Druga część fanfiction o Niallu Horanie i Chloe Woods. Pierwsza część: emotive-emotions.blogspot.com

piątek, 22 sierpnia 2014

28



Spojrzałam na Nialla i ścisnęłam go mocniej za rękę, a on uśmiechnął się do mnie promiennie. Sekundę później drzwi się otworzyły i stanęła w nich starsza, drobna kobieta, uśmiechnięta od ucha ood ucha. Od razu rzuciła się w objęcia własnego syna, kompletnie mnie ignorując, po czym gdy już się od siebie odkleili, zauważyła moją obecność i jej uśmiech zgasł. Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Dzień dobry. - powiedziała tylko lodowatym głosem, przez co ścisnęłam rękę Nialla jeszcze mocniej.
-Dzień dobry. - starałam się brzmieć normalnie i nawet się uśmiechnęłam, ale nie odwzajemnniła tego, tylko bez słowa odwróciła się i ruszyła w głąb własnego domu. Niall pociągnął mnie za nią za rękę, wciąż uśmiechnięty, jakby nie zauważył, że nie zrobiłam dobrego wrażenia na jego matce.
Zapowiada się ciekawy dzień.
Westchnęłam i niechętnie ruszyłam za chłopakiem. Gdy weszliśmy do salonu, otworzyłam szeroko oczy, widząc, że przy stole nie siedzą tylko rodzice blondyna, ale cała jego rodzina. Babcia, dziadek, brat, jego żona, jakieś małe dziecko, może jacyś kuzyni. Razem przy stole było 10 osób i wraz z momentem kiedy weszliśmy do pomieszczenia, wszystkie rozmowy ucichły i wszyscy bez wyjątku spojrzeli w naszą stronę takim wzrokiem, jakby w ogóle nie spodziewali się naszej wizyty. Mama Nialla zaczęła coś mówić, ale w ogóle jej nie słyszałam, tylko rozglądałam się po stole, szukając wolnego miejsca. Jedno było między jego babcią i kuzynem (chyba był kuzynem), który miał nie więcej niż 16 lat. Natomiast drugie miejsce między rodzicami Nialla.
Aha, ok. Czyli nawet nie siądziemy obok siebie?
Kompletnie załamana musiałam puścić rękę chłopaka, moją ostatnią nadzieję na przetrwanie tego wieczoru i ruszyłam na swoje miejsce, podczas gdy synek usiadł sobie obok mamusi, a ta zaczęła go głaskać po głowie. Och błagam, przecież on ma 23 lata.
Powstrzymałam się resztami rozsądku, żeby nie przewrócić oczami i usiadłam przy stole.
-Cześć, jestem Derek. - odezwał się kuzyn (chyba) i uśmiechnął się do mnie szeroko. Odwzajemniłam jego uśmiech. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Przynajmniej jedna osoba w ogóle wykazała jakiekolwiek chęci, żeby się chociaż przedstawić.
-Chloe. - odparłam i wyciągnęłam do niego dłoń, a on ją złapał, obrócił wierzchem do góry i złożył na niej pocalunek, patrząc mi głęboko w oczy. Ok, mój entuzjazm przygasł wraz z momentem, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że ten gówniarz mnie podrywa. Szybko się od niego odsunęłam i odwróciłam wzrok w inną stronę, modląc się, żeby ten wieczór minął jak najszybciej. Cała rodzina prowadziła swobodną pogawędkę, śmiali się z żartów, których nie rozumiałam, podczas gdy ja siedziałam sztywno jak słup soli i zastanawiałam się po jaką cholerę tutaj przyjechałam. Starałam się wyłapać spojrzenie Nialla, ale nadaremno. Pomyślałam o ciazy. Niby jak mamy ich teraz poinformować o tym, że spodziewamy się dziecka?
Przełknęłam ślinę i w tym momencie do jadalni weszło 5 dziewczyn. Każda niosła tacę z jakimś żarciem,  więc przypuszczam, że były one kelnerkami. Tylko dlaczego miały bluzki z tak wielkim dekoltem? Sekundę potem centralnie przede mną położono pieczoną świnię z jabłkiem w pysku. Przeraziłam się na ten widok. Biedny mały prosiaczek wyglądał, jakby został wsadzony do piekarnika żywcem. Znów przełknęłam ślinę i podniosłam wzrok, widząc Nialla, który bezczelnie gapił się na biust kelnerki, która akurat pochylała się obok niego nad stołem. Odchrząknęłam zirytowana, ale nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi. Po chwili na moim talerzu wylądowały ziemniaki, surówka i jakieś mięso, ale z pewnością nie był to prosiaczek, bo on pozostał nietknięty. Robił pewnie za kiczowatą dekorację. Kiedy wszyscy zabrali się za jedzenie, ja też ukroiłam kawałek mięsa i ugryzłam. Nie miałam kompletnie apetytu, a mięso było paskudne, ale stwierdziłam, że nie będę nic mówić i jakoś to przełknę.
-Więc, Chloe. - odezwał się ojciec Nialla - Skąd pochodzisz?
O kurcze, no kto by pomyślał że ktokolwiek oprócz Dereka się do mnie odezwie.
-Z Londynu. - odparłam, uśmiechając się nieśmiało.
Matka Horana prychnęła.
-Cóż, synu. Myślałam, że znajdziesz sobie bardziej międzynarodowe towarzystwo.
-Ależ mamusiu, nie muszę mieć dziewczyny z Brazylii. - odparł Niall słodkim głosem. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia.
Nie no, on naprawdę powiedział do niej "mamusiu"?
Miałam ochotę zwymiotować, ale powstrzymałam się i powoli wzięłam kieliszek z winem. Kurde, nie było żadnej wody, a ja w ciąży nie powinnam pić alkoholu, ale nie miałam za bardzo wyjścia. Stwierdziłam, że nie będę pogarszać swojej sytuacji i wypiję tą głupią lampkę wina. Spojrzałam na Nialla, ale on nie protestował. Był zbyt zajęty swoją mamusią.
