Druga część fanfiction o Niallu Horanie i Chloe Woods. Pierwsza część: emotive-emotions.blogspot.com

środa, 22 stycznia 2014

6



Niall
-Idziemy tańczyć? – usłyszałem nad sobą i spojrzałem na dziewczynę ze szklanką whiskey przy ustach.
-Idź sama. – odparłem i przeniosłem wzrok z powrotem na stół. Usłyszałem tylko, jak blondynka prychnęła pod nosem i rozwścieczona odeszła, biorąc po drodze jakiegoś chłopaka i pociągnęła go w stronę parkietu. Odprowadziłem ją wzrokiem, a potem rozejrzałem się po całym tłumie. Nie mogłem znaleźć Chloe, a wątpię, że już sobie stąd poszła. W dodatku sama. Co za ironia, to byłaby taka sama sytuacja jak 2 lata temu na weselu jej siostry. Dopiłem whiskey i postawiłem szklankę na stole, po czym bez słowa wstałem i zacząłem szukać dziewczyny. I tak już miałem doszczętnie zniszczony humor przez całą sytuację i jakiegoś idiotę, którego pocałowała w policzek. Brakowało jeszcze tylko, żeby znowu wpakowała się w jakieś kłopoty, a była do tego zdolna.
Chodziłem w kółko po wielkim ogrodzie, aż w końcu zauważyłem pustką butelkę, leżącą obok leżaka. Zmarszczyłem czoło i podszedłem bliżej. Zobaczyłem Chloe, rozwaloną na leżaku z otwartą buzią. Zaśmiałem się na sam ten widok, po czym delikatnie, żeby jej nie obudzić, wziąłem ją na ręce. Znalazłem gościa, który tego wieczoru robił za szofera i ułożyłem ją ostrożnie na tylnym siedzeniu samochodu. Dałem jeszcze znać Bercie, że wychodzę, a potem sam wsiadłem z przodu samochodu i kazałem facetowi jechać pod dom brunetki.




Chloe
Przewróciłam się na drugi bok i szczelniej opatuliłam kołdrą, czując, że mi zimno.
Chwila, dlaczego ja jestem w swoim łóżku?
Ściągnęłam z siebie kołdrę i rozejrzałam się po swoim pokoju. Zauważyłam sukienkę weselną, ułożoną na krześle, więc zerknęłam na siebie i zdałam sobie sprawę z tego, że jestem w samej bieliźnie. Zmarszczyłam czoło. Jakoś nie przypominałam sobie, żebym wstawała z leżaka na przyjęciu. Podniosłam się do pozycji siedzącej, ale zaraz tego pożałowałam, czując zawroty głowy, więc opadłam z powrotem na poduszki i wydawałam z siebie pomruk irytacji. Nawet już nie obchodziło mnie, jak się tu znalazłam. Nie obchodziło mnie nic, chciałam tylko spać.

***

Obudził mnie znów dzwoniący telefon. Odebrałam go i mruknęłam coś pod nosem.
-Cześć. Nie odezwałaś się. – usłyszałam mało znany głos i momentalnie otworzyłam szeroko oczy.
-Kim jesteś?
-No jak to, nie pamiętasz mnie? – zaśmiał się krótko, ale łagodnie. Zdziwiona odsunęłam telefon od ucha i spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniał napis „Matt”. Przewróciłam oczami na sam widok jego imienia.
-Ach tak. Wiem. Powinieneś na początku rozmowy się przedstawić.
-Wybacz, Chloe. – zmarszczyłam brwi, słysząc jak wypowiedział moje imię z akcentem na „e”. Brzmiało to trochę dziwnie, wręcz irytująco, chociaż inne dziewczyny pewnie stwierdziłyby, że to urocze. To tak jakby mówił do mnie po francusku, czy coś. „Kloii”. Chociaż mi to bardziej przypominało jakiś koreański.
Ziewnęłam, zasłaniając usta dłonią.
-Czemu właściwie dzwonisz? Wiesz, jestem trochę zmęczona..
-Chciałem się spotkać.
Zamarłam.
O nie, nie będę się spotykać z kolesiem, który mówi do mnie Kloii.
-Eee… - zabrakło mi słów –Ale ja dzisiaj nie mogę. – wymamrotałam w końcu i przejechałam dłonią po włosach, które jeszcze kleiły się od lakieru.
-Oł… - usłyszałam w jego głosie lekkie rozczarowanie – A dlaczego?
Ciekawski.
-Idę na imprezę do chło… do przyjaciela. – potrząsnęłam głową i uderzyłam się w czoło.
Za dużo razy się mylę i mówię o nim, że jest moim chłopakiem.
Zdecydowanie za dużo.
-Aaa… Ok. To odezwij się jak będziesz miała czas, ok? Co prawda niedługo wyjeżdżam do Los Angeles, ale często przyjeżdżam do Londynu.
Los Angeles?!
Serio?!
Jak to możliwe?!
-Właściwie to ja też wyjeżdżam do LA. Jutro. – wypaliłam zanim zdążyłam się ugryźć w język.
Świetnie, teraz będzie cię prześladował... Kloii.
-Naprawdę? – znów się ożywił – Super, to może spotkamy się w Ameryce kiedyś? – zapytał z nadzieją w głosie, a ja tylko westchnęłam.
-Jasne. – odparłam zrezygnowana, mając nadzieję, że nie usłyszał tego w moim głosie. Był sympatyczny, nie chciałam go w jakiś sposób zranić, w końcu nic mi nie zrobił – Muszę już kończyć.
-Miłego wieczoru! – wykrzyknął uradowany, po czym się rozłączył, a ja z twarzą bez emocji rzuciłam telefon na sukienkę leżącą na krześle i poszłam z powrotem spać.

