Druga część fanfiction o Niallu Horanie i Chloe Woods. Pierwsza część: emotive-emotions.blogspot.com

środa, 19 lutego 2014

9


Miesiąc później

-Już jesteś? – spytałam szeptem i wbiłam się jeszcze bardziej w fotel, żeby wykładowca nie zauważył, że korzystam z telefonu.
-Tak, czekam na zewnątrz. Lepiej się pospiesz, księżniczko. Nie będę czekać na ciebie całe życie.
Zachichotałam cicho i spojrzałam na prawo, gdzie pewien student wpatrywał się we mnie wzburzoną miną, mówiącą „paragraf jakiś tam artykułu jakiegoś tam mówi, iż nie wolno używać telefonów komórkowych na sali wykładowej”. Posłałam kolesiowi tak samo chamskie spojrzenie, jak on mi i znów skupiłam się na rozmowie z chłopakiem.
-Ok, będę tam za jakieś 3 minuty. – powiedziałam szeptem i nie dając mu odpowiedzieć, zakończyłam połączenie.
-Szczęśliwy? – zapytałam chłopaka siedzącego obok mnie, a on tylko zamrugał parę razy oczami i unosząc dumnie brodę, z powrotem skupił się na wykładzie. Nie minęła nawet minuta, a wykład się skończył i wszyscy studenci leniwym krokiem skierowali się do wyjścia. Zgarnęłam swoje zeszyty do rąk i nawet nie trudząc się, żeby spakować je do torby, wybiegłam z sali, zręcznie manewrując pomiędzy studentami. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, co zresztą było typowe. Prawie każdy był zajęty rozmową na temat dzisiejszego melanżu. Tak było codziennie, dlatego połowa studentów na wykładzie była na haju i szczerze mówiąc, było to nawet zabawne. Czasami zdarzały się sytuacje, że ktoś wbiegł nagle na salę w stroju supermana i zaczynał coś wrzeszczeć, biegając w kółko, albo studenci nagle zaczynali rzucać jajkami w wykładowcę. Wybiegłam z budynku i widząc znajomy samochód, uśmiechnęłam się szeroko. Sekundę później wpadłam prosto w ramiona chłopaka i zaśmiałam się.
-Punktualnie. – ostentacyjnie spojrzał na swój zegarek, a potem przeniósł wzrok na mnie.
Zrobiłam minę divy i strzepnęłam niewidzialny kurz z ramion, a potem się zaśmiałam.
-To co dzisiaj robimy? – spojrzałam na Matta, a on oparł się o maskę swojego samochodu i splótł ręce na wysokości klatki piersiowej.
-Jedziemy do mnie na obiad.  Mój dyżur.
Uśmiechnęłam się. No tak, ostatnio stwierdziliśmy, że będziemy na zmianę gotować obiady, żeby było oszczędniej. Tak więc około dwa razy w tygodniu Matt był u mnie i dwa razy ja byłam u niego, czasem z Alice, jeśli miała czas, bo zazwyczaj żyła swoim życiem i nie martwiła się o tak banalne sprawy, jak jedzenie. Poza tym, Alice próbowała go poderwać, a on za każdym razem ją spławiał, więc się obraziła. Trochę było to dziwne, w szczególności, że moja współlokatorka miała naprawdę ogromne branie wśród płci męskiej. Ale nieważne, może to nie jego typ. W ogóle w ostatnim czasie spędzałam prawie każdy dzień z Mattem. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy i przynajmniej na chwilę mogłam zapomnieć o mojej bolesnej tęsknocie za ukochanym. Niallowi niewiele o nim mówiłam. W sumie wie tylko, że ktoś taki istnieje i czasem się widujemy. Nie widziałam potrzeby zawracania mu głowy moją przyjaźnią z Mattem, szczególnie, że Niall wcale nie wyglądał, jakby był o niego zazdrosny. Więc jeśli chodzi o to, to jestem spokojna.
Wsiadłam do samochodu od strony pasażera i po chwili odjechaliśmy spod uniwersytetu. Matt miał zwyczajny samochód, bo chłopak nie był jakoś specjalnie bogaty. Zwykły, przystojny i miły chłopak. Nawet nie był w typie Alice, więc nie wiem dlaczego go podrywała. Ona raczej gustowała w czarnych charakterach, a Matt zdecydowanie do nich nie należał. Dojechaliśmy dość szybko, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Chłopak zrobił na obiad zwykłe spaghetti, bo nie był jakimś wyrafinowanym kucharzem, ale doceniałam jego starania. Poza tym, to tylko obiad, a nie romantyczna kolacja przy świecach. Rzuciłam torbę na kanapę i poszłam za nim do kuchni. Matt też miał tylko jeden pokój w mieszkaniu, ale on mieszkał sam, więc przynajmniej mieliśmy spokój. Pomogłam mu nałożyć makaron na talerze i usiedliśmy przy stole w kuchni.
-Więc, kiedy ten twój chłopak przyjedzie? – zapytał Matt, nawijając trochę makaronu na widelec, po czym wsadził sobie do buzi.
-Skąd to pytanie? – spojrzałam na niego zdziwiona i zmarszczyłam brwi. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
-Nie wiem, tak pytam. – zawahał się przez chwilę - Bo w sumie już miesiąc temu mówiłaś, że niedługo przyjedzie i jakoś go nie ma. Może nie jest tobie tak wierny jak myślisz. – odparł beznamiętnym tonem, bawiąc się widelcem makaronem.
Patrzyłam na niego przez chwilę w milczeniu, kompletnie niedowierzając w to co powiedział, po czym z hukiem rzuciłam swój widelec na talerz i wstałam.
-Co ty..? Chloe, nie to miałem na myśli… - zaczął, ale zignorowałam go i ruszyłam w stronę kanapy, na której leżała moja torba. Wzięłam ja do ręki i odwróciłam się, ale niemal od razu przestraszona się cofnęłam, unikając zderzenia z chłopakiem. Jak on tak szybko znalazł się tak blisko?!
-Chloe przepraszam. Nie wiem co mnie napadło. – spojrzał na mnie ze skruchą w oczach i złapał mnie za rękę. Pierwszym moim odruchem było wyrwanie ręki, ale Matt ścisnął ją mocniej. Spojrzałam najpierw na swoją rękę, a potem na niego i zmarszczyłam brwi.
-Co ty wyprawiasz?
-Nie idź. Proszę. – rozluźnił uścisk i spojrzał na mnie z troską – Po prostu się martwię, nie chcę żebyś przez niego cierpiała.
Zacisnęłam szczękę.
A może on ma rację? Może Niall faktycznie ma kogoś w Londynie, może nawet Berthę i to dlatego było mu obojętne, że widuję się z innymi chłopakami…
Nie, przestań.
Niall nie zrobiłby mi czegoś takiego.
Nigdy by tego nie zrobił.
Nie ma nawet takiej opcji.