-Dlaczego ma tak krótkie włosy? - zapytała znów, a w tym momencie kuzyn Derek położył mi rękę na udzie i zaczął ją przesuwać w górę. Było to tak nagłe, że zakrztusiłam się winem i zaczęłam kaszleć.
-I te maniery przy stole. - skomentowała oburzona babcia, podczas gdy ja wciąż kaszlałam, równocześnie próbując strzepnąć łapska tego gówniarza z moich nóg.
-Dlaczego jeszcze się nie pobraliście?
-A co z dziećmi?
-Dlaczego nie broniłaś się, kiedy Tamara chciała cię zadźgać na śmierć?
-Czemu uderzyłaś Josha? To taki dobry chłopiec...
Rozejrzałam się pospiesznie, podczas gdy wszyscy zasypywali mnie pytaniami, przekrzykując siebie nawzajem.
-I dlaczego masz na sobie piżamę?
Zmarszczyłam czoło i spuściłam wzrok, zauważając, że faktycznie mam na sobie różową piżamę z misiami. I wtedy wszyscy zaczęli się śmiać, a ja oddychałam szybciej, i szybciej, czując, że zaraz zemdleję.

Podniosłam się gwałtownie, otwierając oczy. Czyjaś ręka złapała mnie za ramię. Spojrzałam w bok, dysząc ciężko i zauważyłam badawcze spojrzenie Nialla.
-To tylko sen, kotku. - powiedział i przyciągnął mnie do siebie, zamykając w uścisku. Chwilę zajęło mi skojarzenie faktów.
To był sen.
Jesteśmy w samolocie.
Lecimy do Irlandii.
O kurde, a jeśli to był proroczy sen?
-Niall, nie chcę tam jechać. - wyszeptałam, na co on się zaśmiał.
-Chloe, mówiłaś to już jakieś 50 razy. Prędzej czy później będziesz musiała się zmierzyć z moimi rodzicami, a naprawdę nie ma się czego bać. Jestem pewny, że cię pokochają.
Westchnęłam tylko w odpowiedzi i zamknęłam oczy, ale pilnując się, żeby nie zasnąć. Nigdy nie chcę już wracać do tego głupiego snu.
Jakieś pół godziny później byliśmy już na miejscu. Niechętnie ruszyłam do wyjścia, gdzie czekały na nas już walizki. Ach, nie ma to jak być dziewczyną obrzydliwie bogatego członka najsławniejszego boysbandu na świecie. Oczywiście to był sarkazm. Uważałam, że to nie w porządku, że inni muszą czekać tyle czasu, aż ich walizka dotrze na taśmę, a my mamy wszystko od razu.
Wpakowali nas do jakiegoś samochodu i jechaliśmy nim dobre 2 godziny. Prawie całą drogę prosiłam Nialla, żebyśmy najpierw pojechali do hotelu, a dopiero później do jego rodziców i w końcu się zgodził. Oczywiście hotel był 5 gwiazdkowy, z tymi wszystkimi bajerami i łazienką większą niż zwykłe mieszkanie w bloku. Szybko się ogarnęłam, przebrałam i uśmiechnęłam się pocieszająco do własnego odbicia w lustrze, ale w moich oczach było widać strach i zmęczenie. Naprawdę bałam się, że mnie nie polubią. Nie wiem ile tak stałam, aż do łazienki wszedł Niall i stanął za mną, kładąc ręce na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się do jego odbicia, ale tym razem był to szczery uśmiech. Chłopak delikatnie musnął wargami moją szyję.
-Musimy iść, powiedziałem, że będziemy na obiedzie.
Westchnęłam i pokiwałam głową, pozwalając mu wyprowadzić się z łazienki.

Stanęliśmy przed drzwiami małego, przytulnego domku i Niall nacisnął dzwonek. Poprawiłam swoją sukienkę. Była przylegająca, więc ewidentnie było widać mój brzuch, ale nie sądziłam, żeby zorientowali się od razu, że jestem w ciąży. Myślałam, że raczej pomyślą, że troche sobie ostatnio przytyłam. Przygryzłam ze zdenerwowania dolną wargę, ale Niall pociągnął lekko za moją brodę tak, że ją puściłam i spojrzałam w stronę chłopaka.
-Przestań panikować, polubią cię. - wyszeptał i schylił się, żeby mnie pocałować, ale nie zdążył tego zrobić, bo drzwi się otworzyły i stanęła w nich drobna kobieta, taka sama jak z mojego snu. Miała na sobie brązowy kostium, komponujący się z krótkimi blond włosami.
-Och, Niall! - powiedziała uradowana i przytuliła go do siebie. Jednak trwało to krótko, bo już sekundę później się od niego odkleiła i spojrzała na mnie, uśmiechając się szeroko. - A ty musisz być Chloe. Tak się cieszę, że wreszcie cię poznałam. Już myśleliśmy, że nigdy się nie doczekamy, aż Niall cię przywiezie.
Odwzajemniłam jej uśmiech, czując falę ulgi.
-Mi również miło panią poznać, pani...
-Och, mów mi po prostu Maura, skarbie. - odparła, po czym entuzjastycznie machnęła ręką i zaprosiła nas do środka. Niall uśmiechnął się do mnie, próbując mi przekazać "A nie mówiłem?". Zadowolona weszłam do środka, gdzie stał już tata Nialla. Niski, grubiutki mężczyzna z szerokim uśmiechem wydawał się być sympatyczny. Przedstawił mi się, po czym oboje zaprosili nas do jadalni. Mój sen się nie sprawdził, ponieważ przy stole były tylko 4 miejsca dla mnie, Nialla i jego rodziców.