***

Patrzyłam na powoli przesuwające się liczby na wyświetlaczu w górze windy trochę zirytowana. Mój stres stawał się coraz większy z każdym kolejnym piętrem. Nie rozumiem jak można mieszkać na 14 piętrze. Pewnie ma jakiś penthouse. Przeniosłam wzrok na swoje odbicie w lustrze. Właściwie cała ściana windy była jednym wielkim lustrem. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, które omal nie pękło od mojego sztucznego uśmiechu.
Nie wiem po co tu jadę.
Nie wiem po co się tak ubrałam.
Nie wiem co ja właściwie robię.
Kierowałam się jakimś popieprzonym impulsem, jakbym czuła się zobowiązana, że muszę tu być dzisiaj. Jakby moja intuicja przeczuwała, że coś się dzisiaj wydarzy. Ale przecież nic się nie wydarzy, nie będę robiła nic na siłę. Chcę po prostu spotkać przyjaciół i wcale nie obchodzi mnie jakaś Bertha, chodząca w jego koszulce, bez bielizny…
Stop.
Koniec, nawet tak nie myśl Chloe.
Nie potrafiłam się przyznać, ale wewnątrz zżerała mnie taka zazdrość, że byłam zdolna ją pobić, chociaż dziewczyna prawdę mówiąc nie jest niczemu winna. Niall też nie jest. Tylko ja jestem, ale skoro tak wybrałam dwa lata temu, to muszę się teraz liczyć z konsekwencjami. Winda zatrzymała się nagle i spanikowana spojrzałam na numerek, ale nie widniała tam 14tka, lecz 10tka. Zmarszczyłam czoło. Drzwi się otworzyły i do środka weszła kobieta w średnim wieku, ze słomianym kapeluszem na głowie i w kaloszach na nogach. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i nacisnęła przycisk 14+. Czyli ostatni z możliwych numerków. Znów spojrzałam na swoje odbicie.
Może ubrałam się zbyt wyzywająco. Przy moich kształtach mała czarna chyba nie była aż tak dobrym pomysłem, jak myślałam na początku.
Nawet nie przemyślałam co niby powiem Niallowi, gdy go zobaczę. „Cześć, słyszałam, że masz urodziny. Nie może tu zabraknąć twojej byłej, nie?”
Nagle straciłam wszelkie chęci, żeby tutaj być. Gdy winda znalazła się na 13 piętrze, zaczęłam panikować. Zdrapałam lakier do paznokci z dwóch palców, moje serce zaczęło intensywnie bić, rozglądałam się wokół, jakby szukając ratunku, ale byłam w małym zamkniętym pomieszczeniu. Ogarnął mnie lęk klaustrofobiczny, chociaż nigdy nie chorowałam na tę chorobę. W końcu zestresowana nacisnęłam przycisk 0.
Nie mogę tam wejść, nie mogę.
Muszę wracać do domu.
Muszę wracać do Los Angeles.
-Nie możesz wiecznie uciekać. – usłyszałam obok siebie łagodny głos i spojrzałam zdziwiona na kobietę, nie wiedząc o co chodzi.
-Strach cię prędzej czy później dopadnie. I tak będziesz musiała zmierzyć się z problemem. Więc czy nie łatwiej, żebyś to ty dopadła jego.. i zwyciężyła? Tak to już bywa, że kiedy człowiek ucieka przed swoim strachem, może się przekonać, że zdąża jedynie skrótem na jego spotkanie. – uniosła brwi, uśmiechając się do mnie pocieszająco, a ja patrzyłam na nią w osłupieniu.
Co za filozoficzne teksty.
Otworzyłam buzię, ale nie wypowiedziałam żadnego słowa.
Zamiast tego usłyszałam charakterystyczny dzwoneczek, oznaczający, że jesteśmy na 14 piętrze. Kobieta bez słowa po prostu popchnęła mnie w stronę drzwi, które właśnie się otworzyły, a na koniec poklepała mnie pokrzepiająco po ramieniu. Wciąż gapiłam się na nią w osłupieniu.
-Najlepszym lekarstwem na strach jest rozwiązanie problemu. – powiedziała jeszcze, a potem drzwi się zamknęły i ogarnęła mnie cisza, ale tylko na sekundę, bo później usłyszałam stłumiony dźwięk muzyki, śmiechu i krzyków. Odwróciłam się. Przede mną stały jedne, ogromne, mahoniowe drzwi. Podeszłam bliżej stukając obcasami i nagle znikąd przede mną pojawił się czarnoskóry mężczyzna z jakąś teczką w ręce. Odskoczyłam przestraszona, dopiero po chwili orientując się, że to ochroniarz. Był w garniturze, a przy uchu miał dziwną słuchawkę.
-Nazwisko?
O fuck.
Tego nie przemyślałam.
-Eee… Chloe Woods. – zacisnęłam dłonie w pięści modląc się, żeby moje nazwisko było na liście. Wydawało mi się, że mijają godziny, jak facet przegląda z zainteresowaniem 3 kartki z nazwiskami. Debilu, przecież Woods jest na końcu alfabetu.
Co za geniusz.
-W porządku. – pokiwał głową – Miłej zabawy.
Serio, udało się?
O matko, Niall zapisał mnie na listę!
Ale chwila, dlaczego on mnie na nią zapisał? Czyżby Emma mu powiedziała? A może spodziewał się mojego przyjścia. A może miał nadzieję, że się pojawię. Ale to bez sensu, przecież ma dziewczynę. Wzięłam głęboki oddech i pchnęłam drzwi, wchodząc do środka. Nikt nawet nie zauważył, że pojawił się nowy gość. Wszyscy byli zajęci sobą i było tutaj dużo więcej osób, niż myślałam. Nawet nie do końca mogłam stwierdzić jak duże jest mieszkanie. Stanęłam w miejscu i rozejrzałam się wokół.
Jesteś silna, dasz sobie radę.
Po prostu przetrwaj tą noc.
Tylko tyle masz do zrobienia.
Zamknęłam oczy, policzyłam do trzech, po czym ponownie je otworzyłam, wyprostowałam się i pewnym siebie krokiem ruszyłam w głąb domu.

***

-Harry! – krzyknęłam i wpadłam w ramiona chłopaka, przytulając się do niego mocno.
-Mała, stęskniłem się. – zaśmiał się, obejmując mnie ramionami. Czułam od niego woń alkoholu, pomieszaną z potem. Zresztą ja byłam nie lepsza. Trochę już wypiłam, poza tym bolały mnie stopy od szpilek i do tego wszystkiego wciąż w tym tłumie nie mogłam znaleźć Nialla. Ani jego kochanej seksbomby. – Co ty tu robisz, Niall cię zaprosił?
-Yh, nie. Ale jakimś cudem byłam na liście. Wbiłam się nieproszona, ale shhh.. – przyłożyłam palec wskazujący do ust i uśmiechnęłam się rozbawiona.
-Kiedy wracasz do Ameryki?
-Jutro rano. Niestety. Ale jeszcze przyjadę, obiecuję. I spędzimy ze sobą trochę więcej czasu. – uśmiechnęłam się pocieszająco do chłopaka.
-Chloe! – usłyszałam za sobą i szybko odwróciłam się, widząc Louisa w potarganych włosach. Chwilę później chłopak przytulił mnie do siebie. Zaśmiałam się i spojrzałam na niego z dołu.
-Jest Eleanor?
-Ym, nie. – zerknął na ułamek sekundy na Harrego – Jest w Mediolanie, na zakupach.
Zrobiłam smutną minę i rozejrzałam się wokół.
-Szkoda… Stęskniłam się za nią.
Louis tylko uśmiechnął się pokrzepiająco, a potem poszliśmy tańczyć wszyscy we trójkę.