-Nie masz pojęcia przez co przeszłam. Nie masz pojęcia przez co przechodzę teraz, kiedy nawet nie mogę mieć go przy sobie. A ty jeszcze mówisz takie rzeczy? Jak możesz? – spojrzałam na niego z wyrzutem, czując jak łzy napływają mi do oczu.
-Przepraszam. Naprawdę. Nie wiem dlaczego to powiedziałem. – znów się przybliżył i widząc, że nie protestuję, przytulił mnie do siebie. Zrezygnowałam z chęci odepchnięcia go od siebie i pozwoliłam sobie na jego bliskość.


Matt od razu skierował się w stronę parkingu, ale położyłam mu dłoń na ramieniu, tym samym zatrzymując go w miejscu.
-Chodź, przejdziemy się. Przecież to niedaleko. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Potrzebowałam świeżego powietrza. I musiałam spalić kalorie. Pomimo tego, że robiło się już ciemno, na zewnątrz i tak było ciepło. I to jest jeden z nielicznych powodów, dla którego lubię Los Angeles. W końcu chłopak się zgodził i ruszyliśmy chodnikiem w stronę mojego domu. Wybaczyłam mu to co powiedział w sprawie Nialla, bo naprawdę się tym przejął i widać było, że żałuje tego co zrobił. Stwierdziłam, że jestem w stanie przymknąć na to oko, szczególnie że to pierwsze takie jego zagranie. Szliśmy w ciszy, co jakiś czas gadając o jakiś pierdołach, aż nagle dosłownie znikąd pojawiło się trzech, napakowanych mężczyzn w dresach (że też im nie za gorąco w tych workach) i zablokowali nam drogę.
-Ee, sory? – zapytał Matt, patrząc na nich jak na debili, ale kolesie nawet nie drgnęli, tylko wciąż patrzyli na niego z góry.
-Kasa i telefon. – usłyszałam jakiś gruby głos, ale najwidoczniej Matt nie zamierzał im niczego dawać, bo parsknął śmiechem.
-Chyba sobie żartujesz koleś. – zaśmiał się prosto w jego twarz, co zdecydowanie rozzłościło napakowanego mężczyznę. Wow, że on w ogóle ma odwagę stawiać się takim typom. Przyglądałam się całej sytuacji w ciszy, bo jak na razie nie było niebezpiecznie, a ci dresiarze nawet na mnie nie spojrzeli. No i wszystko się zmieniło z chwilą, gdy koleś przywalił Mattowi z pięści w twarz. Otworzyłam szeroko oczy, nie wiedząc co robić. Zaczęli się nawzajem okładać pięściami, a ja rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu kogokolwiek, ale na ulicy było zupełnie pusto. Wiem, że powinnam mu pomóc, nie wiem, rzucić się na kolesia, bić ich torebką, cokolwiek. Ale tego nie zrobiłam, bo po prostu się bałam, że coś mi zrobią. Matt już jednego znokautował i ten leżał na ziemi, więc pozostało mu tylko dwóch. Nie jest tak źle. Wyciągnęłam telefon z zamiarem zadzwonienia na policję i wróciłam wzrokiem na nich dokładnie w tym momencie, w którym  w świetle latarni zabłyszczało coś srebrnego. Doskonale wiedziałam co to jest. Chciałam krzyknąć coś do Matta, żeby go ostrzec, ale kompletnie mnie sparaliżowało. Cofnęłam się, a potem jeszcze raz, jakby próbując uciec od wspomnień, od potwornego bólu, od Tamary. Wciąż się cofałam, a mężczyzna zbliżył nóż do klatki piersiowej mojego przyjaciela. Wpadłam plecami na siatkę i zjechałam po niej w dół z taką siłą, że nie zauważyłam nawet wystającego pręta, który chamsko rozciął mi koszulkę i skórę z boku. Wciąż trzymając telefon przy uchu, chyba zaczęłam krzyczeć. Tak mi się wydawało, właściwie nie wiedziałam kompletnie co się działo, byłam ogłuszona. Bynajmniej nie krzyczałam z bólu, wręcz przeciwnie. W ogóle nie zwracałam na niego uwagi. Krzyczałam z przerażenia. I dzięki temu mężczyzna tylko drasnął Matta nożem w brzuch i cała pozostała dwójka spojrzała na mnie zaskoczona, jakby dopiero zauważyli moją obecność.
-Dzwoni po gliny! – krzyknął ten leżący na ziemi do reszty i dresiarze szybko pozbierali się, po czym uciekli w głąb ulicy. Przeniosłam wzrok na Matta, który stał zgięty w pół i trzymał się mocno za brzuch. Czyli musiał go porządnie drasnąć. Wstałam z ziemi, czując ból z boku i sięgnęłam tam ręką, która zaraz była cała czerwona od krwi. Skrzywiłam się i zignorowałam to, idąc w stronę chłopaka.
-Chodź, jesteśmy niedaleko od mojego domu. – powiedziałam i jakoś go utrzymując ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Super, Alice się ucieszy. Matt co chwilę coś przeklinał na dresiarzy, a ja potakiwałam mu, ale w rzeczywistości w ogóle go nie słuchałam. Parę minut potem jakoś dowlekliśmy się do mojego mieszkania, które oczywiście było zamknięte. To może nawet lepiej, że Alice nie ma w domu. Otworzyłam drzwi i zaprowadziłam go na moje łóżko, po czym poszłam po apteczkę do łazienki. Starałam się nie przejmować moją raną, zdecydowanie gorzej wyglądała ta jego. Kucnęłam przed nim i wyciągnęłam wodę utlenioną. Cała się trzęsłam.
-Chloe, co ci się stało? – spojrzał na mój bok, ale ja to zignorowałam.
-Musisz ściągnąć koszulkę.
-Powiedz co ci się sta…
-Ściągaj tą cholerną koszulkę! – krzyknęłam, a chłopak spojrzał na mnie zaskoczony i powolnym ruchem wykonał moje polecenie. Przed oczami ukazało mi się dość głębokie, ale nieszkodliwe nacięcie na brzuchu. Trzęsącymi się dłońmi odkręciłam buteleczkę z wodą utlenioną i nalewając trochę na chusteczkę, zaczęłam delikatnie dotykać nią rany. Widziałam, że Matt gapi się na mnie w osłupieniu, nie wiedząc dlaczego tak wybuchłam, ale nie miałam ochoty opowiadać mu teraz o mojej ranie w płucach, przerażającej psychofance i całym tym koszmarze, przez który przeszłam. Przyłożyłam gazę do rany i zaczęłam owijać go bandażem żeby zatamować krwotok. Na koniec zapięłam bandaż żeby się trzymał i wstałam, bez słowa kierując się do łazienki. Coś do mnie mówił, ale kompletnie go nie słuchałam, tylko zamknęłam się na klucz i ściągnęłam koszulkę. Spojrzałam w lustrze na przecięcie z boku, podobne do tego, które miał Matt, ale trochę mniejsze. Opatrzyłam sobie ranę i przykleiłam jakąś gazę, po czym usłyszałam pukanie do drzwi. Pewnie Alice znowu nie zabrała klucza. Westchnęłam i w samym sportowym staniku wyszłam z łazienki i podeszłam do drzwi. Zerknęłam jeszcze kątem oka na Matta, który wciąż siedział w tej samej pozycji i patrzył na mnie zdezorientowany. Otworzyłam zamaszyście drzwi.