Kolacja przebiegła spokojnie, jedliśmy jakieś typowe, irlandzkie potrawy, które bardzo mi smakowały. Rodzice Nialla byli naprawdę mili. Opowiadali śmieszne historie z dzieciństwa Nialla. Pytali o wiele rzeczy, ale raczej banalnych, typu: co studiuję, jakie jest moje hobby, czym się zajmują rodzice itd. Byłam trochę zestresowana, ale blondyn cały czas trzymał mnie za rękę, uśmiechał się do mnie i bardzo często dorzucał do moich odpowiedzi jakiś zabawny komentarz, więc atmosfera znacznie się rozluźniła. A potem zaczął opowiadać o tym, jak się poznaliśmy i jak się we mnie zakochał, a ja uśmiechałam się jak mała dziewczynka, patrząc na niego.
-...I wtedy ktoś wrzasnął moje imię i zaczęło nas gonić stado fanek. Cudem się ukryliśmy, a potem ktoś nam zrobił zdjęcie i na drugi dzień nasza fotka opanowała cały internet. - zaśmiał się, ale po chwili spoważniał i zerknął na mnie, posyłając mu uroczy uśmiech - Już wtedy się w niej zakochałem, chociaż nie zdawałem sobie z tego jeszcze sprawy. Chloe bardzo mnie zmieniła, na lepsze oczywiście. Nauczyła mnie szanować to, co się ma. Nauczyła mnie żyć. Pokazała mi, jak być silnym. Jak panować nad złością. Jak wybaczać. Chloe nauczyła mnie kochać. I jest najcudowniejszą kobietą jaką w życiu spotkałem.
Motylki w brzuchu się obudziły, chociaż nie byłam pewna czy to motylki, czy moje dziecko. Odruchowo dotknęłam dłonią brzucha, a Niall zerknął w tamtą stronę, spojrzał na mnie porozumiewawczo, po czym przeniósł wzrok na rodziców. Wyprostowałam się, doskonale wiedząc co zamierza im powiedzieć.
-Mamo. Tato. - zrobił krótką przerwę i złączył usta w cienką linię, jakby się nad czymś zastanawiał, a ja mocniej ścisnęłam go za rękę - Musimy wam coś powiedzieć. Więc... Ee... Chloe jest w ciąży. Będziecie mieli wnuczkę.
Oboje zamarli. Patrzyliśmy na siebie nawzajem w ciszy i trwało to dobre kilka sekund, zanim mama Nialla się ocknęła, uśmiechnęła się szeroko i wstała od stołu, po czym ruszyła obchodząc go dookoła, w naszą stronę.
-O mój Boże, to cudownie! Słyszysz Bobby? Będziemy dziadkami! Och Chloe - powiedziała czule, podchodząc do mnie, więc ja również wstałam a ona przytuliła mnie mocno do swojego drobnego ciała - Gratulacje kochani! Który to już miesiąc?
-Trzeci - odparłam, uśmiechając się do niej przyjaźnie. Kamień spadł mi z serca, że mamy to już za sobą i że przyjęli to pozytywnie. Jeden problem z głowy. Patrzyłam, jak ojciec wymienia z synem uścisk dłoni, po czym męskim ruchem go przytula, klepiąc po plecach. A później jego mama całuje go po całej twarzy. Byli tacy sympatyczni i z daleko było widoczne, jak bardzo kochają syna. Musiało być dla nich trudne to, że Niall ma dla nich tak mało czasu, szczególnie ostatnio, a teraz będzie miał go jeszcze mniej ze względu na mnie i dziecko. Zrobiło mi się żal jego rodziców i przez chwilę zapragnęłam przeprowadzić się do Irlandii.
W sumie, nie byłby to tak głupi pomysł.


Obudziło mnie łaskotanie po szyi. Mruknęłam coś pod nosem i przycisnęłam kołdrę mocniej do siebie, ale łaskotanie nie ustępowało, a dodatkowo usłyszałam cichy chichot. Niepewnie otworzyłam oczy i spojrzałam na Nialla, który delikatnie sunął nosem po mojej skórze. Uśmiechnęłam się leniwie do niego.
-Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek, kochanie. - wyszeptał tuż przy moich ustach, po czym złożył na nich delikatny pocałunek.
-Mógłbyś się chociaż postarać o jakieś kwiaty. - burknęłam i odwróciłam się plecami do niego, a on zaśmiał się w odpowiedzi.
-Och skarbie, nie doceniasz moich możliwości. Mam dla ciebie coś znacznie lepszego niż kwiaty.
Odwróciłam głowę w jego stronę, marszcząc brwi, chociaż sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
-Biżuterię?
Pokręcił przecząco głową.
-Zgaduj dalej.
Przewróciłam oczami i prychnęłam.
-Schowałeś szczeniaczka pod łóżkiem? - zapytałam uśmiechając się jeszcze szerzej.
Nie odpowiedział mi, tylko znów się zaśmiał i przytulił mnie od tyłu, głaszcząc mój brzuch. Po chwili jednak pocałował mnie w policzek i szybko podniósł się z łóżka. Przecierając oczy podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego, podczas gdy Niall zaczął grzebać w mojej walizce, a po chwili rzucił we mnie jakimiś ciuchami.
-Ubieraj się. - powiedział i dopiero teraz zauważyłam, że on jest już przebrany. Miał na sobie ciemnoszare rurki z wiszącym krokiem, czarną koszulę i czarne supry. Uśmiechnęłam się na widok jego włosów w nieładzie. Wyciągnęłam do niego ręce, chcąc ich dotknąć. Niall przez chwilę patrzył na mnie niepewnie, aż w końcu się poddał, westchnął i ruszył w moją stronę, odpinając pod drodze najwyższy guzik koszuli. Opadł na łóżko nade mną, zmuszając mnie, bym znów się położyła. Oparł się rękami po obydwu stronach mojego ciała i zaczął mi się przyglądać. Wplotłam palce w jego miękkie włosy i pociągnęłam za nie lekko, a chłopak wydał z siebie cichy warkot i gwałtownie przywarł swoimi ustami do moich.