***

Byłam już nieźle wstawiona, ale wciąż trzymałam się w pionie z drinkiem w ręce. Nie wypiłam aż tak dużo, tylko po prostu miałam słabą głowię i szybko zaczęło mi być wesoło. Zgubiłam gdzieś tą dwójkę debili, ale zamiast tego spotkałam już Zayna z tą jego narzeczoną, siedzących na jakiejś kanapie, kulturalnie, jak nieliczni na tej imprezie. Widziałam też fryzjerkę chłopaków, ale szybko uciekłam jej z pola widzenia. Trochę wstyd byłoby się pokazać w takim stanie. W końcu weszłam (chyba) do salonu i poczułam mocną woń dobrze znanych mi męskich perfum. Tutaj już musi być. Rozejrzałam się wokół, aż w końcu zauważyłam go na kanapie, siedzącego obok seksbomby i obejmując ją ramieniem. Jednak nie wyglądali wcale jak szczęśliwa para. Ona powoli i ze znudzeniem piła tajemniczy napój z czerwonego kubka, a on najwidoczniej pisał smsy. Niezbyt romantyczny widok. Kierując się impulsem i alkoholem w mojej krwi, z rozbawieniem podeszłam i rzuciłam się na kanapę po drugiej stronie chłopaka. Oboje jak na zawołanie spojrzeli na mnie zdziwieni. Uśmiechnęłam się słodko do Nialla, z twarzą blisko jego i zauważyłam, jak jego źrenice się rozszerzają na mój widok. Przeniosłam wzrok ponad nim na dziewczynę, która siedziała zdezorientowana.
-Co tam Bertha? – zapytałam, cicho parskając śmiechem i uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam. Na kilometr można było wyczuć, że to sztuczny uśmiech. Przynajmniej po alkoholu byłam śmielsza w jej towarzystwie, bo na trzeźwo pewnie spaliłabym się ze wstydu, zmiażdżona jej perfekcją. Dziewczyna wciąż patrzyła na mnie bez emocji, chociaż zauważyłam, że jest zła. Jej powieka lekko drgnęła, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że się z niej nabijam. Boże, alkohol robi ze mnie taką sukę. Wciąż się nie odzywała, a sekundy mijały tak długo jak godziny, gdy oboje najprawdopodobniej zastanawiali się skąd do cholery się tutaj wzięłam. A mnie jakimś cudem to bawiło.
-Opowiedzcie mi o waszym życiu seksualnym. – oparłam brodę na dłoni i spojrzałam na nich z udawaną fascynacją. Bawiła mnie cała ta sytuacja. Bawiło mnie to, jak dziewczyna powstrzymuje swoją wściekłość, a Niall jest delikatnie zdezorientowany i zażenowany obecną chwilą. Miałam to gdzieś, niech będzie mu głupio. Otwierałam już usta, żeby ponowić swoją prośbę, bo Berthę najwyraźniej zatkało, ale zamiast tego odezwał się blondyn.
-Chodź, pogadamy.
Zanim zdążyłam zaprotestować, chłopak już ścisnął mój nadgarstek i poderwał do góry, wylewając przy tym część mojego drinka. Skrzywiłam się, ale bardziej z bólu niż ze straty.
Co za cham.
Ciągnął mnie zawzięcie przez tłum tak, że ledwo nadążałam za nim w szpilkach. W końcu zatrzymał się w kuchni, gdzie było niewiele osób i stanął twarzą do mnie, a ja od razu wyrwałam rękę z jego uścisku.
-Co tu robisz? – spytał, po czym przejechał wzrokiem po mnie i automatycznie jego wyraz twarzy nieco złagodniał.
-No jak to co? – zachichotałam, patrząc na niego. Boże, było mu tak do twarzy w czarnej koszuli, która idealnie kontrastowała z jego blond włosami i oczami w kolorze oceanu. – Masz urodziny, kochanie. Nie mogłam tego przegapić. Wszystkiego najlepszego!
Uniosłam lekko szklankę z drinkiem, jakby wznosząc toast, po czym przysunęłam ją do ust, ale zanim zdążyłam się napić, Niall wyrwał mi naczynie z dłoni i postawił na blacie obok nas.
-Wystarczy na dzisiaj.
Wysunęłam dolną wargę do przodu robiąc przy tym minę szczeniaczka, która najwyraźniej nie podziałała na blondyna. Wciąż patrzył na mnie wkurzony.
-Nie jesteś bad boy’em Niall. – przechyliłam głowę na bok i spojrzałam na niego z uśmiechem, powodując, że rozwścieczyłam go jeszcze bardziej.
-Daruj sobie, Close. – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Jesteś taki słodki, kiedy się złościsz. – zamruczałam i przejechałam dłońmi po jego klatce piersiowej. Wyczułam, że jego ciało zadrżało pod wpływem mojego dotyku i uśmiechnęłam się do siebie z satysfakcją. Minęła chwila ciszy i zauważyłam, że chłopak intensywnie się nad czymś zastanawiał.
-Wiesz co, może jednak się napij? – zwrócił mi drinka – Serio musimy pogadać.
Powinnam zapytać po co mam pić, żeby z nim rozmawiać, ale jakoś mi się nie chciało. Może chce mnie zgwałcić? Sprytne, nie powiem. Jestem ciekawa co takiego niby zamierza mi powiedzieć. „Zdradzałem cię przez cały nasz związek”, albo „Bertha jest lepsza w łóżku niż ty”.
Nie, Chloe. Nie myśl o niej.
Wzruszyłam ramionami i dopiłam drinka, czując jak zakręciło mi się od niego w głowie, a chłopak pociągnął mnie za rękę w nieznanym kierunku.
I wtedy zorientowałam się po co chciał, żebym dopiła drinka.
Chciał, żebym nie pamiętała tej rozmowy.