-Mogłabyś nauczyć się zabierać ze sobą ten cholerny… - urwałam, widząc kto stoi w drzwiach. Otworzyłam szeroko oczy i wpatrywałam się w uśmiechniętego chłopaka z niedowierzaniem. Moje serce gwałtownie przyspieszyło swoją pracę, a ja zamrugałam parę razy, nie będąc pewna czy to sen, czy rzeczywistość.
-O boże, Niall. – szepnęłam i zakryłam usta dłońmi, a sekundę później rzuciłam się na niego, wtulając się mocno w jego klatkę piersiową. Zaciągnęłam się dobrze znanym mi zapachem i poczułam rodzące się do życia motylki w brzuchu. Zapomniałam o wszystkim, o ranie, o Macie, który siedział na moim łóżku. O wszystkim. Liczył się tylko on. Niall przytulił mnie mocno do siebie i wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi.
-Tak strasznie tęskniłem. – wyszeptał mi do ucha, powodując na mojej skórze ciarki.
-Ja też – odszepnęłam i odsunęłam się lekko, kładąc dłonie na jego policzkach. Chłopak bez wahania mnie pocałował z taką pasją, że pewnie przewróciłabym się, gdyby mnie nie trzymał. Ogarnęła mnie fala gorąca. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Przyciągnęłam go bliżej siebie i pogłębiłam pocałunek, wsuwając język do jego ust. Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę! Dopiero po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie i biorąc urwane oddechy, spojrzałam chłopakowi w oczy. Te piękne, błękitne oczy, w których znów tańczyły iskierki radości. Sielanka się skończyła, gdy usłyszeliśmy chrząknięcie. Oboje spojrzeliśmy w bok dokładnie na Matta, siedzącego bez koszulki na moim łóżku. O kurwa, kompletnie o tym zapomniałam. Niall dopiero teraz zauważył jego obecność i spojrzał zdziwiony na niego, a potem na mnie i przejechał wzrokiem po moim ciele.
-Dlaczego jesteście bez koszulek? – spytał cicho i spojrzał mi w oczy. Ścisnęło mi żołądek na widok jego spojrzenia. Zniknęły iskierki radości, a zamiast nich pojawił się niepokój i jakby… rozczarowanie. O nie, nie bądź mną rozczarowany!
Spanikowana spojrzałam na Matta, a potem na Nialla.
-To nie tak jak myślisz…
-Zazwyczaj jak ktoś tak mówi to jest dokładnie tak jak myślę.
-Posłuchaj… - zaczęłam, kładąc dłonie na jego ramionach – Matt jest moim przyjacielem. Wracaliśmy do domu i zaatakowali nas jacyś dresiarze. Dźgnęli go nożem – przełknęłam ślinę – więc musiałam go opatrzeć, i siebie przy okazji też, dlatego tak wyszło, że…
-Jesteś ranna? – spytał od razu, patrząc na mnie przestraszony.
-To nic takiego.
Bez słowa dotknął mojego sporadycznego opatrunku na boku, którego wcześniej nie zauważył, a potem przeniósł wzrok na Matta, który akurat wstał i podszedł bliżej. Widziałam, jak Niall morduje go wzrokiem, obwiniając go o wszystko.
-Skoro przebywasz już z moją dziewczyną, to jesteś za nią odpowiedzialny. To znaczy, że jesteś odpowiedzialny za to, żeby nie stała się jej krzywda. – powiedział do niego przez zaciśnięte zęby. O ja pierdziele, wkurzony Niall. Naprawdę nieczęsto miałam okazję widzieć go takiego, więc nie bardzo wiedziałam co mam robić, ale musiałam interweniować. Złapałam go za rękę, powodując, że trochę się rozluźnił i spojrzałam na niego.
-To nie jego wina, Niall. Nie zauważyłam wystającego pręta i sama się skaleczyłam. Poważnie, to nie jego wina.
Chłopak popatrzył na mnie przez chwilę w ciszy, jakby zastanawiając się czy mi wierzyć.
-To ja chyba już pójdę – odezwał się niepewnie Matt i uśmiechnął się do mnie, zakładając swoją koszulkę. Nie przytulił mnie na pożegnanie i może to dobrze. Przynajmniej uniknęliśmy sceny zazdrości ze strony mojego chłopaka. Pomachałam mu i uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym chłopak wyszedł, mijając bez słowa Nialla. On zresztą też kompletnie go zignorował.
-Niall… - szepnęłam i przejechałam dłonią po jego policzku, a on po chwili uśmiechnął się delikatnie i przyciągnął mnie do siebie. Wszystko wybaczone.
-Ja pierdziele, czemu tutaj nie ma windy?! – usłyszałam za sobą i gwałtownie odwróciłam się od Nialla, patrząc w stronę drzwi. O framugę opierała się Emma i dyszała ciężko, zmęczona wychodzeniem na 5 piętro.
-Emma?! – otworzyłam szeroko oczy i pobiegłam do przyjaciółki, przytulając ją mocno do siebie.
-O boże. To było straszne. Nie przeżyłabym tego, gdybym nie spotkała na schodach jakiegoś poturbowanego przystojniaczka, którego widok dodał mi sił. Niestety nawet na mnie nie spojrzał. – westchnęła, udając rozczarowaną, a ja zaśmiałam się nerwowo. Doskonale wiedziałam, że mówi o Macie.
-Co tu robisz? – zapytałam, przyciskając ją do siebie i kołysząc się na boki.
- No jak to co, ten debil mi przecież obiecał, że mnie weźmie. Myślałam, że nie wytrzymam z nim w samolocie, spał na mnie przez całą drogę i obślinił mi koszulkę, fuu. – powiedziała na jednym wdechu i spojrzała z udawaną złością na blondyna, a on tylko się zaśmiał.
-Rozgośćcie się i cieszcie się wolnością póki nie ma mojej współlokatorki. Chcecie coś do jedzenia, picia? – wzięłam swoja bluzkę z łazienki i spojrzałam na nich.
-Fajna ta współlokatorka? – zapytał Niall, poruszając brwiami, a ja w odpowiedzi rzuciłam w niego koszulką. Oczywiście jego reakcją był śmiech, jak zwykle zresztą.
