Druga część fanfiction o Niallu Horanie i Chloe Woods. Pierwsza część: emotive-emotions.blogspot.com

czwartek, 24 lipca 2014

26

-Jezu Chryste, Niall! - pisnęła Ellie, gdy tylko mnie zauważyła i od razu podskoczyła do mnie. Złapała mnie za brodę kciukiem i palcem wskazującym, po czym zaczęła uporczywie wpatrywać się w moją siną skórę. Przewróciłem oczami.
-Po prostu zrób coś z tym, żeby media tego nie zauważyły. - mruknąłem pod nosem, a ona cmoknęła niezadowolona, po czym popchnęła mnie na fotel przy toaletce.
-Coś ty narobił Niall? - zapytała, patrząc na moje odbicie w lustrze.
Uśmiechnąłem się do niej krzywo.
-Broniłem swoich racji.
Teraz to ona przewróciła oczami i sięgnęła po jakąś tubkę z kremową mazią. Skrzywiłem się, patrząc na to, a Ellie uśmiechnęła się triumfalnie.
-Będę ci musiała zrobić tapetę na twarzy, jeśli nie chcesz, żeby ktokolwiek się zorientował.
Spojrzałem na nią błagalnie.
-Nie mówisz poważnie.
-Za błędy się płaci, kochanie. - powiedziała tylko i zabrała się za robienie mi makijażu. To tak idiotycznie i pedalsko brzmi, że ja nie mam pytań. W każdym razie siedziałem tam i cierpliwie znosiłem te męczarnie.
Już prawie kończyła, gdy zadzwonił mu telefon. Zerknąłem w jego stronę, ale nie mogłem ruszyć głową, więc makijażystka bez słowa mi go podała. Włączyłem na głośnomówiący, nawet nie patrząc kto dzwoni, bo Ellie nie pozwalała mi nawet mrugnąć. W komórce odezwał się przerażony głos.
-Niall?! - usłyszałem Emmę i ignorując sprzeciwy Ellie, przeniosłem wzrok na iPhone'a.
-Co się stało?
-Błagam, powiedz, że jesteś w Londynie. - powiedziała cicho i usłyszałem jak głos jej się łamie.
-Tak, jestem. Co się stało?
Pociągnęła nosem. Płakała.
Ja pierdole co się dzieje.
-Możesz przyjechać jak najszybciej do szpitala?
-Kurwa, Emma. CO SIĘ STAŁO?! - krzyknąłem do telefonu, a Ellie aż się cofnęła z tą swoją tubką w jednej ręce, a w drugiej z jakimś pędzlem. Zignorowałem ją, czując jak w moim gardle rośnie gula. Domyślałem się o co może chodzić.
-Chloe. - szepnęła tylko.
To mi wystarczyło.
Zerwałem się z fotela, chwyciłem kurtkę i telefon, po czym wybiegłem z budynku, ignorując krzyki Ellie, że jeszcze nie skończyła. Powiedziałem tylko Emmie, że zaraz tam będę i rozłączyłem się. Serce biło mi co najmniej 10 razy na sekundę. Wpadłem szybko do samochodu i wyjechałem na ulicę. Miałem w dupie to, kto miał wtedy pierwszeństwo. Kilka aut zaczęło na mnie trąbić, za sobą usłyszałem pisk opon, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Jechałem najszybciej jak mogłem, równocześnie łamiąc pewnie ze 20 przepisów. Dziękowałem Bogu, że nie zatrzymała mnie policja, bo tylko straciłbym czas.
Nawet nie chciałem myśleć, dlaczego Chloe jest w szpitalu. I co ona do cholery robi w Londynie? Przecież zaledwie przedwczoraj się z nią widziałem w LA.
Zatrzymałem się na pierwszym lepszym miejscu parkingowym i biegiem ruszyłem do szpitala. W recepcji nie chcieli mi podać żadnych informacji, bo nie byłem z rodziny. Wkurzony już miałem ochotę wskoczyć za tą pieprzoną ladę i sam znaleźć moją dziewczynę (byłą) w komputerze, ale zobaczyłem wtedy Emmę, biegnącą w moją stronę. Była cała zapłakana i nie miała na sobie w ogóle makijażu. Ruszyłem w jej stronę, a ona w końcu wpadła w moje ramiona z taką siłą, że aż cofnąłem się dwa kroki do tyłu. Przytulliłem ją do siebie. Wyczuwałem jej strach i chociaż sam próbowałem zachować spokój, to w środku ogarniała mnie coraz większa panika.
-Co się stało, Emma? - zapytałem, uprzednio odsuwając ją kawałek od siebie. Wciąż trzymałem ją za ramiona.
Niezbyt wdzięcznym ruchem wytarła nos rękawem i spojrzała na mnie.
-Bo ona miała... I oni wtedy... Ale oni nie chcą... I ja nie wiem... - wydukała, po czym znów wybuchła płaczem.
No to chyba niczego się od niej nie dowiem.
Znów przyciągnąłem ją do siebie i pogłaskałem opiekuńczo po plecach, a gdy chociaż trochę się uspokoiła, poprosiłem, żeby zaprowadziła mnie do niej. Gdy dotarliśmy na oddział, na korytarzu zobaczyłem znacznie więcej znajomych osób. Liam stał oparty o ścianę, pani Woods siedziała na plastikowym krześle i patrzyła tępym wzrokiem przed siebie. Obok niej znajdował się Tom, który opiekuńczo obejmował ją ramieniem i coś do niej mówił. W oddali zauważyłem siostrę Chloe z jej chłopakiem, który rozmawiali szeptem ze sobą. A przy oknie stała Alice i patrzyła na zewnątrz.
Alice?!
Co ona tu do cholery robi?
Gdy tylko weszliśmy na korytarz, wszyscy spojrzeli w naszą stronę. Niektórzy, np. Annie i Brian poświęcili mi tylko sekundę uwagi, po czym wrócili do rozmowy, a na przykład Alice patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Dlaczego nie są na sali przy Chloe? - szepnąłem do Emmy, gdy szliśmy w ich stronę.
-Bo Chloe nie ma na sali. Operują ją już od 2 godzin. - odszepnęła mi, patrząc przed siebie.
I na tym zakończyła się nasza rozmowa.
Emma poprosiła, żebym poszedł do Alice, bo ona wszystko mi wytłumaczy, natomiast sama podeszła do Liama i przytuliła się mocno do niego. Kiwnąłem do niego tylko głową. Pani Woods wciąż patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem i zdawała się mnie nie zauważać, a Tom posłał mi tylko zbolały uśmiech. Ruszyłem powoli w stronę Alice. Na korytarzu panowała przerażająca cisza, a ja wciąż nie wiedziałem co się tak naprawdę stało. I dlaczego operują ją już 2 godziny. Podszedłem do okna i stanąłem obok dziewczyny. Wyglądała podobnie jak Emma, z tym że ona nie płakała, no i miała na sobie piżamę. Zignorowała mnie, wciąż patrząc przed siebie. Przełknąłem ślinę.
-Alice. - szepnąłem.
Nic.
-Alice, spójrz na mnie proszę.
Nawet nie drgnęła.
-Błagam cię, powiedz mi tylko co się stało. - usłyszałem własny, łamiący się głos.
Powoli przeniosła na mnie puste spojrzenie. Przyglądała mi się przez chwilę, po czym zmarszczyła brwi.
-Czy ty masz na sobie puder?
Spojrzałem na nią zaskoczony, ale po sekundzie zorientowałem się, że faktycznie mam na sobie jakieś mazidło i kiwnąłem głową.
-Ta. Żeby nie było widać mojego podbitego oka.
-Masz podbite oko?
-Chloe ci nie powiedziała?
-Chloe ci przywaliła? - zapytała, otwierając szeroko oczy.
-Nie, biłem się z Mattem.
-Ale czemu... - zaczęła, ale jej przerwałem.
-Powiedz mi wreszcie co się stało. - warknąłem poirytowany.
Westchnęła.
-Sama niewiele wiem. Miała wypadek samochodowy.
Moje serce się zatrzymało.