Mieliśmy wyjść o 11 z hotelu, a wyszliśmy dopiero coś koło 15. Nie, nie uprawialiśmy seksu. Niall wie, że nie jestem gotowa na takie… zbliżenie i to szanuje, na szczęście. Po prostu nie chcę, żeby wspomnienia wracały. Tak więc zanim się ogarnęłam po naszym małym obściskiwaniu, minęła dobra godzina, a zanim jeszcze coś zjedliśmy to w ogóle na zewnątrz zaczęło się robić ciemno, jak to w środku zimy. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy, chociaż sama nie wiedziałam gdzie.
-Gdzie jedziemy? – zapytałam, zapinając pasy bezpieczeństwa.
-Niespodzianka. – odparł tylko i uśmiechnął się do siebie zadowolony.
Czyli na pewno nie jedziemy do jego domu. Westchnęłam, wiedząc, że i tak nic mi nie powie, choćbym nie wiem jak go prosiła, więc po prostu oparłam się wygodnie w fotelu. Nie wiem jak długo jechaliśmy w ciszy, aż w końcu zasnęłam. Gdy się przebudziłam, zobaczyłam akurat znak z napisem „Dublin”, który mijaliśmy. Od razu otworzyłam szeroko oczy i się rozbudziłam. Niall zerknął na mnie.
-Znowu miałaś jakiś koszmar? Chloe, zaczynam się martwić. – powiedział, patrząc na mnie czule.
-Dlaczego jesteśmy w Dublinie? – zapytałam prosto z mostu, a on uśmiechnął się jak mały chłopczyk.
-Zobaczysz.
Wydałam z siebie pomruk niezadowolenia, ale zaraz mi przeszło, gdy zobaczyłam, że wjeżdżamy na teren stadionu narodowego. Zaparkowaliśmy na jakimś miejscu VIP i zauważyłam, że było tam sporo samochodów. A wszystkie warte fortunę. Niall wysiadł z samochodu, po czym przebiegł na drugą stronę, by otworzyć mi drzwi. Zaśmiałam się, widząc jego szeroki uśmiech, gdy podał mi rękę, kłaniając się lekko. Przewróciłam oczami i pocałowałam go w policzek, po czym ruszyliśmy w bliżej nieznanym mi kierunku. Spotkaliśmy jakiegoś starszego faceta przy wejściu, który przywitał się z Niallem uściskiem dłoni, a potem zaprowadził nas do szatni.
-Pewnie zastanawiasz się czemu tu przyszliśmy. -  szepnął przy moim uchu. Pokiwałam głową. -Wiesz, jak byłem mały i jeszcze miałem czas, to strasznie lubiłem piłkę. Oglądałem wszystkie mecze, jeździłem na ten stadion. Po prostu chciałem ci pokazać coś, co kojarzy mi się z dzieciństwem.
Uśmiechnęłam się szeroko. Wyobraziłam sobie małego chłopczyka, uśmiechniętego od ucha do ucha, który robi falę wraz z tłumem kibiców na trybunach.
-Panie Horan, moglibyśmy poprosić pana na sekundę? - zapytał jakiś mężczyzna w garniaku i nie zwracając na mnie uwagi, wpatrywał się w blondyna. Ten tylko westchnął i puścił w końcu moją rękę.
-Zaraz wrócę, kochanie. Pewnie chcą, żebym się przebrał w koszulkę reprezentacji i zrobił sobie z nimi fotkę - szepnął do mnie - Mógłby ją pan zacząć oprowadzać sam? - zwrócił się do gościa, który nas tutaj przyprowadził, a ten ochoczo przytaknął. Niall posłał mi jeszcze jedno, przepraszające spojrzenie, po czym wyszedł z szatni. Zerknęłam na mężczyznę, z którym zostałam, a on był już w trakcie opowiadania mi różnych ciekawostek, ale za bardzo go nie słuchałam.
-No, to może wyjdziemy na stadion? - zapytał, a ja niepewnie pokiwałam głową i poprawiłam szalik. Facet objął moje ramiona, przepuścił mnie w drzwiach i ruszyliśmy korytarzem. Było słychać jakieś krzyki, tak jakby... Ale to przecież niemożliwe, żeby grali mecz w środku zimy. W oddali zobaczyłam cheerleadeerki, które stały przy samym końcu korytarza i im bliżej nich byliśmy, tym machały pomponami szybciej. Zmarszczyłam brwi. Coś mi tu nie pasowało.
-Co one tu robią? - zapytałam mężczyzny, ale on nie odpowiedział, tylko uśmiechnięty wciąż szedł przed siebie.
Zdecydowane coś tu nie pasowało i byłam pewna, że Niall maczał w tym palce. Gdy minęliśmy cheerleaderki, oślepiło mnie światło i odruchowo się cofnęłam, ale wir cheerleaderek popchnął mnie do przodu. Mój przewodnik zniknął, ale oczywiście mogłam się tego spodziewać. Usłyszałam gwizdek, mrugnęłam parę razy i otworzyłam szeroko oczy, zdając sobie sprawę z tego, że stoję na wielkim boisku, gdzie właśnie przerwano mecz, a  spoceni mężczyźni na mnie patrzą. Nawet nie było tak zimno. Spojrzałam w górę i zauważyłam, że dach jest zamknięty i wtedy zdałam sobie sprawę z jeszcze gorszej rzeczy. Całe trybuny były zapełnione i wszyscy gapili się prosto na mnie. Poczułam jak się rumienię, chociaż sama nie wiedziałam o co w tym chodzi. Opuściłam wzrok na piłkarzy, mając nadzieję, że któryś z nich mi to wyjaśni, ale oni już nie zwracali na mnie uwagi, tylko zaczęli się układać w szereg. Usłyszałam jakiś dźwięk przypominający werble. Spojrzałam w górę i zauważyłam, że to kibice tupią nogami. I wtedy piłkarze zaczęli podnosić koszulki. Każdy z nich miał na klatce piersiowej namalowaną jedną literę. Moje serce zaczęło szybciej bić, gdy czytałam powoli na jakie zdanie się one składają. Już wiedziałam o co chodzi. Przytknęłam dłoń do ust, próbując się nie rozpłakać, gdy mężczyźni skończyli i przede mną ukazał się napis "Wyjdziesz za mnie?". Kibice na trybunach zaczęli robić falę. Instynktownie się odwróciłam i tak jak myślałam, zobaczyłam Nialla, który uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Chloe. Kocham cię. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Moje życie byłoby bez ciebie puste. Wiem, że wiele rzeczy spieprzyłem i nie zasługuję na twoją miłość, ale nie potrafię cię zostawić. Nie umiem bez ciebie żyć. Chcę się tobą opiekować. Chcę być powodem twojego uśmiechu. Chcę dawać ci szczęście. Chcę, żebyś była moją księżniczką i będę walczył każdego dnia do końca mojego życia, żebyś była szczęśliwa. Jeżeli mi na to pozwolisz. Dlatego... - urwał, po czym przyklęknął i trochę zakłopotany wyciągnął czarne pudełeczko z kieszeni. Ręce mu się trzęsły, na co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, czując jak łzy napływają mi do oczu. Otworzył pudełeczko - Wyjdziesz za mnie?