-Daj mi jakiegoś soku, coś zimnego. – odezwała się Emma i zamknęła drzwi, a potem poszła do pokoju i walnęła się na łóżko Alice. Poszłam do kuchni i przyniosłam cały karton z sokiem i szklanki, po czym usiadłam na swoim łóżku koło Nialla i oparłam głowę na jego ramieniu. Tak bardzo cieszyłam się jego bliskością. Chłopak objął mnie ramieniem i pocałował w głowę.
-Gdzie macie bagaże? – zapytałam, marszcząc czoło, a Emma machnęła na mnie ręką i podniosła swoją torebkę.
-Ja mam tutaj.
Coś tu nie gra.
-To twój bagaż? Serio? – spojrzałam na nią z politowaniem – przecież w Londynie nawet jak szłaś do mnie na noc to brałaś walizkę.
Niall znów się zaśmiał.
-To ty powinnaś się pakować, a nie ona. – wtrącił i spojrzał na mnie z góry.
-Czemu?
-Bo jedziesz ze mną do hotelu, a Emma zostaje z twoją współlokatorką. – odparł i uśmiechnął się szeroko, znów całując mnie w czoło.
-Powaliło was? Przecież Alice nic nie wie, nie mogę tak…
-Wie. – powiedziała Emma, przykładając sobie szklankę z sokiem do policzka – Niall okazał się być na tyle inteligentny, co jest dla mnie miłym zaskoczeniem, że do niej zadzwonił i bez problemu zgodziła się mną zająć przez jeden dzień.
Zmarszczyłam czoło.
Ta wariatka cały czas wiedziała, że przyjadą i nic mi nie powiedziała?
-Chwila. Jak to jeden dzień? – spojrzałam na Nialla zdezorientowana, a oni wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Chłopak popatrzył mi prosto w oczy i westchnął.
-Słuchaj, Chloe… Nie dam rady być dłużej. Modest i tak ledwo się zgodził, żebym w ogóle jechał, a niestety musiałem prosić ich o zgodę, bo ci idioci muszą kwestionować niemal wszystkie moje decyzje. Jutro wieczorem musimy wracać. Przepraszam. – powiedział i złapał mnie za rękę. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka i zaczęłam bawić się jakąś nitką, wystającą z kołdry.
-Myślałam, że będziecie chociaż na tydzień… Nawet nie mogę się tobą nacieszyć. – odparłam cicho i podniosłam na niego wzrok. Było mi smutno, że przyjechali na tak krótko. No bo błagam, mam nadrobić miesiąc rozłąki w jeden dzień, a potem szykować się na kolejny miesiąc bez niego? Przecież ja w końcu zwariuję.
-Na waszym miejscu nie traciłabym czasu bo już jest późno, a może jeszcze zdążycie spędzić ze sobą noc. – wtrąciła Emma i sięgnęła po jakąś gazetę Alice.
Zarumieniłam się, nie odwracając wzroku od Nialla, a on uniósł kącik ust do góry. Spojrzałam na przyjaciółkę.
-Na pewno chcesz tutaj zostać z Alice?
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
-On potrzebuje cię bardziej niż ja – kiwnęła głowę w stronę Nialla – A zapewniam was, że będziemy się świetnie  bawić z twoją współlokatorką.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie wątpię.


Otworzył mi drzwi od strony pasażera i posłał mi ten swój popisowy uśmiech. Zachichotałam cicho i wsiadłam do samochodu, po czym wrzuciłam torebkę na tylne siedzenie. Nie mogłam uwierzyć, że Niall tu jest. Wciąż czułam się, jakby to był sen, bardzo realistyczny, z którego zaraz się obudzę i cały czar pryśnie. Chłopak usiadł na miejscu obok, więc sięgnęłam po pasy, ale zanim zdążyłam je zapiąć, Niall już przycisnął swoje usta do moich. Zaskoczona puściłam pas i dopiero po chwili odwzajemniłam pocałunek. Zaczął napierać na mnie coraz bardziej, wsuwając język do moich ust, a ja uśmiechnęłam się między pocałunkami. Odsunęłam się lekko, ale nie dawał za wygraną.
-Poczekaj…. Aż…… Dojedziemy…. – wysapałam, a on tylko pokręcił przecząco głową i popchnął mnie jeszcze bardziej, tak, że on już prawie był na moim fotelu i opierał się o szybę po obu stronach mojej głowy. Było mi gorąco. Za gorąco. Miałam ochotę zadrzeć z siebie wszystkie ubrania, i jego przy okazji też. Niall sięgnął ustami do mojej szyi, więc mruknęłam z zadowoleniem i wplotłam dłoń w jego włosy. Po chwili jednak się odsunął i jeszcze raz pocałował mnie w usta, po czym po prostu usiadł na swoim fotelu i odpalił silnik. Wpatrywałam się w niego, dysząc ciężko. Jeszcze przez chwilę siedziałam przybita do szyby, a on uśmiechał się najwyraźniej zadowolony z siebie.
-Co to miało być? – zapytałam w końcu, wciąż na niego patrząc.
-Przedsmak tego, co będziemy robić, jak dotrzemy do hotelu. – odparł i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, po czym puścił do mnie oczko.
Niecałe 3 minuty potem byliśmy już na miejscu, chociaż wcale nie było to blisko od mojego mieszkania. Chłopak po prostu jechał prawie 200km/h. Była to jedna z bogatszych dzielnic miasta, w której chyba nawet nigdy nie byłam. W każdym razie hotel znajdował się bezpośrednio przy plaży i, oczywiście, był 5 gwiazdkowy. Nawet nie miałam szansy się mu dokładnie przyjrzeć, zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz, bo Niall od razu pociągnął mnie za rękę do windy, uprzednio wziąwszy tylko bez słowa klucz od recepcjonistki. Widocznie zadzwonił tu już wcześniej. Wszedł do windy i kliknął przycisk z literką 3, po czym przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować równo z momentem, kiedy drzwi się zamknęły. Całowaliśmy się przez całą drogę na 3 piętro, potem przez cały korytarz i szczerze mówiąc nawet nie wiem jakim cudem udało mu się dotrzeć do pokoju, a co dopiero go otworzyć, ale nie miało to dla mnie zbyt wielkiego znaczenia. Popchnął mnie przodem nie odrywając swoich ust od moich, zamknął drzwi kopniakiem i przycisnął mnie do ściany. O boże, serce mi waliło tak mocno, jakby zaraz miało eksplodować. Bez wahania ściągnęłam jego koszulkę i rzuciłam ją gdzieś w ciemność, a on złapał mnie za tyłek i uniósł w górę, więc oplotłam go nogami w pasie i przyciągnęłam bliżej siebie. Niall zaczął całować mnie po szyi i iść po omacku w stronę łóżka. Mruknęłam cicho i szarpnęłam lekko za końcówki jego włosów. Ściągnął mi koszulkę, a potem stanik i położył mnie na łóżku, po czym sam delikatnie się nade mną nachylił. Zjechał ustami na mój dekolt, powodując, że wydawałam z siebie mruknięcia rozkoszy z każdym kolejnym jego pocałunkiem. Po chwili wrócił do moich ust i zaczął mnie czule całować. Boże, było mi tak gorąco! Obróciłam go tak, że byłam na górze i siadając na nim, odpięłam jego spodnie i zsunęłam je w dół, to samo robiąc z bokserkami. Zerknęłam na niego i tak jak myślałam, uśmiechał się asymetrycznie, co wywołało u mnie jeszcze większą  palpitację serca. Odwzajemniłam jego uśmiech i przejechałam powoli ręką po jego członku. Schyliłam się i przejechałam po nim jeszcze raz, ale tym razem językiem. Zanim zdążyłam podnieść wzrok na Nialla, chłopak jęknął.
