałem. A zanim się obejrzałem, dziewczyny już nie było. Stałem na korytarzu jak debil, nawet nie wiedziałem jak długo. Ocknąłem się dopiero w momencie, kiedy wyminęła mnie Bertha, z dziarskim uśmiechem poklepała mnie po plecach i wsiadła do windy, stukając obcasami.
Suka.
Dopiero gdy drzwi się zamknęły, wróciłem do mieszkania. Mogłem biec za Chloe, próbować jej wytłumaczyć, ale wiedziałem, że nie będzie chciała mnie słuchać. Zasłużyłem sobie. Nieważne, że byłem szantażowany i praktycznie zmuszony do tego, żeby ją zdradzić. Zrobiłem to i muszę ponieść konsekwencje. Nie pieprzyłem się z Berthą na łóżku. Nie potrafiłem zrobić tego w tym samym miejscu, gdzie robiłem to z Chloe. Na kanapie w salonie znalazłem stringi blondynki, które od razu z niezadowoloną miną wyrzuciłem do kosza. Jeszcze nie zdążyło do mnie dotrzeć, jak potraktowałem Chloe. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero, kiedy wziąłem zimny prysznic i stanąłem w pustym salonie. Rozejrzałem się wokół.
-Kurwa.
Przecież ja zdradziłem własną dziewczynę i nawet za nią nie pobiegłem. Nie zatrzymałem jej. Nie wytłumaczyłem. Pozwoliłem jej myśleć, że zrobiłem to celowo. Złapałem za telefon i automatycznie do niej zadzwoniłem, ale wyskakiwał mi jakiś komunikat, że nie ma takiego numeru. Próbowałem parę razy, ale nic z tego. Poddałem się, usiadłem na kanapie, na której przed chwilą leżałem z Berthą i schowałem twarz w dłoniach.
Co ja do cholery zrobiłem.

W końcu zebrałem się w sobie i poszedłem do Emmy. Byłem wrakiem człowieka, Liam przyjechał i na mnie nawrzeszczał, więc byłem pewny, że Chloe mieszka u nich. Zapukałem energicznie do drzwi i czekałem aż ktoś mi otworzy. W końcu w drzwiach stanęła blondynka i uśmiech zszedł z jej twarzy, gdy mnie zobaczyła.
-Co tu robisz? – zapytała sucho, a ja westchnąłem.
-Jest tu, prawda? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, wyminąłem ją i ruszyłem w głąb mieszkania. Już miałem ją zawołać, gdy Emma pociągnęła mnie z powrotem w stronę drzwi.
-Ona nie chce z tobą rozmawiać Niall.
-Ale ja muszę z nią porozmawiać, zrozum.
-O czym? I co, wytłumaczysz jej, że ją zdradziłeś?
Przejechałem ręką po włosach.
-Tak, wytłumaczę. To jest bardziej skomplikowane niż myślisz.
-Ją nie obchodzi jak bardzo skomplikowane to jest! Zdradziłeś ją, idioto! Potraktowałeś ją jak jakąś zużytą zabawkę.
Przygryzłem wewnętrzną stronę policzka i rozejrzałem się z desperacją. Nie odpowiedziałem jej, tylko od razu ruszyłem do łazienki, w której świeciło się światło. Nacisnąłem klamkę. Zamknięte.
-Chloe – powiedziałem i słuchałem, czy cokolwiek się odezwie, ale zapanowała cisza. Wiedziałem, że tam jest. Mógłbym przysiąc, że stoi tuż obok i cała się trzęsie. Tak bardzo chciałem ją przeprosić, porozmawiać. Wyjaśnić.
-Zostaw ją Niall. – odezwała się Emma.
Zignorowałem ją. Westchnąłem i oparłem czoło o drzwi, modląc się w duchu, żeby otworzyła drzwi.
-Chloe, proszę. Porozmawiaj ze mną. – powiedziałem błagalnym głosem. Usłyszałem cichy szloch.
-Otwórz drzwi proszę cię… - mój głos stawał się coraz bardziej bezradny, wiedziałem, że nic na to nie poradzę, a dziewczyna nie zamierza mnie widzieć. Zasłużyłem sobie.
-Niall, serio. Chodź. – powiedziała Emma i położyła dłoń na moim ramieniu. Zapanowała cisza. Nagle usłyszałem jej cichy szloch i moje serce się złamało. Płakała. Przeze mnie. Znowu. Boże, jestem takim idiotą. Jak mogłem ją zdradzić. Dlaczego była dla mnie ważniejsza kariera, reputacja, od mojej własnej dziewczyny?!
- Kocham Cię, Chloe. – szepnąłem jeszcze i powoli odsunąłem się od drzwi, po czym pociągnąłem Emmę w stronę korytarza.
-Widzisz, mówiłam ci, że nie chce z tobą rozmawiać. Jak mogłeś się tak zachować?! Po tym co zrobił jej… - urwała i zaczęła się jąkać – Ym, ten. Złodziej telefonu.
Zmarszczyłem brwi.
-Kto?
-No mówię, że…
-Kłamiesz. – złapałem ją za ramiona – O co chodzi?
Zaczęła unikać mojego wzroku, próbowała się wyrwać, ale jej nie pozwoliłem. Ukrywała coś.
-Chloe nie pozwoliła mi mówić…
Zaczynałem panikować. Jezu, ktoś jej coś zrobił? Groził jej? Pobił ją?
-Emma, proszę cię. – powiedziałem błagalnie, patrząc jej w oczy, aż się złamała.
-Ugh. Chodzi o Matta. Bo on… Matt ją zgwałcił.






Przepraszam. Pisałam to teraz na szybko, dlatego jest takie kiepskie.
Szablon by S1K