-Miała wypadek?! Nic jej nie jest?! - zapytałem przerażony.
-A jak myślisz idioto, skoro ją operują 2 godziny? - zapytała sarkastycznie, przewracając przy tym oczami.
Zignorowałem jej ironię.
-Ale co się stało?
-Nie wiem nic więcej. Wiem tylko, że miała wypadek. Niczego nam nie chcieli powiedzieć.
-Dokąd jechała samochodem o 6 rano?
-Jechała do szpitala po wyniki te... - urwała nagle i przygryzła wargę, jakby starała się wymyślić jakąś wymówkę, ale w końcu w ogóle się nie odezwała.
-Po jakie wyniki? - zmrużyłem oczy.
-Nic takiego nie powiedziałam. - zamrugała oczami i udała, że jest zaskoczona.
No jasne, że nie.
-Alice, nie okłamuj mnie.
-I kto to mówi. - warknęła.
Oho, chyba mnie już nie lubi.
Westchnąłem i popatrzyłem na nią poważnie.
-Al, naprawdę jest mi strasznie przykro i wiem, że jestem chujem, że potraktowałem ją okropnie i nigdy nie powinienem popełniać takiego błędu. Wiem to. Wiem też, że kocham Chloe i nigdy nikogo tak nie kochałem jak ją, nie wyobrażam sobie życia bez niej i zrobiłem to tylko po to, żeby ją chronić. Musiałem się dowiedzieć kto za tym wszystkim stoi, żeby dopilnować, żeby więcej jej nie zagrażał.
-Masz na myśli Josha?
Zamrugałem oczami.
-A skąd ty...
-Chloe go spotkała. Domyśliła się, że to on.
Otworzyłem szeroko oczy. Widzę, że robi się coraz ciekawiej. Moje serce długo tego nie wytrzyma.
-Zrobił jej coś?
Zaśmiała się krótko.
-Raczej to ona zrobiła coś jemu. Mówiła, że mu przywaliła tak mocno, że aż ją szczypała ręka, a on był zbyt zaskoczony, żeby jakkolwiek zareagować.
Uśmiechnąłem się do siebie.
Moja księżniczka.
-A dlaczego właściwie przyjechałyście do Londynu?
Alice przez chwilę milczała. Już miałem zapytać ponownie, bo pomyślałem, że mnie nie usłyszała, ale w końcu się odezwała.
-Chloe musiała coś załatwić i prosiła mnie, żebym pojechała z nią.
-I nie powiesz mi po co jechała dzisiaj rano do szpitala?
-Mam nadzieję, że sama ci powie. – szepnęła bardziej do siebie, patrząc nieobecnym wzrokiem za okno.
Odwróciłem wzrok na mamę Chloe i w tym momencie zauważyłem, jak lekarz podąża w jej stronę. Tom coś do niej powiedział, a ona nagle się ocknęła i poderwała do góry, ruszając w jego stronę. Alice też popatrzyła na nich. Rozmawiali chwilę cicho, aż w końcu Tom odwrócił się w naszą stronę i machnął do nas ręką, żebyśmy poszli za nimi, po czym ruszyli korytarzem. Szedłem z Alice obok Liama, który przytulał cały czas Emmę. A ta z kolei trzymała Alice za rękę. Czułem się odosobniony. Wiedziałem, że Alice mnie nie lubi, a wszyscy mają do mnie żal, ale przynajmniej Emma się uspokoiła. Muszę jej podziękować za to, że do mnie zadzwoniła i w ogóle powiadomiła mnie o tym, że coś się stało.
Lekarz powiedział, że stan Chloe jest stabilny, ale straciła dużo krwi i i w dalszym ciągu leży w śpiączce. Nie pozwolił również nikomu do niej zajrzeć przez najbliższe godziny. A i tak stwierdziłem, że szansę na to będzie miała tylko najbliższa rodzina. Jednak na szczęście pomiędzy salą a korytarzem w ścianie widniało szklane okno, przez którą mogliśmy ją zobaczyć. Z racji tego, że pani Woods i Tom szli pierwsi z lekarzem, tym samym zobaczyli Chloe przed nami. Obserwowałem bacznie ich reakcję. Stanęli przed szybą i w tym momencie mama dziewczyny zasłoniła dłonią usta. Wybuchła płaczem, a Tom przytulił ją do siebie. Moje serce zaczęło bić szybciej i my też przyspieszyliśmy kroku. Gdy dotarliśmy do szyby, mój świat się zatrzymał. Zobaczyłem ją, leżącą na łóżku szpitalnym niczym śpiąca królewna. Jednak słabo było widać jej twarz przez te wszystkie kabelki. Była mocno posiniaczona, ale żyła. A to było najważniejsze. Poczułem, jak Alice ściska moją rękę. Uporczywie wbijała paznokcie w moją skórę, ale nie czułem nic. Jedyne co odczuwałem, to ból psychiczny, bo z jakiegoś powodu czułem, że to wszystko moja wina. Te wszystkie nieszczęścia, które ją spotykają są wynikiem moich błędów, a nie jej. To nie jest w porządku. Z całą chęcią przejąłbym jej cierpienie na siebie.
-Jezu, Tom. Co z dzieckiem? - zapytała cicho pani Woods, po czym pobiegła z powrotem za lekarzem, który oddał się korytarzem.
Alice spojrzała porozumiewawczo na Emmę. Zerknąłem w tamtą stronę. Blondynka była jeszcze bardziej blada niż wcześniej. Dobra, nie rozumiałem o co chodzi, ale pewnie po prostu mama Chloe nie powiedziała z "naszym dzieckiem" ponieważ to nie jest dziecko Toma. Emma podeszła do nas i wzięła Alice za rękę, po czym pociągnęła ją gdzies na bok. Liam został ze mną. Patrzyliśmy oboje na nie w osłupieniu, podczas gdy dziewczyny prowadziły ożywioną rozmowę.
-Wiesz o co chodzi? - zapytałem, nie odwracając wzroku.
-Nie mam pojęcia, stary. - odparł.
Spojrzałem w bok i zauważyłem, że w naszą  stronę zmierza Harry. Gdy do nas dotarł, był cały zdyszany.
-Słyszałem co się stało. Pod szpitalem zebrała się już spora grupka dziennikarzy. Wszystko z nią w porządku? Niall, ty masz puder na twarzy?
Zirytowany przejechałem ręką po twarzy, chcąc zmazać z siebie to cholerstwo.
-Jest chociaż przytomna? - zapytał Harry, patrząc na nas zatroskany. A szczególnie na mnie. A ja miałem wrażenie, ze to wszystko jest jakimś głupim snem i zaraz się obudzę. W ogóle jeszcze nie dotarło do mnie, że Chloe na prawdę miała wypadek. Otworzyłem usta, żeby mu odpowiedzieć, ale zamiast tego usłyszałem głos Emmy.
-Nie. Dopiero przywieźli ją z bloku operacyjnego. - powiedziała, stając nagle obok nas i trzymając Alice za rękę.
-Harry, to Alice. Przyjaciółka Chloe z Kalifornii. Alice, to Harry Styles. Chyba nie muszę tłumaczyć kim jest. - powiedziałem, a loczek uśmiechnął się do dziewczyny tym swoim zniewalającym uśmiechem i wyciągnął do niej rękę.
-Ładna piżamka. - powiedział, uśmiechając się szeroko.
Spojrzałem na Alice. Ta z kolei patrzyła na niego nieobecnym wzrokiem z rozchylonymi ustami. Uniosłem brwi, patrząc na Liama, który już powstrzymywał chichot. Emma delikatnie uniosła rękę brunetki, żeby uścisnęła dłoń Harremu. Odchrząknąłem.
-Chyba się jej spodobał. - mruknął cicho Liam.
Alilce dopiero wtedy się ocknęła i zarumieniona podała rękę Harremu, uśmiechając się nieśmiało.
-Zamknijcie się. - wariknął do nas Harry, posyłając nam wrogie spojrzenie, po czym znów uśmeichnął się do brunetki. Liam pociągnął mnie i Emmę do tyłu, przez co wycofaliśmy się zostawiając ich samych, a oni nawet nie zauważyli, że nas nie ma.