-Cholera, Chloe.
W ciągu ułamka sekundy przewrócił nami z powrotem tak, że byłam na dole.
-Ej, to nie fair! – krzyknęłam, śmiejąc się, ale zatkał mi usta swoimi wargami, w między czasie zdejmując mi resztę ubrań. Spojrzał mi w oczy i znów się uśmiechnął.
-Gotowa? – zapytał cicho.
-Zawsze. – odparłam szeptem i nie minęła sekunda, a chłopak mocno we mnie wszedł, powodując, że moje ciało aż wygięło się w łuk. Jęknęłam, gdy zaczął się poruszać w moim wnętrzu. Odchyliłam głowę do tyłu i przygryzłam mocno dolną wargę, powstrzymując się od krzyku. Niall znacznie przyspieszył ruchy biodrami i pochylił się nade mną, złączając nasze usta.
-Jesteś taka piękna – szepnął, bardziej do siebie niż do mnie, przyglądając mi się dokładnie. Właściwie to było ciemno i niewiele było widać, ale jestem pewna, że zapamiętał już moje ciało na pamięć. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i dziękowałam Bogu, że światła są zgaszone, bo przynajmniej nie widział koloru mojej twarzy. Tak strasznie za tym tęskniłam. Za tą bliskością, poczuciem bycia kochaną. Za nim całym. Był całym moim światem i tak naprawdę tylko przy nim jestem całkowicie szczęśliwa. Nie wyobrażam sobie, że miałabym kiedyś go stracić. Ścisnęłam dłońmi kołdrę i krzyknęłam głośno jego imię, czując nagle napływającą falę gorąca. Sekundę potem opadłam na poduszki i zamknęłam oczy, a chwilę później Niall położył się na mnie i pocałował mnie delikatnie w usta. Przez chwilę jeszcze w ogóle nie kontaktowałam, nie zdając sobie sprawy z tego, że Niall też doszedł i jest już po wszystkim. Spojrzałam na niego, a on już leżał obok i opierając się o łokieć, patrzył na mnie z uśmiechem.
-Strasznie za tobą tęskniłem, wiesz? A zostało nam tylko 20 godzin.
Uśmiechnęłam się i przejechałam dłonią po jego włosach, a później położyłam ją na jego policzku i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Mówisz, jakbyś za 20 godzin miał zginąć. Przyjedziesz za miesiąc. Chyba nie zostawisz mnie samej w urodziny, nie? – puściłam mu oczko i wtuliłam się w jego klatkę piersiową, a on przykrył nas kołdrą i pocałował w czubek głowy.
-Nie ma takiej opcji. Będę na pewno. I na dłużej. Obiecuję. 




Porażka zupełna.
Kompletnie spierdoliłam ostatnią scenę, jestem zła bo mam 
problemy w domu z ojcem i w ogóle nic się nie układa ostatnio więc proszę, nie 
napierajcie na mnie, żebym dodawała rozdział jak najszybciej, bo nie mam do tego w ogóle głowy teraz.

niedziela, 9 lutego 2014

8


Wstałam koło południa, bo nie mogłam się przyzwyczaić do zmiany czasowej. Oczywiście Alice zniknęła. Zawsze tak było. Nawet mogłabym powiedzieć, że mieszkam sama i przypadkowa osoba by się nie zorientowała. Ciągle gdzieś chodziła, na randki, na imprezy, pobiegać, albo posurfować. Tak, ostatnio Alice dostała bzika na punkcie sportu. Codziennie robiła 2 km wzdłuż plaży, a potem wracała do mieszkania tak spocona, że miałam ochotę zemdleć, żeby tego nie wąchać. Albo wyjść, ale tak jak mówiłam – nie mam tu przyjaciół. Wiele razy proponowała mi, żebym poszła z nią, ale ja poległabym w walce, zanim jeszcze dotarłabym do plaży, która jest zaledwie 100 metrów stąd.
Przypomniałam sobie, jak uciekałam z Niallem przed napalonym tłumem fanek. Tuż po tym, jak chłopak wsadził mi loda do stanika. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. To była nasza pierwsza randka. Tak dawno, a on wciąż jest takim samym debilem. Cały Niall. Zawsze wydawało mi się, że jesteśmy jak stare małżeństwo, które przeżyło już kilka dobrych lat razem, a w rzeczywistości byliśmy ze sobą tylko pół roku. Z czego jakieś 70% to były rozstania i kłótnie. Intrygujące, jak często potrafiło się dziać coś, co wszystko niszczyło. Nawet nie jestem pewna, czy choć przez miesiąc wszystko było idealnie. Może jesteśmy skazani na porażkę. Wtedy przynajmniej mój sen w samolocie miałby jakikolwiek sens.
Wstałam z łóżka, przebrałam się w jakieś krótkie spodenki i top, po czym zaczęłam się rozpakowywać. Zajęło mi to dobre 20 minut, ale i tak nic lepszego nie miałam do roboty. Zjadłam jakąś zapiekankę z mikrofalówki. Tak, to zarówno moje śniadanie, jak i obiad. Nie ma to jak studenckie życie. Ledwo zdążyłam wyjść z kuchni, a drzwi wejściowe się otworzyły i stanęła w nich spocona Alice.
-O nie. – jęknęłam i szybko pobiegłam do pokoju – Lepiej od razu idź się umyć!
Usłyszałam tylko śmiech współlokatorki, a potem trzask drzwi. No, czyli mnie posłuchała.
Po kilku minutach wróciła, owinięta samym ręcznikiem.
-Idziemy dzisiaj z Jamesem na kręgle, idziesz z nami? – zapytała, grzebiąc w szafie w poszukiwaniu jakiś ciuchów. Zmarszczyłam czoło.
-Kim jest James? – spojrzałam na nią, a ona zachichotała i zerknęła na mnie przez ramię.
-A, no tak. To mój nowy chłopak.
Zaśmiałam się i przewróciłam oczami.
-Który to już?
-48. – odparła beznamiętnym tonem i machnęła ręką, a ja tylko pokręciłam głową ze śmiechem.
