Gdy tylko się odwrócił, miałam ochotę krzyknąć za nim i zatrzymać go
przy sobie, ale powstrzymałam się resztkami rozsądku.
Przecież sama tego chciałaś Chloe. Ciągle mu mówiłaś, że ma cię
zostawić w spokoju, więc spełnił twoją prośbę.
Dopiero teraz jednak zdałam sobie sprawę z tego, że wcale tego nie
chcę. Nie chcę, żeby zostawiał mnie w spokoju, chcę żeby był przy mnie i mnie
chronił.
Zrobiłam krok do przodu i otworzyłam usta, żeby go zawołać, ale po
chwili je zamknęłam. To bez sensu. Objęłam się rękami i patrzyłam na niego,
powtarzając cicho, żeby się odwrócił. Ale nie zrobił tego, tylko założył kaptur
na głowę i zniknął w końcu w cieniu jakiegoś budynku. Chciało mi się płakać.
Łzy napłynęły mi do oczu, ale potrząsnęłam głową, odwróciłam się i biorąc
głębokie wdechy, wróciłam do mieszkania.
Nie powiedziałam Alice o tym, że spotkałam Nialla, ani o tym, że pobił
Matta. Sama nie wiem dlaczego, może po prostu bałam się, że zacznie mnie
oceniać. Powie, że mogłam za nim biec. Albo powie, że mogłam podbić mu drugie
oko. Cóż, druga opcja jest bardziej prawdopodobna. Nie mogłam uwierzyć, że
Niall przyjechał tutaj taki kawał drogi tylko po to, żeby się zemścić za mój
gwałt. Coraz bardziej przekonywałam się do tego, że Emma miała rację, a blondyn
po prostu mnie chronił. Ale to było bez sensu i wciąż nie potrafiłam tego
zrozumieć. A teraz pewnie zniknie z mojego życia. Na samą myśl o tym bolało
mnie serce. Sama tego chciałam. A przynajmniej próbowałam przekonać samą
siebie, że tego chciałam, chociaż w rzeczywistości było zupełnie odwrotnie.
Następnego dnia rano Alice mnie obudziła, skacząc po moim łóżku.
Przewróciłam się na drugi bok, mrucząc coś pod nosem i przytuliłam się mocniej
do kołdry. Wtedy ona gwałtownie za nią pociągnęła z taką siłą, że spadłam razem
z nią na podłogę.
-Porąbało cię? A jakbym spadła na brzuch i coś by się stało dziecku? -
mruknęłam do niej, podnosząc się do pozycji siedzącej. Brunetka tylko
przewróciła oczami i pochyliła się nade mną z łóżka, uśmiechając się szeroko.
-Nic by mu nie było. Twoje dziecko będzie tak silne jak mamusia.
Spojrzałam na nią, unosząc brwi, a ona zrobiła dziubek i cmoknęła
powietrze.
-Chcesz się przekonać o mojej sile? Bo ja bardzo chętnie ci zrobię
pokaz moich umiejętności. - powiedziałam, po czym udałam, że podwijam rękawy.
Przyjaciółka jednak tylko zeskoczyła z łóżka i udała się do kuchni.
-Co chcesz na śniadanie? Jakieś ogórki z czekoladą? - zapytała,
śmiejąc się.
-Nie, ale zjadłabym ogórka z dżemem truskawkowym.
Alice wystawiła głowę zza ściany i spojrzała na mnie, krzywiąc się.
-Mówisz serio?
-Jestem śmiertelnie poważna. - odparłam, patrząc na nią obojętnie, a
ona otworzyła szerzej oczy.