Minęły 2 godziny. Annie i Brian już poszli, Harry, Alice, Emma i Liam udali się coś zjeść. Chcieli, żebym poszedł z nimi, ale powiedziałem, że zostanę przy Chloe. Posłali mi tylko smutne uśmiechy i poszli. Tym samym sposobem zostałem na korytarzu sam. Nie miałem pojęcia gdzie jest mama Chloe i Tom, chyba rozmawiali z lekarzem. Popatrzyłem na moją dziewczynę (byłą) przez szybę. Miała krótsze włosy, przez co jeszcze bardziej wydawało mi się, że to nie ona. Jakaś pielęgniarka zmieniała jej opatrunki, a ona wciąż leżała i spała w tej samej pozycji. Dopiero teraz dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę. Oparłem czoło o szybę, wiedząc, że nie mogę do niej wejść. Tak bardzo chciałbym zobaczyć jej uśmiech. Uśmiech, który byłby spowodowany mną. Najbardziej bolało mnie właśnie to, że już nie wywołuję u niej uśmiechu, tylko płacz i strach. Nie dziwiłem jej się. Przeżyła tak wiele, że teraz załuguje na to, by do końca życia była szczęśliwa. Choćby nie wiem co, muszę jej to szczęście zapewnić. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie będzie ze mną chciała utrzymywać kontaktu. Ale zrobię wszystko, żeby znalazła kogoś z kim będzie szczęśliwa, mimo, że dla mnie będzie to cios w serce. Jakoś to przeżyję, skoro ona potrafiła znieść tyle bólu. Zarówno fizycznego, jak i psychicznego.
Wiedziałem, że dzisiaj nie ruszę się ze szpitala. Czułem wewnętrzną potrzebę, żeby tutaj być. Nie wiem jak długo tak stałem i patrzyłem na nią, aż w końcu wróciła pani Woods, Tom i lekarz. Ta pierwsza znów zdawała się mnie nie zauważać i dopiero wtedy zrozumiałem, że robi to specjalnie, bo wie co zrobiłem. Weszli do sali. Czyli już mogą ją odwiedzać. Odszedłem od szyby, żeby mieli trochę prywatności i postanowiłem zejść na dół do bufetu i dołączyć do reszty. Rozmawiali cicho przy kawie. Usiadłem przy stoliku.
-Obudziła się? - zapytała Emma, a ja tylko pokręciłem przecząco głową.
Wszyscy zgodnie westchnęli.
-Biedna Chloe. Nawet nie wiemy dokładnie co jej jest. - odezwał się Harry.
-Zadzwonili do nas do domu rano. To znaczy do mamy Chloe. I wezwali ją do szpitala, bo powiedzieli, że miała wypadek. Więc od razu się zebraliśmy, dlatego też jestem w piżamie. - powiedziała Alice, uśmiechając się - Ja prowadziłam, bo pani Woods była zbyt roztrzęsiona, a Tom musiał ją uspokajać. No i jak dotarliśmy, to już ją operowali. Jakaś pielęgniarka w biegu nam powiedziała, że straciła dużo krwi, ma chyba złamaną rękę, przeżyła wstrząs mózgu i takie rzeczy. Ale ogólnie nie było z nią tak źle, wyjdzie z tego. Powiedziała tylko, że są komplikacje z... - urwała i zerknęła na Emmę, a ta patrzyła na nią, przygryzając dolną wargę.
My natomiast patrzyliśmy na nie w oczekiwaniu.
-Z...? - ponaglił ją Liam.
-...Z tą złamaną ręką. - odezwała się znowu Alice wymijająco.
-Nie wiesz czy przeżyło? - zapytała ją Emma.
-Przeżyło? Co przeżyło? - powiedział Harry, patrząc na nią z uniesionymi brwiami.
Emma przewróciła oczami.
-Przeżyła. - odparła, akcentując ostatnią literę.
-Nie, nie wiem. Nic mi nie powiedzieli.
-Przecież wiadomo, że przeżyła, przecież ją widzie.. - zaczął Liam, ale Emma posłała mu piorunujące spojrzenie, więc się zamknął.
Już wiedziałem, że rozmawiają o czymś innym. Tylko nie miałem pojęcia o czym. Ale wiedziały coś, czego nie wiedziała nasza trójka i zamierzały trzymać to w tajemnicy. Westchnąłem. Dziewczyny szybko zmieniły temat, a ja się wyłączyłem.
Około pół godziny później oni wszyscy się pozbierali i powiedzieli, że idą do domu i wpadną do Chloe jutro. I jak coś się będzie działo to mam do nich dzwonić. Ja oczywiście zostałem w szpitalu. Wypiłem kawę i ruszyłem na górę. Spojrzałem na zegarek. Już była 17.
Akurat kiedy dotarłem pod salę, pani Woods i Tom wychodzili ze środka.
-Niall, my idziemy coś zjeść. Możesz tutaj zostać na wypadek gdyby się obudziła? - zapytał Tom, a ja uśmiechnąłem się i kiwnąłem twierdząco głową.
Przynajmniej na coś się przydam.
Podziękował mi i odeszli. Gdy tylko zniknęli za zakrętem, postanowiłem wejść do środka. W progu natknąłem się na drobną pielęgniarkę, która popatrzyła na mnie zdziwiona.
-Nazwisko? - zapytała słodko.
-Eee.. Horan.
-Pan Niall Horan? - spytała, marszcząc brwi i przechyliła głowę na bok.
-Yhm, tak.
-Dobrze, proszę wejść, zaraz do pana przyjdę. - powiedziała szybko, wyminęła mnie i szybkim marszem ruszyła wgłąb korytarza. Wychyliłem się zdziwiony zza drzwi, patrząc na nią.
Dziwne. Łatwo poszło.
Wszedłem w końcu do sali i poczułem ucisk w sercu. Całe pomieszczenie pachniało jej perfumami. Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na jej niewinną twarz. Chciałem złapać ją za rękę, ale się powstrzymałem, bo stwierdziłem, że to mogłoby być wbrew jej woli. Usiadłem obok jej łóżka na krześle i spojrzałem na nią.
Była tak piękna.
-Coś ty znowu narobiła, księżniczko? - zapytałem szeptem, przyglądając się jej. Oparłem łokcie o własne nogi, Splotłem palce i oparłem brodę o swoje dłonie. Siedziałem i po prostu na nią patrzyłem. Słyszałem delikatne, regularne pikanie w komputerze, oznaczające tempo bicia jej serca.
-Wiem, że powiedziałem, że będę się trzymał od ciebie z daleka, ale nie potrafię tego zrobić. - szepnąłem.
-Panie Horan? - usłyszałem nad sobą i spojrzałem w górę, prostując się. Stała obok mnie ta sama drobna pielęgniarka i trzymała w ręce jakiś pomięty dokument. - Policja znalazła to w samochodzie pani Woods. Uznaliśmy, że chciałby pan to zobaczyć. - powiedziała cicho, posłała mi przyjazny uśmiech, po czym wręczyła mi wymięty kawałek papieru i wyszła z sali. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc za bardzo o co chodzi, po czym zerknąłem na kartkę. Otworzyłem szeroko oczy, czytając dokument. Zamarłem. Zamrugałem kilkakrotnie, patrząc na literki. A potem spojrzałem na Chloe. Nie wierzyłem, że to może być prawda. Że ukrywała przede mną coś takiego. Serce biło mi coraz szybciej. I nagle dotarło do mnie, że przecież coś mogło się mu stać. Wstałem szybko i wybiegłem z sali, po czym zawołałem drobną pielęgniarkę, która szła w oddali tyłem do mnie. Ona odwróciła się powoli i uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Z pańską córką wszystko w porządku, panie Horan. – opowiedziała na moje niezadane pytanie, po czym znów się odwróciła i odeszła.
Oszołomiony wróciłem do sali i usiadłem na krześle. Zbyt dużo informacji. Spojrzałem na kartkę, a potem na Chloe. Wciąż w to nie wierzyłem. Delikatnie uniosłem kołdrę i zauważyłem, że faktycznie dziewczyna ma nieco zaokrąglony brzuch. Uśmiechnąłem się do siebie i poczułem, jak łzy napływają mi do oczu. Nienawidzę płakać, ale w tej chwili nie mogłem się powstrzymać. Delikatnie położyłem dłoń na jej brzuchu i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Musiałem wyglądać jak idiota, ale nie obchodziło mnie to. Przytuliłem twarz do brzucha Chloe i zacząłem płakać jak baba.
Ja naprawdę będę ojcem.
Będę miał córkę.
Dopiero teraz wszystko zrozumiałem. Emma i Alice musiały o wszystkim wiedzieć. Poza tym wtedy, gdy widziałem ją w oknie, przeglądającą się w lustrze, ona przyglądała się naszemu dziecku. Musiała radzić sobie z tym wszystkim sama. Tak bardzo żałowałem, że do tego doprowadziłem. A teraz będę musiał zaopiekować się nie tylko Chloe, ale też moją córką. Ale czy mnie zaakceptuje?
Poczułem jak klatka piersiowa Chloe uniosła się gwałtowniej i uniosłem głowę. Spojrzałem zaczerwienionymi oczami na dziewczynę i zauważyłem, że mi się przygląda. Obudziła się. Speszony chciałem się odsunąć, bo wiedziałem, że się mnie boi, ale ona delikatnie złapała mnie za rękę. Zamarłem w połowie wykonywanego ruchu i spojrzałem na nią zdezorientowany. Ona natomiast tylko się uśmiechnęła lekko i pokręciła przecząco głową. Popatrzyłem na nią z troską i pozwoliłem sobie delikatnie ją przytulić, uważając by nic jej nie uszkodzić.
-Tak bardzo cię przepraszam Chloe. – powiedziałem cicho, wtulając twarz w jej szyję.
Była spokojna. Oddychała miarowo, ale nie miała możliwości przytulenia mnie, bo jedną rękę miała złamaną, a poza tym wyglądała na wykończoną.
-W porządku. Wybaczam ci. – wyszeptała cicho do mojego ucha.