-Przyjdę na kręgle, ale z Mattem. To ten, którego wczoraj nazwałaś przystojniakiem na plaży.
Spojrzała na mnie, unosząc brwi.
-A co z Niallem?
Wzruszyłam ramionami.
-Nic. To tylko kręgle.
Brunetka pokręciła głową z dezaprobatą i wróciła do przeglądania zawartości swojej szafy.
-No nie wiem Chloe, miejmy nadzieję, że Matt też tak uważa. On w ogóle wie, że masz chłopaka?
-Nie. Jezu, Alice. Ja nawet nie wiem czy chodzę z Niallem.
W końcu wyciągnęła jakąś bluzkę i nie przejmując się tym, że jestem tuż obok, zsunęła z siebie ręcznik i zaczęła się przebierać w podobny zestaw do mojego. Zawsze tak robiła. Za pierwszym razem gapiłam się na nią z szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się co ona do cholery robi, to mnie onieśmielało… i w ogóle czułam się dziwnie. Przez chwilę myślałam też, że jest lesbijką. Ale szybko obaliłam tą teorię, zbyt emocjonalnie reagowała na facetów. Alice po prostu była kobietą, która nie wstydziła się swojego ciała, miała wyjebane na wszystko i szczerze mówiąc, zazdrościłam jej tego.
-Oczywiście, że chodzisz. – powiedziała, zakładając przez głowę bluzkę – Wyznanie sobie miłości jest równoznaczne z chodzeniem.
Uśmiechnęłam się do siebie i opadłam na łóżko, patrząc na sufit.
-Może masz rację. To ja lepiej odwołam kręgle z Mattem. – sięgnęłam po telefon, ale Alice mnie powstrzymała.
-Nie. Możesz się z nim spotkać, ale Niall musi o tym wiedzieć. Powiedz mu, wtedy będziesz miała czyste sumienie. Mattowi też lepiej powiedz, że masz chłopaka i jak się do ciebie zbliży to przyjedzie z Londynu mu wpierdolić. – uniosła kącik ust do góry, patrząc na mnie z góry, a ja się zaśmiałam. – Kiedy on przyjedzie? Chcę go wreszcie poznać. Pewnie z niego niezłe ciasteczko.
Przewróciłam oczami.
-Pewnie. Miliony dziewczyn za nim szaleją.
Alice zmarszczyła czoło.
-Miliony?
Fuck, przecież ona nie wie, że Niall jest sławny.
Wzruszyłam ramionami, udając wyluzowaną.
-To taka metafora. Dziewczyny normalnie się na niego rzucają, jak wyjdzie na ulicę. – Dosłownie to robią.
Współlokatorka zaśmiała się i machnęła na mnie ręką, po czym wyszła z pokoju.
-Masz dziwne poczucie humoru. Jadłaś coś?
-No, to świństwo z zamrażarki. Jak chcesz to sobie weź.
-Spoko. –krzyknęła z kuchni, a ja wydałam z siebie głośne westchnięcie i znów spojrzałam na sufit, zastanawiając się co niby powiem Niallowi. Wiedziałam, że muszę to zrobić, a czas leciał zdecydowanie za szybko.
Alice siedziała na swoim łóżku, przylepiona do laptopa, a ja leżałam wciąż w tym samym miejscu, powtarzając w głowie słowa, które mu powiem. W końcu się ogarnęłam i stwierdziłam, że samo coś ze mnie wyjdzie. Sięgnęłam po swojego laptopa, odpaliłam go i włączyłam skype. Los mi dzisiaj wyjątkowo nie sprzyjał, bo chłopak był dostępny. A już myślałam, że będę mogła się jakoś wymigać. Przygryzłam dolną wargę i popatrzyłam chwilę na jego ikonkę, aż w końcu kliknęłam zieloną słuchawkę. Alice chyba zauważyła mój stres, bo zaproponowała, że przeniesie się do kuchni i sekundę potem wyszła z pokoju, delikatnie zamykając drzwi. Słyszałam jeszcze jak życzy mi powodzenia i uśmiechnęłam się do siebie w momencie, kiedy Niall odebrał. Oparłam się o ścianę i położyłam sobie laptopa na kolanach. Serce waliło mi jak oszalałe.
-Czeeść.. – zaczęłam, uśmiechając się lekko.
-Cześć, słońce. – odparł i przejechał dłonią po włosach. No tak, przecież tam jest noc. Dlatego wygląda jak niewyspany i ma na sobie tylko dresy.
Tak, jest bez koszulki.
Tak, zrobiło mi się gorąco.
Tak, chciałam go dotknąć.
Desperacko chciałam go dotknąć.
-Idziesz spać? –zapytałam, unosząc brwi. Nie mogłam oderwać wzroku od jego klatki piersiowej.
-Nie, jeszcze nie – odparł, śmiejąc się – Chyba bardzo za mną tęsknisz.
Automatycznie podniosłam wzrok na jego oczy.
-Co, czemu?
-Ciągle gapisz się na moje mięśnie.
Zaśmiałam się nerwowo, próbując zakryć włosami twarz, bo byłam już cała czerwona.
-No, może trochę..
Usłyszałam jego niski śmiech i ja również się uśmiechnęłam.
-Jestem potwornie zmęczony, mieliśmy koncert dzisiaj, a potem Meet&Greet i po prostu ledwo żyję.  – powiedział i sięgnął po paczkę czipsów.
-A ja przez ciebie jestem głodna. – jęknęłam.
Spojrzał na czipsy, a potem na mnie.
-Jesz tam coś w ogóle?
-Jasne.
-To co dzisiaj zjadłaś?
-Zapiekankę. Była pyszna. – Fuj.
-No, i co dalej? – wsadził sobie garść czipsów do ust.
-No… Nic.
I prawie tą garść wypluł z buzi. Zaśmiałam się.
-Żartujesz sobie?! Jak mogłaś przez tyle godzin zjeść tylko zapiekankę? Nie masz kasy czy coś? Mam ci wysłać?
-Co?! Nie! – otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na niego – Po prostu dzisiaj nie byłam głodna…
Przewrócił teatralnie oczami. Zdecydowanie mi nie wierzył, posłał mi spojrzenie, mówiące, że „jeszcze sobie o tym pogadamy”, ale chyba stwierdził, że nie warto dłużej ciągnąć tego tematu teraz.
-Więc, jakie plany na dzisiejszy wieczór?
Zamarłam.
O nie, o nie, o nie. Znów bicie serca przyspieszyło, a ja przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, próbując wymyśleć coś na poczekaniu. Kurde, jak ja mam mu to powiedzieć, żeby nie zabrzmiało idiotycznie? Zaczęłam się nerwowo bawić palcami.
-Chloe?
Spojrzałam na niego i wysiliłam się na uśmiech.
-Ja.. Idę na kręgle.
Uśmiechnął się leniwie. Widziałam jak bardzo był zmęczony.