Nagle nastąpiła cisza. Miałam wrażenie jakby wszyscy zniknęli, chociaż było tutaj ponad tysiąc osób. Chyba wszyscy wstrzymali oddech. Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na trybuny. A potem przeniosłam wzrok na Nialla, czując, że dłużej nie jestem w stanie powstrzymać łez. Pokiwałam energicznie głową.
-Tak. Tak tak tak tak. - zaczęłam powtarzać, uśmiechając się jeszcze szerzej, a wtedy wszyscy nad nami zaczęli wiwatować. Niall wziął mnie w objęcia, uniósł w górę i zaczął się kręcić jak małe dziecko. Gdy w końcu postawił mnie na nogi, wyciągnął pierścionek i ostrożnie wsunął mi na palec. Był skromny. Delikatny, z pojedynczym diamentem. Ale był śliczny. Uniosłam wzrok znad pierścionka na chłopaka i zauważyłam, że jego oczy nigdy nie świeciły takim blaskiem. Był szczęśliwy.
-Chyba faktycznie nie doceniałam twoich możliwości.
Przybliżyłam się do niego i pocałowałam go, próbując przekazać mu całą swoją miłość. Po raz pierwszy poczułam pewność, że w końcu wszystko się ułoży.





Tyle się dzieje w moim życiu, że nie miałam czasu, żeby napisać dla was coś lepszego. Przepraszam.

środa, 6 sierpnia 2014

27



Chloe leżała w szpitalu już prawie dwa tygodnie. Odwiedzałem ją codziennie, chociaż prędzej powiedziałbym, że w ogóle nie ruszałem się ze szpitala, chyba że było to konieczne. Kiedy jej stan się polepszył, przenieśli ją do sali, w której były 4 inne osoby. Wybitnie mi się to nie podobało, szczególnie, że koleś obok niej był cały zielony na twarzy i ciągle kaszlał na moją dziewczynę. Mimo jej protestów postarałem się (głównie za pomocą forsy), że znów ją przenieśli do pomieszczenia, gdzie była sama i miała spokój, a ani ona, ani nasze dziecko nie było narażone na zatrucie jakimś świństwem.
Muszę przyznać, że odbiło mi na punkcie mojej córki. Mówiłem do niej godzinami jakieś pierdoły, a Chloe tylko zakrywała twarz rękami i tłumiła śmiech.
Nabrała sił, czuła się już dużo lepiej i znów zaczęła się uśmiechać. To ostatnie szczególnie sprawiło, że mój świat nabrał kolorów. Ona naprawdę mi wybaczyła. Dalej nie mogłem w to uwierzyć, nie mogłem zrozumieć jak mogła mi wybaczyć coś tak okrutnego.
Siedziałem na krześle i karmiłem ją ostrożnie zupą pomidorową.
-O czym myślisz? - zapytała, przyglądając się mi zaciekawiona.
-O tym, że masz wielkie serce.
Uśmiechnęła się promiennie.
-I całe należy do ciebie. - odparła szeptem.
Ja również się uśmiechnąłem.
Była idealna i nie potrzebowałem niczego więcej do szczęścia. Widziałem że ma małe problemy z fizycznym okazywaniem mi uczuć, tak jakby się bała bliskości i jeszcze trzymała lekko na dystans. Zauważyłem to, gdy za każdym razem jak ją dotykałem, czułem jak jej ciało lekko sztywnieje. Ale rozumiałem to i nic jej nie mówiłem. I tak byłem wdzięczny, że się starała i nie próbowała mnie na siłę odepchnąć.
-Nie chcę już. - zacisnęła usta, gdy przystawiłem łyżkę z zupą do jej buzi. Zaśmiałem się, widząc jak z naburmuszoną miną małej dziewczynki odmawia jedzenia.
-Musisz jeść, skarbie.
Prychnęła w odpowiedzi.
-Nie jesteś moim ojcem.
Przewróciłem oczami.
-Okej, ale jestem jej ojcem - powiedziałem z wyraźną dumą w głosie i delikatnie stuknąłem ją palcem w brzuch - A kwiatuszka trzeba nakarmić.
-Kwiatuszek nie jest głodny. - odparła i uśmiechnęła się szeroko.
Zaczęliśmy nazywać naszą córkę Kwiatuszkiem, przynajmniej do czasu, aż wymyślimy jej jakieś imię.
Wiem, głupie.
Ale dla nas to było słodkie.
-Ależ jest.
-Ależ nie.
-Jest.
-Nie.
-Tak.
-Wiem lepiej niż... - nie dokończyła, bo wepchnąłem jej łyżkę z zupą do buzi. Spojrzała na mnie groźnie, a ja się zaśmiałem. A chwilę potem zaczęliśmy się całować.