-O FUJ! - krzyknęła, po czym zniknęła w kuchni. Zaśmiałam się i
podniosłam się z podłogi, po czym ruszyłam do szafy, żeby się przebrać. Jezu,
prawie same luźne sukienki. Gdzie się podziały moje T-Shirty? Alice zbyt
drastycznie zmieniła moją garderobę. Założyłam pierwszą lepszą sukienkę, a
przyjaciółka w końcu wróciła do pokoju z talerzem, na którym znjadowaly się
kanapki z dżemem i ogórkiem kiszonym. Miała wyraz twarzy, jakby miała zaraz
zwymiotować. Zaczęłam się śmiać, zabrałam jedną kanapkę i ugryzłam, żując przy
niej. Od razu odwróciła wzrok, mamrocząc coś pod nosem. Trzymając kanapkę w
dłoni, zaczęłam za nią łazić, żując i mlaskając przy tym, a ona zaczęła
piszczeć i w końcu uciekać.
-Idź sobie!
-Omnomnomnom. - wymamrotałam wciąż się śmiejąc, aż i ona sama wybuchła
śmiechem. Dotarła do łazienki i zamknęła drzwi przed moim nosem.
-Ej! - burknęłam i uderzyłam w drzwi.
Odpowiedziała mi cisza.
-Ej?
Dalej nic. Przyłożyłam ucho do drzwi, ale nic nie usłyszałam.
-Alice? Jak się nie odezwiesz to moje dziecko i ja wywarzymy drzwi.
Parsknęła śmiechem i uśmiechnęłam się do siebie triumfalnie. W końcu
otworzyła drzwi i wyszła, kiedy akurat skończyłam jeść.
-No dobra, to co dzisiaj robimy? - zapytałam patrząc na nią, a ona
uśmiechnęła się szeroko i zobaczyłam psychopatyczny błysk w jej oczach.
Spojrzałam na nią jak na idiotkę, gdy stanęłyśmy przed ogromnym
sklepem dziecięcym.
-Nie no, ty tak serio? - zapytałam, a ona pokiwała energicznie głową i
klasnęła w dłonie, po czym pociągnęła mnie za rękę do środka. Sklep był wielki,
składał się z trzech pięter. Na pierwszym znajdowały się zabawki, podzielone
wiekowo. Na drugim piętrze były same ubranka, a na trzecim meble dziecięce,
kojce itd. Wiedziałam, że nawet nie zwiedzimy połowy tego budynku, bo padnę z
wycieńczenia.
Ostatnio w ogóle doskwierał mi ból pleców, czułam się obolała i zmęczona.
No i ciągle bolała mnie głowa. Ale to może ze stresu i nerwów.
Alice biegała po sklepie, zachowując się gorzej niż większość dzieci,
które przebywały w budynku. Co chwilę podbiegała do mnie i pokazywała mi jakieś
grzechotki, albo maleńkie body dla niemowlaka. Wcisnęła mi maskotkę słonika do
ręki i znowu gdzieś poszła, a ja spacerowałam powoli między regałami. Wszystko
to było słodkie. Za słodkie. Uśmiechałam się do niej, a gdy znikała z mojego
pola widzenia, znikał też mój uśmiech. Patrzyłam na te wszystkie zakochane
pary, trzymające się za ręce i manewrujące po sklepie. Zaczęło mnie to
przytłaczać. Przycisnęłam mocniej pluszaka do siebie. Chciałabym być tak
szczęśliwa jak oni. Chciałabym robić tak banalne rzeczy, jak wybieranie koloru
do pokoju dziecięcego razem z ojcem mojego dziecka. Zrobiło mi się smutno, że
jestem tak samotna. Niektórzy patrzyli na mój brzuch, a potem uśmiechali się
współczująco. Miałam tego dość.
Muszę stąd wyjść.
Odłożyłam śliczną maskotkę w kształcie słonika na półkę, posłałam do
niej słaby uśmiech, chociaż wołała do mnie „Weź mnie, weź mnie!” i poszukałam
Alice. Gdy tylko ją znalazłam, bez słowa wyciągnęłam ją ze sklepu mimo jej
wielkich protestów.
-Ej, co się stało? – zapytała, gdy byłyśmy już na zewnątrz i wyrwała
rękę z mojego uścisku.