Kochani. Przyznam szczerze, że dawno dawno temu, kiedy wymyślałam fabułę do tego rozdziału, chciałam uśmiercić to dziecko. Ale wiedziałam, że wszyscy to przewidzicie (zresztą słusznie), a ja uwielbiam was zaskakiwać, więc stwierdziłam, że dam już Chloe spokój i dziecko przeżyje. Ale muszę przyznać że się trochę uśmiałam przy tych komentarzach "dziecko musi żyć", "o nie, ona poroni" i takie tam xd Co do tego kto jest ojcem dziecka, od początku zakładałam Nialla. Nigdy w życiu nie pozwoliłabym, żeby ojcem był Matt, bo znowu zaczęłyby się komplikacje, no i macie rację, Chloe już ZBYT wiele przeszła xd
Tak wam tylko powiem, że powolutku, a nawet trochę szybciej zbliżamy się do końca Escape. Nie będzie trzeciej części, ani kolejnego fanfiction. Mam w przyszłym roku maturę i zależy mi na tym, żeby dobrze się do niej przygotować, ale jestem w trakcie pisania książki. Mam już pomysły na co najmniej 3 książki, więc trochę mi z tym zejdzie. Ale na pewno bloga nie usunę i na pewno tutaj napiszę, jeśli uda mi się jakąś książkę wydać :)
No, to do następnego, kocham was <3                                                                   