Niall
Wszedłem do sypialni, która jako jedyna była pusta. Zamknąłem drzwi i poprowadziłem dziewczynę na łóżko, żeby usiadła, bo coś czułem, że zaraz i tak się przewróci. Usiadłem obok i spojrzałem na nią. Nie wiedziałem skąd się tu wzięła. Wpisałem jej nazwisko na listę na wszelki wypadek, ale nie sądziłem, że przyjdzie. Wyglądała teraz tak niewinnie, zupełnie nie wiedząc o co chodzi. Pomimo tego, że nieźle mnie wkurzyła. Rozejrzała się lokalizując miejsce i jej wzrok spoczął na łóżku. Wiedziałem o czym myśli. Przygryzłem dolną wargę i już miałem się odezwać, ale Chloe mnie uprzedziła.
-Spałeś z nią tutaj? – usłyszałem jej cichy głos, przepełniony bólem, który za wszelką cenę próbowała ukryć. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na nią.
O boże, nawet nie chciałem myśleć co teraz działo się w jej głowie.
-Nie. Żadna dziewczyna tutaj nie spała… Czekam na właściwą osobę. – odpowiedziałem równie cicho i spojrzałem na nią znacząco. Wiedziała, że miałem na myśli ją, ale nie skomentowała tego więcej., tylko spuściła wzrok.
-Dobra, o czym chciałeś rozmawiać? – spojrzała na mnie i czknęła, na co ja od razu się uśmiechnąłem, a ona otworzyła szeroko oczy i zasłoniła dłonią usta. Jej policzki już nabierały koloru pomidorów, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło. – Przepraszam. – bąknęła jeszcze i popatrzyła na mnie.
-Spoko.
Zapadła cisza. Wiedziałem, że muszę się odezwać i to szybko, póki jeszcze kontaktuje. Tylko problem w tym, że kompletnie nie wiedziałem, jak mam zacząć.
-Chloe, słuchaj… - schowałem swoje wielkie ego do kieszeni i spojrzałem dziewczynie w oczy. Cholera, nie wiem co ja jej powiem – Przepraszam cię za moje zachowanie.
Brunetka zmarszczyła czoło i spojrzała na mnie zdezorientowana.
-Za to, że jestem takim bezuczuciowym chujem. - uśmiechnąłem się lekko, a dziewczyna zrozumiała aluzję i również uniosła kącik ust do góry. Przypomniałem sobie sytuację, kiedy pierwszy raz tak mnie nazwała i wrzeszczała, a potem wyszła z domu trzaskając drzwiami. To było tak dawno, a mam wrażenie, jakby to było wczoraj. Zachowywaliśmy się wtedy jak dzieci. Chociaż teraz również nie świecimy dla nikogo przykładem.
-I przepraszam, że cię ranię. Nie chcę tego robić Chloe. Ja po prostu boję się, że znowu będziesz musiała przechodzić przez to, przez co musiałaś przejść będąc ze mną. Nie chcę, żebyś cierpiała, albo czuła się zobowiązana, żeby nie wyjeżdżać przeze mnie, dlatego też chciałem, żebyś tego nie pamiętała. Nie chcę niczego na tobie wymuszać. I dlatego trochę cię odpychałem od siebie. Strasznie się zmieniłem odkąd wyjechałaś. Zrobiłem się okropnie nerwowy, bo nie mogłem tego wytrzymać. Jedyna osoba, którą naprawdę pokochałem mnie zostawiła, i to z mojej winy. Wyżywałem się na wszystkich, wróciłem do starych nawyków. To okropne, wiem. Ale nie było nikogo, kto mógłby mi pokazać właściwą ścieżkę. Trochę się zagubiłem. Chciałem cię szukać, bo przecież bym cię znalazł, ale stwierdziłem, że zasługujesz na trochę spokoju. A potem przyjechałaś i po prostu… - ukryłem twarz w dłoniach, opierając się łokciami o własne kolana. Targało mną tyle emocji – Nie wiem, myślałem, że jestem w stanie cię ignorować, ale nie potrafię. Za każdym razem, kiedy widziałem twój niewinny wyraz twarzy, nie potrafiłem ci zrobić krzywdy, chociaż parę razy zrobiłem, mówiąc te wszystkie rzeczy, które są w ogóle niezgodne z prawdą i omal nie doprowadziłem cię tym do śmierci. - westchnąłem - Myślałem, że pokazując ci, że mam dziewczynę, jakoś sobie pomogę, ale było jeszcze gorzej. Widziałem, że cię to zabija, jesteś zazdronsa, a mi również to nie dodało otuchy, bo Bertha właściwie nawet nie jest moją laską, to tylko koleżanka. – znów spojrzałem na nią z bólem w oczach, czułem jak głos mi się łamie – Wiesz, jakie to trudne, kiedy jestem tuż obok i wiem, że już nie mogę cię dotknąć? Wiesz, jakie to trudne, siedzieć obok i nie móc cię pocałować? Nie mogę tego znieść, Chloe. Przez dwa lata nie wiedziałem kompletnie co się z tobą dzieje, a teraz mam cię na wyciągnięcie ręki, a i tak nie mogę cię mieć. Ja cię kocham, Chloe. – przełknąłem ślinę, widząc, że dziewczynie błyszczą oczy od łez – Nigdy nie przestałem cię kochać i nigdy nie przestanę. Nieważne jak bardzo próbowałem o tobie zapomnieć, pocieszając się innymi dziewczynami. Żadna z nich nie zastąpiła mi ciebie i żadna z nich nie była choć trochę tak wyjątkowa jak ty. Nie chcę nikogo innego, Chloe. Chcę tylko ciebie i nie obchodzi mnie, że studiujesz na drugim końcu świata. Jestem w stanie przyjeżdżać do ciebie w każdy weekend. Jestem w stanie rzucić wszystko i jechać za tobą do tej pieprzonej Ameryki. Jestem w stanie… Nie płacz. – przerwałem, widząc, jak słona substancja spływa po jej policzkach, a dziewczyna wpatruje się we mnie jak w obrazek. Bez słowa wziąłem ją w ramiona, a ona wybuchła jeszcze bardziej, wtulając się w mój tors.
- Przepraszam. – wymamrotała – Przepraszam, że cię zostawiłam. Miałeś wtedy rację, u Emmy. Jestem egoistką, zachowałam się okropnie i nigdy nie powinnam cię tak potraktować. – załkała i pociągnęła nosem, wciąż wtulając się w moją koszulę – To wcale nie była twoja wina. Wiele zawdzięczacie fanom i ja wcześniej tego rozumiałam. Trochę się pogubiłam i bałam się, że Tamara wróci. Ja, nie wiedziałam co mam robić… Przepraszam.
-Shh, już dobrze… - wyszeptałem i pocałowałem ją w czubek głowy, szczelnie zamykając w swoich ramionach. Nie wiem ile czasu minęło zanim się uspokoiła, ale w końcu całkiem ucichła. Spojrzałem na nią i zauważyłem, że zwyczajnie zasnęła, więc delikatnie wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku, przykrywając ją kołdrą. Trochę się jeszcze przebudziła i spojrzała na mnie z przymrużonymi oczami.
-Mówiłem, że czekam na właściwą osobę, która będzie spała w moim łóżku. – uśmiechnąłem się lekko i zgasiłem lampkę, ale przysunąłem się jeszcze bliżej niej, zniżając głos do szeptu. Boże, tak bardzo chciałem ją pocałować – Gdybyś jakimś cudem pamiętała.. Wiesz gdzie mnie znaleźć.