Cóż, wszystko powoli wracało do normy. Ktoś, kto widziałby nas pierwszy raz, pewnie stwierdziłby, że wiedziemy szczęśliwe, bezstresowe życie. Jednak to wszystko było tylko przykrywką. Wiedziałem, że wewnątrz Chloe i tak ma już nieźle poszarpaną psychikę.
Położyłem się delikatnie obok niej i spojrzałem w sufit, a dziewczyna położyła głowę na moim ramieniu. Nie robiłem żadnych gwałtownych ruchów, chociaż najchętniej przeleciałbym ją na łóżku szpitalnym. Odgoniłem od siebie te myśli jak najszybciej. Szczerze mówiąc, nie byłem pewny, czy jeszcze kiedykolwiek będzie chciała zbliżyć się do mnie w ten sposób. Ale ja tak czy inaczej będę cierpliwy i wyrozumiały. I będę pilnował by ona i Kwiatuszek były szczęśliwe. Tak, to było dla mnie w tej chwili najważniejsze i nie sądzę, żeby kiedyś się zmieniło.
Leżeliśmy tak w ciszy paręnaście minut, aż do sali wtargnęła Alice z szerokim uśmiechem na twarzy. Ostatnio ciągle widziałem ją uśmiechniętą i byłem w 100 % pewny, że to przez Harrego, ale nic mi nie wiadomo o tym, że się spotykają.
-Cześć kaleko! - krzyknęła już w progu, a potem zasłoniła ręką usta i zachichotała. - Sorki, nie wiedziałam, że śpi. - dodała szeptem.
Ja też nie wiedziałem, że śpi.
Zerknąłem na moją dziewczynę (już nie "byłą"), po czym widząc, że faktycznie leży z zamkniętymi oczami, delikatnie wysunąłem się spod niej i przykryłem ją kołdrą.
-Zmiana warty? - zapytała Alice, obejmując się ramionami i przechyliła głowę na bok z szerokim uśmiechem. Biło od niej takim entuzjazmem, że aż sam musiałem się uśmiechnąć. Kiwnąłem twierdząco głową i zabrałem swoją kurtkę z krzesła.
-Zmiana warty. Muszę coś załatwić. - odparłem i naciągnąłem szarą czapkę na głowę. Pocałowałem delikatnie Chloe w czoło, na co zareagowała niewyraźnym mruknięciem i zwinęła się w kłębek. Uśmiechnąłem się na ten widok i ruszyłem do wyjścia, po drodze przytulając jeszcze Alice na pożegnanie. Wyszedłem ze szpitala i ruszyłem pieszo przez Londyn. Założyłem dla świętego spokoju okulary przeciwsłoneczne, chociaż wcale słońca nie było, wsadziłem ręce do kieszeni i szedłem z opuszczoną głową, modląc się, żeby żadna gówniara nie zaczęła się wydzierać na całą ulicę, skandując moje imię. Na szczęście udało mi się dotrzeć pod dom Chloe bez szwanku. Wiedziałem, że dziewczyna za niedługo wyjdzie ze szpitala, bo jej stan jest stabilny, więc chciałem zrobić jej niespodziankę. Grzecznie nacisnąłem dzwonek do drzwi, a potem nie czekając aż mi ktoś otworzy, sam wszedłem do środka. I tak spodziewali się mojej wizyty.
-Pani Woods? - zapytałem, a moje słowa odbiły się echem w pustym korytarzu. A może powinienem mówić "Pani..." Jak właściwie Tom ma na nazwisko? Kurwa. No nieważne. "Pani żono Toma ochroniarza?" Chyba już wolę zostać przy "Pani Woods".
Rozejrzałem się wokół i ogarnęły mnie wątpliwości. Może ten duży dom nie jest przyjazny dla dziecka. Rodzina z dorastającym maluchem chyba powinna mieć mały, przytulny domek, prawda? A nie wyczesaną willę za kilkanaście milionów. Westchnąłem.
Małymi kroczkami, Horan.
Małymi kroczkami.
Na chwilę obecną nawet nie wiem czy Chloe będzie chciała ze mną mieszkać.
-Tutaj, Niall! - usłyszałem głos Pani Żony Toma Ochroniarza i ruszyłem za jej głosem do kuchni. Tak, przestała traktować mnie jak powietrze. Pewnego dnia w szpitalnym bufecie przy obrzydliwej, gorzkiej kawie w plastikowych kubkach wyjaśniłem jej wszystko i chyba znów zaczęła mnie lubić. Właściwie to ona powiedziała mi, że razem z Tomem planują wyjechać do Szwajcarii i tam kupić mały, przytulny domek letniskowy, gdzie zaszyją się do końca życia, więc wypasiona willa za kilkanaście milionów jest do naszej dyspozycji i pokój dla dziecka mogę zrobić tutaj, a nie w moim mieszkaniu. Wydawało mi się, że tym samym dawała nam swoje błogosławieństwo. Zobaczyłem ją przy piekarniku i uśmiechnąłem się.
-Cześć kochanie. Tom już czeka na ciebie na górze. - powiedziała, odwzajemniając uśmiech, po czym znów zajęła się swoimi sprawami. Chyba piekła ciasto.
Wyszedłem po schodach na górę, wciąż rozglądając się wokół. Ten dom wydawał mi się coraz mniej bezpieczny z każdym moim kolejnym krokiem w górę. Trudno. Teraz nie jest czas na kupno kolejnego domu. Najpierw muszę poukładać sobie wszystko z Chloe. Gdy dotarłem na górę, w obszernym salonie zobaczyłem już kojec i inne meble owinięte folią, które miał dostarczyć  kurier. Wszedłem do dawnej sypialni i zobaczyłem Toma w starych jeansach i rękawicach ogrodowych, mocującego się z wielką szafą. Szafa ta była jedynym meblem w pokoju. Najwidoczniej wszystko inne zdążył już wynieść. Od razu poszedłem mu pomóc. Wspólnymi siłami jakoś rozkręciliśmy szafę i wynieśliśmy w kawałkach z sypialni. Dopiero wtedy mogłem spokojnie zdjąć kurtkę. Wiaderka z farbą były już przygotowane. Tom pomyślał o wszystkim. Niemal od razu wzięliśmy się za malowanie. Wybrałem jasno różowy kolor do pokoju, bo pomyślałem, że będzie odpowiedni dla małej dziewczynki.