wtorek, 15 lipca 2014

25

Gdy tylko się odwrócił, miałam ochotę krzyknąć za nim i zatrzymać go przy sobie, ale powstrzymałam się resztkami rozsądku.
Przecież sama tego chciałaś Chloe. Ciągle mu mówiłaś, że ma cię zostawić w spokoju, więc spełnił twoją prośbę.
Dopiero teraz jednak zdałam sobie sprawę z tego, że wcale tego nie chcę. Nie chcę, żeby zostawiał mnie w spokoju, chcę żeby był przy mnie i mnie chronił.
Zrobiłam krok do przodu i otworzyłam usta, żeby go zawołać, ale po chwili je zamknęłam. To bez sensu. Objęłam się rękami i patrzyłam na niego, powtarzając cicho, żeby się odwrócił. Ale nie zrobił tego, tylko założył kaptur na głowę i zniknął w końcu w cieniu jakiegoś budynku. Chciało mi się płakać. Łzy napłynęły mi do oczu, ale potrząsnęłam głową, odwróciłam się i biorąc głębokie wdechy, wróciłam do mieszkania.
Nie powiedziałam Alice o tym, że spotkałam Nialla, ani o tym, że pobił Matta. Sama nie wiem dlaczego, może po prostu bałam się, że zacznie mnie oceniać. Powie, że mogłam za nim biec. Albo powie, że mogłam podbić mu drugie oko. Cóż, druga opcja jest bardziej prawdopodobna. Nie mogłam uwierzyć, że Niall przyjechał tutaj taki kawał drogi tylko po to, żeby się zemścić za mój gwałt. Coraz bardziej przekonywałam się do tego, że Emma miała rację, a blondyn po prostu mnie chronił. Ale to było bez sensu i wciąż nie potrafiłam tego zrozumieć. A teraz pewnie zniknie z mojego życia. Na samą myśl o tym bolało mnie serce. Sama tego chciałam. A przynajmniej próbowałam przekonać samą siebie, że tego chciałam, chociaż w rzeczywistości było zupełnie odwrotnie.