Chloe
Przebudziłam się, przytulając do siebie miękką kołdrę i zaciągając się charakterystycznym zapachem męskich perfum. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam w sypialni, której nie kojarzyłam, ale po zapachu wywnioskowałam, że to sypialnia Nialla. Otworzyłam szeroko oczy i gwałtownie odwróciłam się na bok, ale ku mojej uldze byłam na łóżku sama. Nie było żadnego wgięcia na poduszce obok ani na materacu, więc najwidoczniej spałam tutaj tylko ja. I tym razem nie byłam w samej bieliźnie, tylko wciąż w czarnej sukience. Spojrzałam na półkę nocną i uśmiechnęłam się do szklanki wody, którą sekundę potem wzięłam do ręki i napiłam się. Zauważyłam też tabletkę, więc połknęłam ją i wypiłam wodę do końca, po czym odstawiłam pustą szklankę na szafkę. Podniosłam się do pozycji siedzącej, ignorując ból głowy i rozejrzałam się wokół. W głowie błysnął mi moment kiedy usiadłam tutaj z Niallem w nocy i zapytałam, czy spał tutaj z Berthą. Zmarszczyłam czoło i złapałam się za głowę, próbując przypomnieć sobie coś więcej. Wiedziałam, że o czymś rozmawialiśmy. O dziwo mój mózg chciał współpracować i co chwilę przypominałam sobie pojedyncze zdania wyrwane z kontekstu. Wstałam z łóżka i na bosaka zaczęłam krążyć po pokoju, próbując przypomnieć sobie coś, co chociaż miałoby sens. W końcu pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam do ubikacji.
Ugh, nienawidzę mieć kaca.
Podeszłam do umywalki i przepłukałam usta wodą, a potem otworzyłam szafkę nad nią i wyciągnęłam z niej szczoteczkę do zębów.
Chyba się nie obrazi, jak sobie pożyczę.
Po umyciu zębów wróciłam do sypialni i znów usiadłam na łóżku, wytężając umysł. Dobre pół godziny zajęło mi zebranie wszystkiego w całość i ułożenie sensownej historii.
„Gdybyś jakimś cudem pamiętała.. Wiesz gdzie mnie znaleźć.”
Zerwałam się z łóżka i wzięłam do ręki swój telefon. 6:15. Za 45 minut muszę być na lotnisku. Nie przejmując się tym, że jestem boso, wybiegłam z pokoju.
-Niall?! – krzyknęłam, ale odpowiedziała mi kompletna cisza.
Skąd niby miałam wiedzieć, gdzie go znaleźć?
Zaczęłam krążyć po mieszkaniu, wchodząc do każdego pokoju i wołając chłopaka. Przeraziłam się, widząc syf, jaki panował w salonie.
Powodzenia ze sprzątaniem.
Poruszałam się po mieszkaniu szybko, ale ostrożnie, żeby nie nadepnąć stopami na szkło, które było dosłownie wszędzie.  Chłopaka jednak nie było nigdzie. Mam 30 minut. Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy wróciłam do sypialni kompletnie nie wiedząc co mam robić. I nagle mnie oświeciło. Dach! Jak mogłam być taka głupia? Wybiegłam na balkon i wychyliłam się, próbując zajrzeć na górę, ale nic nie widziałam. Wydostałam się szybko z mieszkania i rozejrzałam się wokół. Ta kobieta. 14+. Musiała jechać na dach. Podbiegłam do windy i nacisnęłam przycisk, ale drzwi się nie otworzyły. Nacisnęłam jeszcze raz, ale znowu nic. Zaczęłam naciskać przycisk 10 razy na sekundę, aż w końcu się wkurzyłam i wybrałam schody. Wbiegłam po nich na górę, a potem pchnęłam mocno drzwi i uderzył we mnie powiew chłodnego powietrza. Zadrżałam z zimna. W końcu byłam tylko w krótkiej sukience, nawet bez butów. Na zewnątrz padał deszcz, ale miałam to gdzieś, zresztą to normalne w Londynie. Wyszłam na betonowy dach i rozejrzałam się wokół. Przestrzeń była ogromna i jak się okazało, mieszkańcy zrobili sobie tutaj ogródek. Wszędzie były jakieś drzewka, krzewy, kwiatki i inne rośliny. Było pięknie, naprawdę. Zauważyłam niewielką altankę i uśmiechnęłam się na sam ten widok. Panowała tutaj tak romantyczna atmosfera, że miałam ochotę skakać i tańczyć, krzycząc, że kocham cały świat. Odwróciłam wzrok i ruszyłam w głąb dachu, aż w końcu go zobaczyłam. Stał przy samej krawędzi, tyłem do mnie i patrzył na horyzont przed sobą. Ruszyłam w jego stronę, pocierając ramiona rękami z zimna. Chyba wyczuł czyjąś obecność, bo nagle odwrócił się powoli i spojrzał prosto na mnie. Stałam jakieś 5 metrów od niego i w momencie kiedy na mnie popatrzył, zatrzymałam się w miejscu. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Zamrugałam parę razy oczami, próbując wyostrzyć sobie obraz, bo deszcz trochę zasłaniał mi widok.
-Chloe. – wydusił z siebie, jakby kompletnie nie spodziewał się mojej obecności.
A przecież musiał wziąć to pod uwagę.
-Pamiętam. – powiedziałam cicho.
Spojrzał na mnie jeszcze bardziej zdziwiony, a ja bez słowa podbiegłam do niego i wtuliłam się mocno w jego klatkę piersiową tak, że z zaskoczenia zachwiał się, ale objął mnie swoimi ramionami i zamknął w szczelnym uścisku, jakby bał się, że zaraz zniknę. Tak bardzo za tym tęskniłam. Poczułam ulgę, jakby z mojego serca spadł kamień, który siedział tam dwa lata. Czułam się szczęśliwa. W końcu naprawdę byłam szczęśliwa.
-Jak to się stało, że wiedziałaś gdzie mnie znaleźć? – odsunął mnie delikatnie od siebie i spojrzał w oczy. Zauważyłam w jego tęczówkach dawny blask, co spowodowało, że szczerze uśmiechnęłam się do niego.
-Harley Street 38. Pamiętam, jak śpiewałeś mi Little Things na tamtym dachu.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i przytulił mnie z powrotem do siebie. Westchnął.
-Kiedy musisz jechać?
-Za jakieś 15 minut muszę być na lotnisku.
Jego wzrok posmutniał, a mnie ścisnęło serce. Nienawidziłam pożegnań. Ale muszę wrócić, nie chcę zmarnować dwóch lat studiów. Poza tym ludzie chodzą ze sobą na odległość i dają sobie radę, więc my chyba też możemy, nie? Nieważne jak bardzo chciałam zostać w Londynie.
-Nie dam rady jechać z tobą na lotnisko Close, przepraszam. Mamy próbę. – spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-To nic, nie przejmuj się.
-Przyjadę do ciebie do Los Angeles. – uśmiechnął się i przyjrzał się mi dokładnie, jakby starał się zapamiętać mój wygląd. Cała się trzęsłam z zimna i do tego byłam już cała przemoczona. Mokre włosy i sukienka przykleiły mi się do skóry. Dopiero teraz zauważył jak moje ciało drży i ściągnął swoją i tak już mokrą bluzę, po czym założył ją na moje ramiona. – Trzymaj.
Uśmiechnęłam się, opatulając się szczelniej bluzą, przesiąkniętą jego zapachem. Zerknęłam na jego klatkę piersiową, gdzie spod przemoczonej koszulki idealne było widać jego mięśnie brzucha. Na sam ten widok zakręciło mi się w głowie. Przełknęłam ślinę i z trudem podniosłam wzrok.
-Czemu zawsze musi padać, kiedy się żegnamy? – zapytałam, patrząc mu w oczy. Serce wciąż biło mi jak oszalałe, a ja czułam się jak w jakimś filmie. Tak bardzo nie chciałam go zostawiać.
-Nawet Matka Natura nie chce, żebyśmy się rozstawali. – odparł z uśmiechem i delikatnie założył mi mokry kosmyk włosów za ucho.
-A ja niestety muszę już iść. Chociaż nie chcę. – powiedziałam niechętnie i spojrzałam ze łzami w oczach na niego, a on tylko przejechał dłonią po moim policzku, przyglądając się dokładnie mojej twarzy. – Wrócę. Obiecuję.
-Zadzwoń jak dotrzesz na miejsce. – spojrzał mi głęboko w oczy i trwaliśmy tak, tylko na siebie patrząc przez kilka minut, aż w końcu się ogarnęłam. Wzięłam głęboki oddech.
-To pa. – szepnęłam, a on znów się uśmiechnął.
-Pa.
Ponownie na niego spojrzałam i uśmiechnęłam się, po czym odwróciłam się z zamiarem odejścia. Zanim jednak zdążyłam zrobić choć jeden krok, chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę, gwałtownie złączając nasze usta w jedność. Przez ułamek sekundy nie wiedziałam co się dzieje, a później odwzajemniłam mocno pocałunek, kładąc dłonie na jego policzkach. Czułam się tak, jakbyśmy się całowali po raz pierwszy. Objął mnie w pasie i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Był taki delikatny, a jednocześnie wyczuwałam, jak bardzo za tym tęsknił. Ja tak samo. Motylki w moim brzuchu szalały, a ja czułam się tak, jakbym unosiła się nad ziemią.
Właśnie się całowaliśmy.
Pierwszy raz od dwóch lat.
W deszczu.
To wydawało się dla mnie tak nierealne, jak spełnienie najskrytszych marzeń. Wypełniał pustkę w moim sercu. W końcu jednak oderwaliśmy się od siebie i ciężko oddychając, spojrzałam mu w oczy.
-Kocham cię. – szepnęłam, nie mogąc złapać tchu.
-Ja ciebie też. I nigdy nie przestanę.