Malowaliśmy w ciszy, bo Tom nie był szczególnie rozmownym człowiekiem. Dlatego też zdziwiło mnie jego nagłe pytanie.
-Zamierzasz się jej oświadczyć?
Zamarłem z pędzlem w ręce. Zamrugałem kilkakrotnie i dopiero po chwili znów wróciłem do malowania.
-Na razie o tym nie myślę. - zerknąłem na niego - Wiesz, dopiero co mi wybaczyła. Jeszcze nie wszystko wróciło do normy. Nie jestem pewny, czy chce być ze mną do końca życia. - przeniosłem wzrok na swój pędzel i przyglądałem się mu, mówiąc już ciszej - Być nie ufa mi na tyle, by za mnie wyjść. Muszę dać jej czas i trochę przestrzeni, żeby sobie wszystko poukładała.
Tom kiwnął głową i przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odezwało.
-Wiesz, czas macie ograniczony do narodzin dziecka. A ona cię przecież kocha.
Uśmiechnąłem się, słysząc jego słowa. Przeniosłem na niego wzrok.
-Miłość czasem nie wystarcza.
-Miłość zawsze wystarcza. Nie potrzebne wam to wszystko. - omiótł wzrokiem cały pokój - Moglibyście mieszkać w obskurnej kawalerce, ale gdybyście się kochali, to i tak bylibyście szczęśliwi. Jesteście dorośli. Będziecie mieli dziecko, czy się wam to podoba czy nie. I musicie myśleć jak dorośli, nie macie czasu na fochy i zastanawianie się czy to dobry pomysł żyć razem czy nie. Na litość Boską, wszyscy wokół wiedzą, że nie możecie żyć bez siebie.
Spojrzałem na niego zaskoczony tym co powiedział. Otworzyłem usta, ale nie wiedziałem nawet co mam mu odpowiedzieć, więc je zamknąłem i wróciłem do malowania. Nie odezwaliśmy się do siebie już do końca naszej pracy. Miał rację, oczywiście, że miał rację.
Ale spokojnie Horan.
Małymi kroczkami.
Gdy skończyliśmy, stanęliśmy obok siebie w progu, zadowoleni ze swojej pracy. Musieliśmy poczekać aż wszystko wyschnie, zanim wsadzimy tutaj meble. Akurat Pani Żona Toma Ochroniarza zawołała nas na dół. Chwilę potem siedzieliśmy już przy stole, jedząc pyszne ciasto z jagodami. Obserwowałem Toma i Panią... I jego żonę. Byli szczęśliwi. I wtedy otworzyłem szeroko oczy, zdając sobie sprawę z tego, że moi rodzice nie mają pojęcia, że będą dziadkami. Przeprosiłem ich na chwilę i wstałem od stołu, po czym wyszedłem na taras i wybrałem numer do mamy. Odebrała po dwóch sygnałach.
-Niall, skarbie! Jak ty dawno nie dzwoniłeś, co słychać? Powiesz mi w końcu dlaczego nie przyjechałeś na święta?
Przewróciłem oczami.
-Och mamo, miałem parę rzeczy do załatwienia.
-Ale wszystko w porządku?
-Tak, już tak.
-Więc kiedy nas odwiedzisz?
Westchnąłem.
-Właśnie, mamo. Przyjadę niedługo z Chloe.
-Przywieziesz w końcu do nas swoją dziewczynę? No nareszcie, skarbie! Już się nie mogę doczekać.
Zaśmiałem się.
-Tak, mamo, ja też. - powiedziałem , a potem jeszcze chwilę pogadaliśmy o pierdołach, pożegnaliśmy się i się rozłączyłem. Popatrzyłem na wyświetlacz telefonu i wróciłem do środka.

Kiedy skończyliśmy całą robotę był już wieczór. Podziękowałem Tomowi i mamie Chloe za wszystko i wyszedłem z ich domu, kierując się z powrotem do szpitala. Tym razem było cholernie zimno, więc wziąłem taksówkę. Całymi dniami tak kursowałem. Mieszkanie, szpital, dom Chloe, szpital, mieszkanie Liama i Emmy, szpital, i tak w kółko. Gdy dotarłem na miejsce, zderzyłem się z Alice w progu od sali, gdzie leżała moja dziewczyna.
-Byłaś tu cały czas? - zapytałem zaskoczony.
-Warta to warta.  - odparła z uśmiechem, po czym cmoknęła mnie w policzek na pożegnanie i szybko się ulotniła. Nie wiem dlaczego Alice skojarzyła mi się z osłem ze Shreka. Była taką optymistką. Z tym, że osioł teraz by został z nami i zaproponował, że zrobi jajecznicę.
Potrząsnąłem głową i wszedłem do środka. Chloe siedziała na łóżku i przyglądała się swojemu gipsowi na ręce. Podniosła wzrok, słysząc jakiś ruch i uśmiechnęła się na mój widok.
-Cześć kochanie. - powiedziała cicho, a ja podszedłem i pocałowałem ją delikatnie, po czym usiadłem na łóżku i spojrzałem na nią.
-Działo się coś ciekawego?
Pokiwała głową.
-Alice się zakochała.
Zaśmiałem się.
-To dlatego jest taka rozentuzjazmowana.
Chloe prychnęła i machnęła zdrową ręką.
-Nie, ona zawsze taka jest. Ale tym razem serio się zakochała. Oczy jej się świeciły, jak bez przerwy nawijała o Harrym. Mam tylko nadzieję, że nie złamie jej serca.