Następnego dnia rano Alice mnie obudziła, skacząc po moim łóżku. Przewróciłam się na drugi bok, mrucząc coś pod nosem i przytuliłam się mocniej do kołdry. Wtedy ona gwałtownie za nią pociągnęła z taką siłą, że spadłam razem z nią na podłogę.
-Porąbało cię? A jakbym spadła na brzuch i coś by się stało dziecku? - mruknęłam do niej, podnosząc się do pozycji siedzącej. Brunetka tylko przewróciła oczami i pochyliła się nade mną z łóżka, uśmiechając się szeroko.
-Nic by mu nie było. Twoje dziecko będzie tak silne jak mamusia.
Spojrzałam na nią, unosząc brwi, a ona zrobiła dziubek i cmoknęła powietrze.
-Chcesz się przekonać o mojej sile? Bo ja bardzo chętnie ci zrobię pokaz moich umiejętności. - powiedziałam, po czym udałam, że podwijam rękawy.
Przyjaciółka jednak tylko zeskoczyła z łóżka i udała się do kuchni.
-Co chcesz na śniadanie? Jakieś ogórki z czekoladą? - zapytała, śmiejąc się.
-Nie, ale zjadłabym ogórka z dżemem truskawkowym.
Alice wystawiła głowę zza ściany i spojrzała na mnie, krzywiąc się.
-Mówisz serio?
-Jestem śmiertelnie poważna. - odparłam, patrząc na nią obojętnie, a ona otworzyła szerzej oczy.
-O FUJ! - krzyknęła, po czym zniknęła w kuchni. Zaśmiałam się i podniosłam się z podłogi, po czym ruszyłam do szafy, żeby się przebrać. Jezu, prawie same luźne sukienki. Gdzie się podziały moje T-Shirty? Alice zbyt drastycznie zmieniła moją garderobę. Założyłam pierwszą lepszą sukienkę, a przyjaciółka w końcu wróciła do pokoju z talerzem, na którym znjadowaly się kanapki z dżemem i ogórkiem kiszonym. Miała wyraz twarzy, jakby miała zaraz zwymiotować. Zaczęłam się śmiać, zabrałam jedną kanapkę i ugryzłam, żując przy niej. Od razu odwróciła wzrok, mamrocząc coś pod nosem. Trzymając kanapkę w dłoni, zaczęłam za nią łazić, żując i mlaskając przy tym, a ona zaczęła piszczeć i w końcu uciekać.
-Idź sobie!
-Omnomnomnom. - wymamrotałam wciąż się śmiejąc, aż i ona sama wybuchła śmiechem. Dotarła do łazienki i zamknęła drzwi przed moim nosem.
-Ej! - burknęłam i uderzyłam w drzwi.
Odpowiedziała mi cisza.
-Ej?
Dalej nic. Przyłożyłam ucho do drzwi, ale nic nie usłyszałam.
-Alice? Jak się nie odezwiesz to moje dziecko i ja wywarzymy drzwi.
Parsknęła śmiechem i uśmiechnęłam się do siebie triumfalnie. W końcu otworzyła drzwi i wyszła, kiedy akurat skończyłam jeść.
-No dobra, to co dzisiaj robimy? - zapytałam patrząc na nią, a ona uśmiechnęła się szeroko i zobaczyłam psychopatyczny błysk w jej oczach.