Niespodzianka?
No i mniej więcej się wyjaśniło.
Myślałam, że nigdy nie skończę tego rozdziału. Jak widzicie, dla odmiany długi, nie? 
Wyszedł mi najdłuższy w całej historii mojej twórczości.  
TAK SIĘ JARAM.
Prawdę mówiąc, wszystkie wcześniejsze napisałam naprzód, a z tym męczyłam się pół miesiąca i serio myślałam, że się w końcu wkurzę i rzucę to wszystko w cholerę. 
Ale malutkimi kroczkami wreszcie go skończyłam, uff. 
No, więc skończyły mi się zapasy i teraz trochę dłużej musicie poczekać na następny rozdział. 
Wybaczcie.  
Nie wiem co się dzieje, ale tyle ludzi z Kenii wchodzi na mojego bloga, 
że to powoli zaczyna mnie przerażać haha :D
Ale i tak was wszystkich kocham! ♥ 


niedziela, 19 stycznia 2014

5


Skomentuj, proszę.
 
 ___________________________________________

 Z kwiatkiem, czy bez?
Jest kiczowaty, bez.
Ale pasuje idealnie do sukienki.
Ugrh.
Znów przyłożyłam kwiatka do włosów i spojrzałam w lustro. Miałam na sobie kremową, koronkową sukienkę, a włosy upięte w koka, który wyglądał, jakbym zrobiła go na szybko 5 minut przed wyjściem, a w rzeczywistości fryzjerka osiągała ten efekt półtorej godziny. Wyglądałam skromnie, ale o to chodziło, bo, jak się okazało, ślub jest kameralny i niewiele osób zostało zaproszonych. Tylko najbliżsi. No i Niall.  Całe wesele z powodu ładnej pogody miało odbyć się na zewnątrz, więc zapowiadało się całkiem spokojne przyjęcie.
-Chloe, pospiesz się! – usłyszałam zza drzwi i spojrzałam ponownie w lustro, w końcu wpinając kwiatka we włosy, po czym złapałam kopertówkę do ręki i wyszłam z pokoju. Na zewnątrz stała już moja siostra i wściekle tupała obcasem, trzymając splecione ręce na klatce piersiowej.
-Ciebie też miło widzieć, siostro! – uśmiechnęłam się przesadnie słodko, a ona wciąż patrzyła na mnie w ten sam sposób.
-No co? – bąknęłam i wzruszyłam ramionami, widząc jej złośliwe spojrzenie.
-Jajco. – odpyskowała mi i przewróciła oczami.
Stare dobre czasy.
Uniosłam brwi i spojrzałam na nią z rozbawieniem.
-Jajco? Ty masz okres czy coś?
Jej wyraz twarzy w ułamku sekundy ze wściekłego zmienił się na zdezorientowany.
-Ym, nie. Nie mam okresu.
Zmarszczyłam brwi w odpowiedzi na jej dziwne zachowanie, ale zanim zdążyłam się odezwać, obie odwróciłyśmy wzrok w stronę otwierających się drzwi na końcu korytarza, a sekundę później wyszła z nich nasza mama. Uśmiechnęłam się na sam jej widok. Wyglądała pięknie w zwykłej, prostej, białej sukni do ziemi. Niepotrzebne były jej świecidełka i inne pierdoły, bo w końcu to ona miała błyszczeć. A nie jej strój. Wyglądała skromnie, ale pięknie. Naprawdę pięknie. Szczególnie z cudownym, szczerym uśmiechem na twarzy.
-To jak, gotowa? – zapytałam i uśmiechnęłam się szeroko.