-O, ekstra. Z kim?
Przełknęłam z trudem ślinę.
Proszę, tylko się nie złość, tylko się nie złość.
-Z kolegą.. - odparłam ostrożnie, uważnie przyglądając się jego reakcji. Ale ku mojemu zdziwieniu chłopak tylko wzruszył ramionami i wpakował sobie kolejną garść czipsów do buzi, po czym z pełnymi ustami powiedział tylko:
-Super.
Serio?
Kamień spadł mi z serca. Odetchnęłam z ulgą i wypuściłam powietrze z ust, które jakimś cudem przez cały czas wstrzymywałam. A tak bałam się jego reakcji. Myślałam, że będzie jakiś smutny, albo może zły, że umawiam się z innymi chłopakami, a może nawet go zdradzam. A tutaj niespodzianka. Zareagował całkiem normalnie. Ale z drugiej strony, czemu nie jest zazdrosny? Poczułam się jakaś taka… zawiedziona. Jestem dziwna.
-Nie jesteś zazdrosny? – wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język, a chłopak uniósł brwi, a potem ziewnął. Aww, to było takie słodkie.
-A powinienem?
-Ym, nie. Nie, coś ty. – uśmiechnęłam się do niego i zerknęłam na drzwi, gdzie stała Alice i niemo przekazywała mi, żebym się pospieszyła – Muszę iść.
Uśmiechnęłam się na widok Nialla z wysuniętą dolną wargą. Wyglądał jednocześnie tak uroczo i męsko. Nie wiem jak to w ogóle możliwe. Poczułam ukłucie w sercu. Tak bardzo chciałam teraz być przy nim, móc go dotknąć, przyjrzeć się kolorowym iskierkom w jego oczach. Westchnęłam i delikatnie położyłam dłoń na ekranie, uśmiechając się lekko. Niall zrobił to samo, przez co wyglądało to tak, jakby nasze ręce się stykały.
-Tęsknię. – szepnął.
-Ja też. Bardzo. Nie mogę wytrzymać, a to dopiero drugi dzień.
-Niedługo przyjadę, obiecuję. Miłego wieczoru.
-Ym, miłego snu?
-Byłoby milej z tobą.
Przewróciłam oczami, czując jak się rumienię i zaśmiałam się.
-Dobranoc, Niall.



-Wyglądam seksownie? – zapytałam Alice i okręciłam się wokół własnej osi. Miałam na sobie tylko obcisłe jeansy i jakąś luźną, różową koszulkę.
-Nie. – odparła współlokatorka i wróciła do jedzenia swojego jogurtu.
-To świetnie.
Alice uniosła brwi.
-Nie chce wyglądać seksownie. Pomyśli, że jestem atrakcyjna, albo gorzej. Że on mi się podoba. To znaczy, jest przystojny, ale sama rozumiesz. Wolę, żeby nie myślał o tym jak o randce. A o mnie, jak o materiale na dziewczynę… – powiedziałam nerwowo, bawiąc się palcami.
-Weź głęboki oddech i daj czadu. – przerwała mi, po czym kiwnęła głową w stronę drzwi.
Prychnęłam w odpowiedzi i udając obrażoną, wyszłam z mieszkania. Całą drogę po schodach modliłam się, żeby Matt nie pomyślał, że to randka, bo wtedy będę musiała mu się tłumaczyć, że mam już chłopaka. Zerknęłam przez małe okienko na klatce schodowej i zobaczyłam, że już na mnie czekał. Zeszłam szybko na dół. Na szczęście też był ubrany zwyczajnie, więc odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się do niego szeroko. Może nie będzie tak źle. Powiedział tylko „cześć”, nie złapał mnie za rękę, nie próbował też pocałować mnie w policzek. Jest dobrze, oby tak dalej. Nagle zza pleców wyciągnął różę i uśmiechnął się niewinnie, wysuwając rękę z kwiatkiem w moją stronę. Spojrzałam na niego, a potem na roślinkę kompletnie zbita z tropu.
O nie, czyli to jednak randka.
Chłopak chyba zauważył moje niezdecydowane spojrzenie, bo od razu się odezwał.
-No weź ją. Chciałem się tylko zrewanżować za różę, którą dałaś mi wczoraj. – uśmiechnął się słodko, pokazując urocze dołeczki, więc odwzajemniłam to i niepewnie wzięłam od niego kwiatka. – Nawiasem mówiąc, wyglądałem trochę jak pedał.
Zaśmiałam się i poklepałam go w ramię.
Czyli jednak nie randka.
Zwyczajny, koleżeński wypad na kręgle. Świadomość tego zdecydowanie poprawiła mi humor.
-Chodźmy. – powiedziałam z uśmiechem.
Myślałam, że będzie jakoś drętwo, ale ku mojemu zdziwieniu przez całą drogę rozmawialiśmy. O różnych rzeczach, o studiach, Londynie, śmiesznych sytuacjach. Dowiedziałam się, że chłopak też ma rodzinę w Anglii i bardzo często tam bywa. Przeniósł się do Kalifornii tylko dlatego, że tutaj są lepsze studia filmowe, a on chce być reżyserem. Całkiem fajnie mi się z nim gadało, musiałam to przyznać. Czułam się, jakbyśmy znali się od dawna i byli starymi, dobrymi kumplami.
-Nie chcę nic mówić, ale jestem mistrzem tej gry, więc nie przejmuj się jeśli przegrasz. – powiedziałam, udając pewną siebie i po zawiązaniu sznurówek od buta spojrzałam na niego wyzywająco. Chłopak tylko uniósł brwi i wstał z ławki.
-Jeszcze zobaczymy kto tu jest mistrzem.
Zaśmiałam się w odpowiedzi i podeszłam do kul. Każda z nich miała inny kolor, czasem jakiś wzorek, jednak wybrałam zwykłą, zieloną. Przypominała mi tym kolorem Nialla. Uśmiechnęłam się do siebie i wzięłam kulę do ręki, a palcami drugiej dłoni przejechałam po niej delikatnie.
-Naćpałaś się czegoś, że tak śmiejesz się do siebie? – usłyszałam obok siebie i spojrzałam na Matta, po czym wystawiłam do niego język. Matko, czułam się jak nastolatka.
-Nie. – odparłam spokojnie – Cieszę się, że zaraz cię zniszczę.
Ruszyłam w stronę toru, słysząc za sobą jeszcze jego śmiech. Zamachnęłam się i wypuściłam kulę z rąk tak, że potoczyła się po środku toru. Strąciła 9 kręgli. Zadowolona z siebie odwróciłam się do chłopaka z szerokim uśmiechem i położyłam dłonie na biodrach. Matt sięgnął po pierwszą lepszą kulę i spojrzał na mnie wyzywająco.
-Patrz na mistrza.