Spojrzałam na nią jak na idiotkę, gdy stanęłyśmy przed ogromnym sklepem dziecięcym.
-Nie no, ty tak serio? - zapytałam, a ona pokiwała energicznie głową i klasnęła w dłonie, po czym pociągnęła mnie za rękę do środka. Sklep był wielki, składał się z trzech pięter. Na pierwszym znajdowały się zabawki, podzielone wiekowo. Na drugim piętrze były same ubranka, a na trzecim meble dziecięce, kojce itd. Wiedziałam, że nawet nie zwiedzimy połowy tego budynku, bo padnę z wycieńczenia.
Ostatnio w ogóle doskwierał mi ból pleców, czułam się obolała i zmęczona. No i ciągle bolała mnie głowa. Ale to może ze stresu i nerwów.
Alice biegała po sklepie, zachowując się gorzej niż większość dzieci, które przebywały w budynku. Co chwilę podbiegała do mnie i pokazywała mi jakieś grzechotki, albo maleńkie body dla niemowlaka. Wcisnęła mi maskotkę słonika do ręki i znowu gdzieś poszła, a ja spacerowałam powoli między regałami. Wszystko to było słodkie. Za słodkie. Uśmiechałam się do niej, a gdy znikała z mojego pola widzenia, znikał też mój uśmiech. Patrzyłam na te wszystkie zakochane pary, trzymające się za ręce i manewrujące po sklepie. Zaczęło mnie to przytłaczać. Przycisnęłam mocniej pluszaka do siebie. Chciałabym być tak szczęśliwa jak oni. Chciałabym robić tak banalne rzeczy, jak wybieranie koloru do pokoju dziecięcego razem z ojcem mojego dziecka. Zrobiło mi się smutno, że jestem tak samotna. Niektórzy patrzyli na mój brzuch, a potem uśmiechali się współczująco. Miałam tego dość.
Muszę stąd wyjść.
Odłożyłam śliczną maskotkę w kształcie słonika na półkę, posłałam do niej słaby uśmiech, chociaż wołała do mnie „Weź mnie, weź mnie!” i poszukałam Alice. Gdy tylko ją znalazłam, bez słowa wyciągnęłam ją ze sklepu mimo jej wielkich protestów.
-Ej, co się stało? – zapytała, gdy byłyśmy już na zewnątrz i wyrwała rękę z mojego uścisku.
Stałam tyłem do niej. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w jej stronę, czując łzy, napływające do moich oczu.
-Nie chcę tego. – wychrypiałam, machając ręką w stronę wielkiej hali. – Ci wszyscy ludzie patrzą na mnie z takim współczuciem. Oni wszyscy patrzą na mnie i sobie myślą „Biedna, facet ją zostawił i teraz musi zajmować się dzieckiem sama”. Nie chcę, żeby tak myśleli! Nie mają pojęcia co przeszłam. – poczułam, jak łzy spływają po moich policzkach - Dlaczego to wszystko przytrafia się mnie, Al? Dlaczego to ja ciągle muszę cierpieć? Nie zrobiłam nic złego. Ja po prostu chciałabym być szczęśliwa.
Przyjaciółka popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym podeszła do mnie i przytuliła mocno do siebie.
-Wszystko będzie dobrze skarbie. - szepnęła tylko, głaszcząc mnie po głowie.
Pociągnęłam nosem.
-Obie wiemy, że nie będzie.
-Będzie. Zrobimy w mieszkaniu jakiś kącik dla dziecka, albo wynajmiemy coś większego. Pomogę ci, damy sobie radę.
Pokręciłam przecząco głową i odsunęłam się na tyle, by na nią spojrzeć.
-Nie, ja muszę wrócić do Londynu.
-A Niall?
Wzruszyłam ramionami, ignorując ucisk w żołądku na dźwięk jego imienia.
-I tak prędzej czy później się dowie. Poza tym, wciąż nie wiemy kto jest ojcem dziecka. Jeśli on, to prawdopodobnie będę się starać o alimenty, bo sama nie dam rady. Nie mogłabyś przeprowadzić się ze mną do Londynu, Al? Mam ogromny dom. Moja mama ostatnio mówiła, że z Tomem chcieli przeprowadzić się gdzieś nad morze, więc będzie cały wolny. Nie chcę być sama w tak wielkim budynku, a ty i tak nie chodzisz na wykłady, więc nic cię tutaj nie trzyma.
Przyjaciółka popatrzyła na mnie przez chwilę i przygryzła dolną wargę. W końcu jednak przewróciła oczami i uśmiechnęła się.
-Przemyślę to.
W odpowiedzi posłałam jej szeroki uśmiech.
Cóż, ta wiadomość znacznie poprawiła mi humor.
-Dobra, to co teraz robimy?
-Cóż, skoro nie chcesz tam wracać, to czas na ciąg dalszy twojej metamorfozy. Teraz idziemy do fryzjera.
Spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami.
-Co chcesz zrobić z moimi włosami? Zapuszczałam je 6 lat.
-Więc czas najwyższy je ściąć.
Chciałam protestować, ale Alice jest typem człowieka, który nie akceptuje sprzeciwu, więc chwilę potem szłyśmy ulicami Los Angeles w stronę jakiegoś jej ulubionego salonu fryzjerskiego. Co chwilę zagadywała mnie na jakieś bezsensowne tematy, żebym tylko zapomniała o przykrej sytuacji ze sklepu dziecięcego. Naprawdę doceniałam jej starania i nie wiem co bym bez niej zrobiła w Londynie.
Nagle zadzwonił telefon. Odebrałam, widząc, że to Emma.
-Co jest?
-Hej, Close. Są już wyniki testów na ojcostwo. - słysząc to zamarłam i stanęłam w miejscu.
Również Alice się zatrzymała i spojrzała na mnie pytająco. Bez słowa pokazałam jej na mój brzuch i chyba zorientowała się o co chodzi, bo otworzyła szerzej oczy.
-I co? - wychrypiałam, przełykając głośno ślinę.
Usłyszałam westchnięcie.
-Nie chcieli mi tego dać. Powiedzieli, że nie mam uprawnień i dadzą te papierki tylko tobie, więc chyba musisz tu przyjechać.
Westchnęłam.
-No dobra. Dziękuję, że w ogóle to załatwiłaś.
-Nie ma sprawy, Chloe. Trzymaj się, kochana.
-Pa. Pewnie niedługo się zobaczymy.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Alice. W skrócie wytłumaczyłam jej sytuację, po czym kontynuowałyśmy naszą wędrówkę.

W salonie podczas gdy robili co chcieli z moimi włosami, Al siedziała obok mnie i przeglądała na tablecie różne linie lotnicze, żeby znaleźć mi najbliższy i najtańszy lot do Anglii. W końcu znalazła jakiś w dosyć przystępnej cenie i zamówiła mi bilet.
-Nie jedziesz ze mną? - zapytałam jej, patrząc w lustro.
W tym momencie fryzjerka obcięła mi pół włosów, a ja otworzyłam szeroko oczy i pisnęłam:
-Jezus Maria!
W odpowiedzi usłyszałam śmiech, zarówno przyjaciółki, jak i morderczyni moich długich włosów.
-A mam jechać?
-Nie na stałe, Al. Ale po prostu nie chcę lecieć sama. Trochę się stresuję.
Westchnęła.
-Ugh, no dobra.
-Serio? - obróciłam głowę w jej stronę gwałtownie, przez co fryzjerka krzywo mnie obcięła. Usłyszałam jak z sykiem wciąga powietrze, a Alice patrząc na moje włosy zakryła dłonia usta, starając się powstrzymać chichot. Kobieta bez słowa siłą obróciła moją głowę w stronę lustra, a ja nawet wolałam w niego już nie patrzyć.
-Serio. - odpowiedziała w końcu przyjaciółka.
-Dobra, to kupuj dwa bilety.