W ogóle nie mogłam znaleźć Nialla, chociaż ciągle się za nim rozglądałam od dobrych 3 godzin. Impreza trwała w najlepsze i zaczynało już się ściemniać, więc zapaliły się urocze lampki na drzewach i nad stołami, tworząc romantyczny nastrój. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Pomyślałam sobie, że sama też chciałabym mieć wesele w takim klimacie. Rozmarzyłam się, wyobrażając sobie siebie, w pięknej białej sukni, w objęciach miłości mojego życia. Nie obchodziło by mnie nic poza nim i byłabym bezgranicznie szczęśliwa. Spojrzałam na parkiet, gdzie mama tańczyła z Tomem na środku. Była taka szczęśliwa. Trochę jej tego zazdrościłam, ale cieszyłam się, że w końcu znalazła szczęście, a ja mogłam powiedzieć, że się dołożyłam do rozkwitnięcia ich miłości, zapraszając tamtego dnia Toma na kawę. Miałam już wracać wzrokiem na wujka, który był w trakcie opowiadania niezwykle przejmującej historii o swoim traktorze (którą słyszałam już milion razy), gdy nagle przed oczami mignęła mi blond czupryna. Momentalnie wyciągnęłam szyję i po chwili go zobaczyłam. Nagle wszystko przestało się dla mnie liczyć. Siedział parę stolików dalej i z kimś rozmawiał, ale nie widziałam z kim. Wyglądał tak seksownie w garniturze, że od razu zrobiło mi się ciepło. Miałam ochotę go pocałować, przytulić, choćby dotknąć. Chyba wyczuł, że ktoś go obserwuje, bo w sekundzie przeniósł wzrok na mnie.
-Niall. – szepnęłam, chociaż wiedziałam, że mnie nie usłyszy. Zobaczyłam, że wstaje, więc ja również to zrobiłam i ruszyłam w jego stronę, ale nagle zatrzymałam się w półkroku, widząc, jak podaje komuś rękę, a chwilę potem przy jego boku stoi już piękna, wysoka blondynka. Stałam jak wryta, patrząc jak wymijają mnie bez słowa i podążają na parkiet.
Olał mnie!
Nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem.
Jeszcze przez chwilę trwałam w takiej pozie, z lekko rozchylonymi wargami i patrzyłam tępo na parę. Złamał mi serce. Mało powiedziane, on je wyrwał, rzucił na ziemię, a potem jeszcze podeptał. Jak w ogóle mógł coś takiego zrobić? Przecież widział, że wstaję i idę do niego.
A teraz zrobiłam z siebie idiotkę.
W końcu się ocknęłam i rozejrzałam się pospiesznie, ale nikt nie zauważył mojego dziwnego zachowania, więc ruszyłam do budynku weselnego, udając, że wszystko było zaplanowane. Parę minut potem znalazłam się w łazience i oparłam się rękami o umywalkę. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Widziałam w swoich oczach ból, ale nie płakałam. Powstrzymałam się. Nie potrafiłam patrzeć na niego z inną dziewczyną, to niszczyło mnie od środka. Może nie płakałam dlatego, bo miałam wrażenie, że zrobił to specjalnie, jakby chciał, żebym była zazdrosna. To byłoby do niego zupełnie niepodobne, ale tak wiele rzeczy zmieniło się odkąd pojawiłam się ponownie w Londynie, że już nic nie mogło mnie zdziwić.
Nagle drzwi do łazienki się otworzyły, więc szybko odkręciłam kran i zaczęłam myć ręce, jak gdyby nigdy nic. Kątem oka spojrzałam w lustro i aż wzdrygnęłam się, widząc, że do łazienki weszła ta sama blondynka, która przyszła na ślub MOJEJ mamy, z MOIM chłopakiem. Tzn. byłym chłopakiem. Dziewczyna o dziwo nie poszła do toalety, tylko stanęła przy umywalce obok i znów miałam wrażenie, że zrobiła to specjalnie. Spojrzałam na nią w lustrze i momentalnie ogarnęła mnie zazdrość. Miała tak idealną figurę i cerę, dojrzały wygląd i burzę błyszczących, gęstych blond włosów. Przeniosłam wzrok na swoje odbicie i westchnęłam cicho, widząc marną, skromną dziewczynę, która wyglądała na góra 18 lat z płaskim biustem. Czułam się przytłoczona w towarzystwie tej dziewczyny, a moja samoocena drastycznie spadła w dół, poniżej całkowitej skali. Zakręciłam kran i podeszłam do suszarki, zaczynając suszyć dłonie, podczas gdy ona malowała sobie usta szminką. To było strasznie niezręczne. Ratował mnie tylko dźwięk suszarki, inaczej byłoby tu przeraźliwie cicho. Otworzyłam drzwi i już miałam wychodzić, gdy usłyszałam za sobą jej głos. Równie idealny jak wygląd.
-Nie zamierzałam zabierać ci chłopaka. – powiedziała tylko nawet na mnie nie patrząc.
Ale to zrobiłaś.
Zmarszczyłam brwi i po prostu wyszłam z pomieszczenia, nie odzywając się do niej nawet słowem. No cóż, to było trochę dziwne. Skręcając na korytarz wpadłam na sprawcę całego zdarzenia. Zupełnie zdezorientowana i wkurzona całą sytuacją chciałam go ominąć, nawet na niego nie patrząc, ale złapał mnie za rękę. Spojrzałam zdziwiona na jego dłoń zaciśniętą na moim nadgarstku i wyrwałam rękę z jego uścisku, ale nie ruszyłam się z miejsca. Miałam okazję, żeby z nim porozmawiać. W końcu.
-Ładnie ci z tym kwiatkiem. – uśmiechnął się blado, ale kompletnie to zignorowałam, tak samo jak motyle w moim brzuchu, budzące się ze snu.
-Czemu uciekłeś ze szpitala?
Zmarszczył brwi.
-Nie uciekłem.
-Uciekłeś. Unikasz mnie.
-Nie.
-Tak. Czemu nie odbierałeś telefonu?
-Nie słyszałem.
-Jasne. Mogłeś oddzwonić geniuszu. Dlaczego mnie tak traktujesz?
Popatrzył gdzieś nade mną. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą blond seksbombę.
-Pogadamy o tym kiedy indziej. – powiedział szybko.
-Chcę rozmawiać teraz! – krzyknęłam, powodując, że dziewczyna aż zatrzymała się w półkroku.
Chłopak spojrzał na mnie wkurzony.
-Niech na razie zostanie tak jak jest. – syknął i nie dając mi odpowiedzieć, ominął mnie i ruszył w stronę dziewczyny. Objął ją a ja po raz kolejny stałam tak jak debil. Ale tym razem ogarnęłam się szybciej niż przedtem, odwróciłam się na pięcie i pewnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. W środku jednak czułam zupełną pustkę i zdezorientowanie. Nie miałam pojęcia co się dzieje, czemu się tak zachowuje, dlaczego mnie tak rani i robi to umyślnie, co to za dziewczyna, ani dlaczego ma takie zmienne humory. Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi.
Ale skoro chce wojny, to ją dostanie.

Resztę wieczoru spędzałam tańcząc na parkiecie z kuzynami i bawiąc się z moją małą kuzynką Sophie, która była tutaj równie samotna jak ja. Na jej nieszczęście była jedynym dzieckiem na przyjęciu i było mi jej żal, więc zajęłam się nią, bo i tak nie miałam nic lepszego do roboty a już na pewno nie chciałam patrzeć, jak Niall i jego seksbomba świetnie się bawią. Przez resztę wieczoru ich ignorowałam, udając, że jestem ponad to.
Tańczyłam na parkiecie z trzyletnią dziewczynką na rękach od dobrej godziny i zdążyłam się już zmęczyć, więc w końcu postawiłam ją na ziemi, a ona myśląc, że pobawimy się w berka, zaczęła uciekać. Nie no spoko, tylko że wśród tłumu pijanych krewnych na parkiecie ciężko było znaleźć dziewczynkę, która miała może 1 m wzrostu. Zaczęłam się za nią rozglądać, przeciskając się przez parkiet, aż w końcu wyszłam z tłumu i rozejrzałam się wokół. Zobaczyłam ją w ostatnim momencie, kiedy wybiegała rozbawiona przez bramę posiadłości.
-Sophie! – krzyknęłam i szybko pobiegłam za nią. Po chwili wybiegłam za bramę na ulicę, gdzie ku mojej uldze nie leżały na środku dziecięce zwłoki całe we krwi, ale zamiast tego zobaczyłam młodego chłopaka w białej koszuli i czarnym krawacie. W identycznym kolorze były jego włosy, a cera bardzo blada. Trzymał na rękach śmiejącą się dziewczynkę i uśmiechał się do niej. Dopiero po chwili mnie zauważyli i chłopak przeniósł na mnie wzrok. Miał piękne oczy. Szaro niebieskie, idealnie kontrastujące z czarnymi włosami. Trochę różniły się od oczu Nialla, bo w nich zawsze można było zobaczyć ciepło i jego oczy zawsze mnie hipnotyzowały. Natomiast ten chłopak miał raczej zimne spojrzenie, z którego nie można było wyczytać nic prócz przenikliwości i jakiegoś rodzaju nutki tajemnicy.
Przestań myśleć o Niallu.
Uśmiechnęłam się delikatnie, a Sophie wyciągnęła ręce w moją stronę. Wzięłam ją na ręce, nie odwracając wzroku od chłopaka.
-Dzięki. – powiedziałam cicho, a chłopak się zaśmiał.
-Nie ma sprawy. Powinnaś bardziej uważać. – puścił mi oczko.
Czułam jak się rumienię.
To nienormalne.
-Z natury jestem straszną niezdarą. – uśmiechnęłam się lekko, po czym trzymając dziecko na rękach, odwróciłam się z zamiarem odejścia.
-Zaczekaj. – powiedział szybko chłopak więc spojrzałam na niego ponownie, a on wyciągał już do mnie prawą dłoń.
-Jestem Matt.
Uśmiechnęłam się i uścisnęłam jego rękę.
-Chloe.
-Ładnie. Dasz mi swój numer? – zmarszczyłam brwi, zdziwiona jego bezpośredniością. Odwróciłam się na chwilę, bo Sophie zaczęła się wiercić na moich rękach i zauważyłam Nialla, opartego paręnaście metrów od nas o drzewo. Pił coś ze szklanki i patrzył wściekłym wzrokiem w naszą stronę. Uśmiechnęłam się do siebie przebiegle i odwróciłam się do chłopaka.
-Jasne! – uśmiechnęłam się szeroko i po chwili wstukałam swój numer do jego telefonu a on swój do mojego. Cały torcik zemsty udekorowałam jeszcze wisienką, gdy pocałowałam go w policzek i wciąż uśmiechnięta wróciłam na imprezę. Prawdę mówiąc, nawet nie zamierzałam do niego dzwonić, chciałam tylko wkurzyć Nialla. Ominęłam blondyna jak gdyby nigdy nic, rozmawiając z Sophie, ale widziałam kątem oka jego tępy wyraz twarzy.
Nie spodziewał się tego.
I dobrze.
Niech poczuje się tak jak ja.