-Harry? Nigdy w życiu. Jest jaki jest, ale szanuje kobiety. A na szpitalnym korytarzu widziałem jak na nią patrzył. Będą razem.
Uśmiechnęła się szeroko.
-A, właśnie. Przed chwilą był tutaj lekarz i powiedział, że pojutrze mnie wypiszą. Wreszcie wolność.
-To świetnie. Wreszcie pojedziemy do Irlandii. - odparłem z uśmiechem, patrząc na nią jak gdyby nigdy nic. W odpowiedzi zmarszczyła brwi, patrząc na mnie z dezorientacją.
-Co?
-Jedziemy do Irlandii. Dzwoniłem do mojej mamy. Chyba najwyższy czas, żeby moi rodzice cię poznali. I przy okazji dowiedzą się o Kwiatuszku.
Popatrzyła na mnie przez chwilę.
-No dobra. Nigdy nie byłam w Irlandii.
-Ja też.
Spiorunowała mnie wzrokiem, a ja zacząłem się śmiać. Po chwili do mnie dołączyła.
-Kocham cię, wiesz? - powiedziała nagle.
Uśmiechnąłem się do niej i złapałem ją delikatnie za rękę. Patrzyła na mnie tym samym wzrokiem, co dwa lata temu. Na dachu. Gdy śpiewałem jej "Little Things". Patrzyła tym samym beztroskim spojrzeniem, pełnym miłości. Tom miał rację. Miłość wystarczy do szczęścia.

Pomogłem Chloe zabrać wszystkie rzeczy, otuliłem ją płaszczem i skierowaliśmy się do wyjścia ze szpitala. Ledwie otworzyliśmy drzwi i od razu je zamknęliśmy, oślepieni fleszami.
-Kurwa. - powiedziałem, za co zaraz dostałem w głowę od Chloe.
-Nie przeklinaj. Nie ma jakiegoś tylnego wyjścia?
-Poczekaj. - pomogłem jej usiąść na krześle szpitalnym, po czym podszedłem do jakiejś pielęgniarki i zapytałem ją, czy nie możemy wyjść tyłem, innym wyjściem. Po chwili jakoś się z nią dogadałem, zadzwoniłem do Liama, żeby po nas przyjechał i trzymając Chloe za rękę, ruszyliśmy za pielęgniarką.
Po chwili byliśmy już w samochodzie z Liamem, a Chloe leżała na moim ramieniu i próbowała zasnąć.
-Ej ludzie. Słuchajcie. - odezwał się nagle Liam, patrząc na nas przez lusterko - Ustaliliśmy z Emmą datę ślubu. Tzn. jeszcze niedokładną, ale na pewno w sierpniu. Emma uwielbia lato, a lipiec jest narażony na burze, więc oboje zdecydowaliśmy, że będzie to sierpień. Niedługo pewnie dostaniecie oficjalne zaproszenie.
Oboje z Chloe uśmiechnęliśmy się do niego.
-Wiesz, jaka będę wtedy gruba? - powiedziała moja dziewczyna, po czym przytuliła się mocniej do mnie.
Liam odwiózł nas pod dom Chloe. Zabrałem jej torbę, podziękowałem przyjacielowi i pomagając dziewczynie, wprowadziłem ją do domu. Niemal od razu podskoczyła do niej jej mama, a ja się ulotniłem, odkładając torbę w salonie. Chloe była słaba, więc po chwili wróciłem, żeby pomóc jej ściągnąć buty i pani Woods uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo, po czym zniknęła w kuchni.
-Chcę ci coś pokazać. - powiedziałem, stając naprzeciwko dziewczyny. Przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się do mnie. bez słowa pociągnąłem ja po schodach w górę, a gdy byliśmy już na piętrze, kazałem jej zamknąć oczy. Zachichotała i zrobiła to. Wiedziałem, że i tak podgląda, więc poszedłem przodem, ciągnąc ją za rękę, a gdy otworzyłem drzwi do nowego pokoju, odsunąłem się obok. Pochyliłem się nad nią.
-Możesz już otworzyć. - szepnąłem do jej ucha.
Ostrożnie otworzyła oczy, a widząc pokój dla dziecka, ścisnęła mnie mocniej za rękę i otworzyła usta ze zdziwienia. Pokój nie był duży, ale przytulny, w ciepłych kolorach różu i jasnego drewna. Po prawej stał kojec, a obok niego bujany fotel. Zaraz obok przy ścianie stał wąski regał, a na nim mnóstwo książek z bajkami dla dzieci. Po drugiej stronie znajdowała się jasna, drewniana komoda. Ubrań w niej nie było, stwierdziłem, że zajmiemy się tym już wspólnie. Na komodzie siedziało kilka pluszaków, przedstawiających różne zwierzęta. Nie kupowałem zbyt dużo zabawek, bo się na tym nie znam, poza tym stwierdziłem, że Chloe też chciała by mieć trochę frajdy z tego. Moja dziewczyna jak zaczarowana puściła moją dłoń i weszła w głąb pokoju, rozglądając się wokół. Podeszła do kojca i dotknęła delikatnie jednego z małych, kolorowych motylków, zawieszonych nad łóżeczkiem. Obserwowałem, jak uśmiechnęła się do siebie. Potem odwróciła się i podeszła do mnie, mocno się przytulając do mojej klatki piersiowej.
-Niall, to jest cudowne. - wyszeptała, a potem odsunęła się, by na mnie spojrzeć z dołu. - Zrobiłeś to wszystko sam?
-Z małą pomocą Toma.
Uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach błysnęły łzy.
-Dziękuję. - powiedziała i znów przytuliła się do mnie. Objąłem ją ramionami.
-Hej, nie płacz. - szepnąłem w jej włosy.
-To łzy szczęścia.
-Jesteś teraz szczęśliwa?
-Tak.




Powoli się wypalam, ale już niedaleko do końca.
Szablon by S1K