Przez to, że ruszyłam głową, fryzjerka musiała obciąć mi jeszcze więcej włosów, żeby je jakoś wyrównać. W efekcie moje włosy nie sięgały nawet ramion, do tego się jeszcze pofalowały. Ale szczerze mówiąc, nie wyglądało to aż tak źle i nawet musiałam przyznać, że całkiem podobał mi się nowy image.
Do mieszkania wróciłyśmy z Alice taksówką, zjadłyśmy coś, szybko spakowałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyłyśmy na lotnisko. Wszystko trwało bardzo szybko. Czekałyśmy na lot co prawda 3 godziny, ale i tak zanim się obejrzałyśmy, byłyśmy już po odprawie i wsiadałyśmy na pokład samolotu. Alice była podniecona jak mała dziewczyna, że leci do Anglii, a ja byłam wręcz pewna, że nie będzie chciała wrócić do Los Angeles, jak zobaczy moja superwypasioną willę, którą zafundował mi Niall. I znowu ucisk w sercu na wspomnienie jego imienia.
Co jeśli on będzie ojcem? A co gorsza, jeśli ojcem będzie Matt?  Nie mogę o tym myśleć. Z jednej strony chciałam to mieć za sobą, ale z drugiej wcale nie chciałam wiedzieć kto jest ojcem, bo sama nie wiedziałam jak zareaguję.

Obudziła mnie Alice, mówiąc że jesteśmy na miejscu. Byłam zmęczona. Nawet nie wiem jak i kiedy odebrałyśmy bagaże, a potem znalazłyśmy się w taksówce. Było około 4 rano, czyli jakieś 8 godzin różnicy od Kalifornii. Ja byłam potwornie zmęczona i padałam na twarz, ale nie Alice. Ona uśmiechnięta od ucha do ucha siedziała przylepiona do szyby samochodu i patrzyła na wszystko zafascynowana. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc ją tak szczęśliwą i beztroską. Kiedy dotarłyśmy pod mój dom, przyjaciółka otworzyła usta ze zdziwienia i spojrzała na mnie zaskoczona.
-To twój dom?!
Wzruszyłam ramionami.
-To prezent od Pana Gwiazdy.
Alice prychnęła.
-Nie no wiesz, mi chłopcy z reguły kupują kwiatki, ale nie tobie. Tobie kupują wypasione wille.
Zaśmiałam się w odpowiedzi, pokręciłam z dezaprobatą głową i ruszyłam w stronę drzwi, ciągnąc przyjaciółkę za sobą. Pierwszą reakcją mojej mamy gdy mnie zobaczyła, było "Co ty tu robisz?!", a sekundę później "Co się stało z twoimi włosami?!". Mama i Tom poznali Alice i chyba ją polubili, bo nawet nie poszli spać, tylko ciągl z nią gadali. W przeciwieństwie do mnie, bo ja jak tylko padłam na kanapę w salonie, to już nie wstałam.

Obudziłam się cos koło 8, ale chyba wszyscy jeszcze spali, bo w całym domu panowała cisza. Z racji tego, że między Londynem a LA znajdowała się miażdżąca różnica temperatur, tak więc musiałam ubrać się cieplej. Założyłam czarne rurki, jakąś bluzkę i kremowy płaszcz, w który ledwo się wcisnęłam, a na stopy wsunęłam botki i bezszelestnie wyszłam z domu. Zabrałam samochód mamy i ruszyłam prosto do szpitala. Modliłam się przez całą drogę, chociaż nie wiedziałam nawet o co. Czułam się tak, jakbym była obserwatorem wydarzeń z boku. Działałam automatycznie. Teraz postaw nogę do przodu. Teraz drugą. Mrugnij. Naciśnij klamkę. Mrugnij. I tak dalej.
Dogadałam się z pielęgniarką, która w końcu podała mi zapakowaną kopertę, zaadresowaną do mnie. Podziękowałam grzecznie i wyszłam ze szpitala, ściskając papier w dłoni. Wsiadłam do auta i dopiero tam zdecydowałam się otworzyć kopertę. Wzięłam głęboki wdech, zamknęłam oczy i policzyłam na pięciu. A potem spojrzałam na kartkę. Zamarłam, patrząc na literki, które po chwili zaczęły mi się zamazywać. Nawet nie zorientowałam się, że zaczęłam płakać. Oparłam głowę o zagłówek fotela.
I co ja teraz zrobię? Jak niby mu to powiem?
Ścisnęłam w pięści kartkę, po czym wrzuciłam zmiętą kulkę na fotel obok. Zapaliłam silnik samochodu i wyjechałam z parkingu szpitala. Byłam rozkojarzona i zła. Puściłam głośno muzykę, myśląc, że to pozwoli mi nie słyszeć własnych myśli. Myliłam się. Zacisnęłam dłonie na kierownicy, jadąc autostradą. Obraz zamazywał mi się coraz bardziej przez nadmiar łez w oczach. Nacisnęłam mocniej pedał gazu, chcąc dać upust swoim emocjom. Nie patrzyłam nawet na wskaźnik prędkości, ale byłam pewna, że jadę ponad 200 km/h. Nie obchodziło mnie nic, nawet to, że mogę się zabić. Jechałam coraz szybciej, manewrując między samochodami, aż w końcu nie zauważyłam, że ciężarówka zjeżdża na mój pas. W ostatniej chwili skręciłam w bok, chcąc się ratować przed kolosem. Wszystko działo się tak szybko. Z ogromną prędkością wyleciałam z trasy, a auto zaczęło się turlać. Nie miałam już władzy nad samochodem. W końcu uderzyłam w kierownicę głową i straciłam przytomność, mimo, że auto wciąż turlało się po nierównym gruncie. 



I co teraz, co teraz? :o
Szablon by S1K