Rzucił zamaszyście kulą, a ta zbiła wszystkie kręgle. Spojrzałam z szeroko otwartymi oczami na tor, a potem na chłopaka. Ten przeniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się triumfalnie, a ja prychnęłam.
-Miałeś po prostu farta – bąknęłam pod nosem.
Niestety nie.
Koleś po prostu grał świetnie i niemal za każdym razem zbijał wszystkie kręgle, a ja robiłam z siebie idiotkę i najwyraźniej zielona kula Nialla nie przyniosła mi szczęścia. Ale i tak świetnie się bawiłam. Ciągle się śmialiśmy, zrobiliśmy sobie małą przerwę żeby coś zjeść. Był bardzo miły, nawet nie pozwolił mi zapłacić, wszystko brał na siebie. Zupełnie jak na… randce. Ale miałam to gdzieś. Zastanawiałam się tylko gdzie jest Alice i James, bo przecież też mieli przyjść. Może po prostu poszli do innej kręgielni. Oczywiście Matt wygrał ze mną całą grę, ale żeby mnie pocieszyć powiedział, że następnym razem da mi fory. Ekstra.

Wróciliśmy późno, było coś koło 23, gdy zatrzymaliśmy się pod moją klatką.
-Świetnie się dzisiaj bawiłem. – zaczął, wkładając dłonie do kieszeni i uśmiechnął się szeroko.
-Ja też. Gdyby nie to, że przegrałam. – zaśmiałam się i przewróciłam teatralnie oczami.
-Mogłem dać ci wygrać, przynajmniej przestałabyś marudzić. – również się zaśmiał i przysunął się trochę bliżej mnie.
Co on robi?
Zaśmiałam się nerwowo.
-Z reguły jestem bardzo marudna. – odparłam, próbując się uśmiechnąć, ale był strasznie blisko.
-Zauważyłem. – odparł cicho i zaczął przybliżać się jeszcze bardziej, nawet zamknął oczy. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chce mnie pocałować.
O boże, czyli to na pewno randka.
W ostatnim momencie cofnęłam się do tyłu i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, żeby się zatrzymał. Serce waliło mi jak oszalałe, ale nie dlatego, że mi się podobał, czy coś w tym stylu. Wręcz przeciwnie. Byłam przerażona i nigdy nie wybaczyłabym sobie, jeśli pocałowałabym innego chłopaka będąc z Niallem.
-Przestań. – szepnęłam cicho przestraszona. Chłopak automatycznie otworzył oczy i chyba się trochę speszył, bo od razu się ode mnie odsunął.
-Przepraszam. Nie widziałem, że… - zaczął niepewnie, ale mu przerwałam.
-Mam chłopaka. – powiedziałam szybko i spojrzałam mu w oczy. Popatrzył na mnie przez chwilę w ciszy lekko zdezorientowany. Wydawało mi się, że jego oczy pociemniały, jakby był zły, ale po jego wyrazie twarzy nie było nic widać. Chyba nie wiedział co ma powiedzieć, więc odezwałam się zamiast niego – Przepraszam. Nie przypuszczałam, że odbierzesz to jako randkę.
-No cóż. – westchnął i spojrzał na mnie z uśmiechem – szczęściarz z niego.
Uśmiechnęłam się, słysząc te słowa.
-Więc, jest ok? – zapytałam niepewnie.
-Jasne. – odparł – Mam nadzieję, że i tak się jeszcze spotkamy.
Czyli nie chodziło mu tylko o randki. Matt po prostu mnie lubi. Może w końcu będę miała tutaj jakiegoś przyjaciela oprócz Alice.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Pewnie. To, zadzwoń, czy coś. – powiedziałam i przytuliłam go na pożegnanie – Do zobaczenia!
-Zadzwonię na pewno. Na razie. – uśmiechnął się jeszcze i pozwolił zniknąć mi w mroku klatki schodowej.

Ledwo otworzyłam drzwi od mieszkania i napotkałam Alice. Stała dokładnie naprzeciwko mnie, gotowa do wyjścia, z torebką w ręce i uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-Wychodzisz gdzieś?
-Tak, do baru.
-O, z kim? – zapytałam, rzucając klucze na szafkę.
-Z tobą. – odparła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Jak to ze mną? – zmarszczyłam czoło, patrząc na nią przenikliwie.
-Tak to. Obiecałaś mi wczoraj drinka! – tupnęła nogą jak dziecko, któremu rodzice nie kupili wymarzonej zabawki.
-Ah, no tak. – westchnęłam, próbując nie śmiać się z jej reakcji.
-No, tak. Więc idziesz ze mną. – powiedziała i zanim zdążyłam zaprotestować, dziewczyna już wyciągnęła mnie z domu.
-Ej! To nie fair! Czemu właściwie nie jesteś z Jamesem na kręglach? – zapytałam, biegnąc za nią po schodach, żeby się nie wywrócić, bo dziewczyna wciąż ciągnęła mnie za rękę.
-Bo zerwaliśmy.
Wyrwałam się i stanęłam w miejscu, a Alice odwróciła się przodem do mnie z głośnym westchnięciem.
-Co się stało? – spojrzałam na nią z troską, ale dziewczynie zdawało się być to obojętne, jakby znów cieszyła się, że jest singielką.
Wzruszyła ramionami.
-Nic. – poprawiła nerwowo brzeg sukienki – Po prostu do siebie nie pasowaliśmy.
Uniosłam brwi. Kłamała i było to widoczne w promieniu kilku kilometrów. Zerknęła na mnie i rozdrażniona wydała z siebie dziwny dźwięk zirytowania.
-Widziałam go z inną. Ale serio, Chloe. Jest dobrze. Mam to gdzieś, nie jest mnie wart. Ta laska wyglądała jak jakaś dziwka.
Uśmiechnęłam się. Cała Alice. Jak ja chciałabym być taka jak ona i mieć wszystko w dupie.
-Więc teraz jesteś singielką. – mrugnęłam do niej, a ta zaśmiała się.
-Zapewne niedługo. Może zainteresuję się twoim Mattem. – powiedziała rozbawiona i ruszyła w stronę drzwi, a ja pobiegłam za nią, wydając z siebie jęk niezadowolenia.
-On nie jest mój.



Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Definitywnie z moją weną jest BARDZO ŹLE, więc proszę, bądźcie wyrozumiali.
I tak to jest w ogóle cud, że skończyłam ten rozdział, ale nawet nie wiem kiedy zacznę następny.
Już nie mówiąc o tym kiedy go skończę.
Wybaczcie, że taki beznadziejny, ale serio jest BARDZO ŹLE.
Nie wiem czy napiszę coś przed walentynkami, pewnie nie.
Więc od razu życzę wam miłych walentynek.
Ja tam chłopaka żadnego nie mam więc pewnie kupię sobie jakieś słodycze i będę
wpierniczać przed telewizorem. Pozdrawiam osoby, które mają podobne plany do moich!
Kocham was baaaardzo ♥
Szablon by S1K