Trochę zazdrościłam Sophie, że musiała iść spać już o 22, chociaż ona kopała swojego tatę i krzyczała, że nie chce iść spać. Cóż, chętnie bym się z nią zamieniła. Cholernie mi się nudziło i szczerze mówiąc najchętniej też poszłabym spać, ale nie chciałam zostawiać mamy w tak ważnym dla niej dniu. Westchnęłam i wzięłam butelkę wina, po czym odeszłam jak najdalej od całego towarzystwa. Znalazłam jakiś leżak w ustronnym miejscu w ogrodzie z daleka od wszystkich i położyłam się na nim zadowolona. Spojrzałam na gwiazdy i otworzyłam butelkę, po czym napiłam się wina z gwinta. Stoczyłam się tak bardzo, że piję sama, ekstra.
Ale miałam powody. Na przykład to, że kompletnie nie wiedziałam co się dzieje pomiędzy mną i Niallem. No i seksbombą, która jakimś cudem wiedziała, że chodziłam z blondynem. Chociaż w sumie, było dość głośno kiedyś o mnie w internecie, więc może po prostu mnie kojarzyła stamtąd. Albo jej powiedział. Nieistotne, i tak nie chciałam mieć z nią nic wspólnego. Chciałam odzyskać swojego chłopaka, chociaż to było bez sensu, bo za dwa dni i tak wyjeżdżam. Jestem strasznie samolubna, ale chciałabym go mieć tylko dla siebie. Właśnie, a jutro Niall ma urodziny. Pociągnęłam kolejny łyk z butelki i wyciągnęłam telefon po czym wybrałam numer do Emmy. Odebrała po kilku sygnałach.
-Emma? Cześć, co tam?
-Ymm, nic ciekawego. Siedzę z Liamem i się opierniczamy. A jak tam wesele?
Uśmiechnęłam się sztucznie sama do siebie i znów się napiłam.
-Świetnie. Niall przyszedł z dziewczyną.
-Co?! Jaką dziewczyną?! – przyjaciółka wyraźnie się ożywiła.
-Nie wiem, jakaś blondynka. Pewnie modelka.
Wzruszyłam ramionami.
-Ej czekaj, chyba wiem która. Bertha Rasac. Była z nim często widywana.
Bertha.
O boże, jest taka idealna, a rodzice skrzywdzili ją imieniem Bertha?!
Wybuchłam niepohamowanym śmiechem i pociągnęłam łyk wina. Zaczęłam się głośno śmiać, a po drugiej stronie panowała cisza. Właściwie to nie wiem, czemu się tak śmiałam. Ale wtedy wydawało mi się to śmieszne, nawet bardzo.
No bo błagam, Bertha?
-Czy ty jesteś pijana? – zapytała Emma po drugiej stronie telefonu, a ja momentalnie zamilkłam.
-Nie, co ty. Ja nie piję - przewróciłam oczami.
-Ta jasne, Close – wyczułam w jej głosie ironię. Prychnęłam cicho i przypomniałam sobie prawdziwy powód mojego telefonu do niej.
-A właśnie, Niall ma jutro urodziny, nie?
-Noo, i co?
-Robi imprezę?
-Chcesz się wbić?
-Może.
Przyjaciółka zaśmiała się.
-Chcesz go odzyskać?
Przełknęłam ślinę.
Nawet nie wiesz jak bardzo. Nienawidzę widzieć go z inną.
-Raczej wkurzyć.
-Ale jak?
-Jeszcze nie wiem. Coś wymyślę.
-Kłamiesz, Chloe. Znam cię na wylot i wiem, że chcesz go odzyskać.
-Wyjeżdżam pojutrze.
-No i co, i tak pewnie wrócisz na święta.
-Nie. Nawet tak nie myśl. I tak ma już tą swoją Berthę – hahahahahahahahahaha – i niech będzie z nią  szczęśliwy.
Usłyszałam głośne westchnięcie.
-Dobrze wiesz, że mógłby ją zostawić dla ciebie nawet teraz. Ty nie wiesz jak on się zachowywał czasami, kiedy ciebie nie było. Odkąd znów się pojawiłaś, on znowu jest normalny. Uspokajasz go. To chore, że ciągle się tak mijacie, skoro oboje wiecie i wszyscy wokół wiedzą, że pasujecie do siebie idealnie. Gdyby tylko wiedział, że dalej coś do niego czujesz, to myślę, że mógłby nawet pojechać za tobą do LA.
-Nie chcę, żeby za mną jechał. Nie chcę go więcej ranić, dlatego chcę już wyjechać.
-Ale wcześniej chcesz iść na imprezę. Po co?
-Żeby się pobawić. Dawno nie gadałam z chłopakami, a Harrego i Louisa nie widziałam w ogóle. Trzeba nadrobić zaległości.
-Nie rób niczego głupiego. Nie musicie robić sobie ciągle na złość z Niallem, bo to naprawdę do niczego nie prowadzi.
-Sam zaczął. – jęknęłam, czując jak kręci mi się w głowie od alkoholu. Matko, ależ ja mam słabą głowę. – Dobra, kończę. Wyślij mi smsem jego adres.
-Naprawdę zamierzasz tam iść?
-Tak i nie powstrzymasz mnie.
-No dobra, dobranoc pijaczko.
Zaśmiałam się.
-Odwal się. – powiedziałam i rozłączyłam się. 
Zamknęłam oczy i rozłożyłam się wygodnie na leżaku. Kręciło mi się w głowie, więc stwierdziłam, że już tam zostanę. W końcu jutro też się nie wyśpię. Jeszcze nie wiedziałam tak naprawdę po co pójdę na tą imprezę urodzinową. Ale chciałam iść. Może by po prostu zobaczyć jak zareaguje na moją obecność.




Na wstępie przepraszam, że publikuję takie krótkie rozdziały, 
ale po prostu nie mam czasu na napisanie czegoś dłuższego. 
Standardowo dziękuję wam, że jesteście. Bardzo mnie wspieracie. 
I przypominam, jeśli ktokolwiek ma możliwość zareklamowania 
mojego fanfiction to byłabym bardzo bardzo wdzięczna. 
Następny rozdział prawdopodobnie za tydzień. 
Zazdro dla tych, którzy mają ferie. 
Kocham was i w ogóle. 
A, i zajrzyjcie proszę do zakładki z Bohaterami!

Szablon by S1K