Stałam tyłem do niej. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w jej
stronę, czując łzy, napływające do moich oczu.
-Nie chcę tego. – wychrypiałam, machając ręką w stronę wielkiej hali.
– Ci wszyscy ludzie patrzą na mnie z takim współczuciem. Oni wszyscy patrzą na
mnie i sobie myślą „Biedna, facet ją zostawił i teraz musi zajmować się
dzieckiem sama”. Nie chcę, żeby tak myśleli! Nie mają pojęcia co przeszłam. –
poczułam, jak łzy spływają po moich policzkach - Dlaczego to wszystko przytrafia
się mnie, Al? Dlaczego to ja ciągle muszę cierpieć? Nie zrobiłam nic złego. Ja
po prostu chciałabym być szczęśliwa.
Przyjaciółka popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym podeszła do mnie
i przytuliła mocno do siebie.
-Wszystko będzie dobrze skarbie. - szepnęła tylko, głaszcząc mnie po
głowie.
Pociągnęłam nosem.
-Obie wiemy, że nie będzie.
-Będzie. Zrobimy w mieszkaniu jakiś kącik dla dziecka, albo wynajmiemy
coś większego. Pomogę ci, damy sobie radę.
Pokręciłam przecząco głową i odsunęłam się na tyle, by na nią
spojrzeć.
-Nie, ja muszę wrócić do Londynu.
-A Niall?
Wzruszyłam ramionami, ignorując ucisk w żołądku na dźwięk jego
imienia.
-I tak prędzej czy później się dowie. Poza tym, wciąż nie wiemy kto
jest ojcem dziecka. Jeśli on, to prawdopodobnie będę się starać o alimenty, bo
sama nie dam rady. Nie mogłabyś przeprowadzić się ze mną do Londynu, Al? Mam
ogromny dom. Moja mama ostatnio mówiła, że z Tomem chcieli przeprowadzić się
gdzieś nad morze, więc będzie cały wolny. Nie chcę być sama w tak wielkim budynku,
a ty i tak nie chodzisz na wykłady, więc nic cię tutaj nie trzyma.
Przyjaciółka popatrzyła na mnie przez chwilę i przygryzła dolną wargę.
W końcu jednak przewróciła oczami i uśmiechnęła się.
-Przemyślę to.
W odpowiedzi posłałam jej szeroki uśmiech.
Cóż, ta wiadomość znacznie poprawiła mi humor.
-Dobra, to co teraz robimy?
-Cóż, skoro nie chcesz tam wracać, to czas na ciąg dalszy twojej
metamorfozy. Teraz idziemy do fryzjera.
Spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami.
-Co chcesz zrobić z moimi włosami? Zapuszczałam je 6 lat.
-Więc czas najwyższy je ściąć.
Chciałam protestować, ale Alice jest typem człowieka, który nie
akceptuje sprzeciwu, więc chwilę potem szłyśmy ulicami Los Angeles w stronę
jakiegoś jej ulubionego salonu fryzjerskiego. Co chwilę zagadywała mnie na
jakieś bezsensowne tematy, żebym tylko zapomniała o przykrej sytuacji ze sklepu
dziecięcego. Naprawdę doceniałam jej starania i nie wiem co bym bez niej
zrobiła w Londynie.
Nagle zadzwonił telefon. Odebrałam, widząc, że to Emma.
-Co jest?
-Hej, Close. Są już wyniki testów na ojcostwo. - słysząc to zamarłam i
stanęłam w miejscu.
Również Alice się zatrzymała i spojrzała na mnie pytająco. Bez słowa
pokazałam jej na mój brzuch i chyba zorientowała się o co chodzi, bo otworzyła
szerzej oczy.
-I co? - wychrypiałam, przełykając głośno ślinę.
Usłyszałam westchnięcie.
-Nie chcieli mi tego dać. Powiedzieli, że nie mam uprawnień i dadzą te
papierki tylko tobie, więc chyba musisz tu przyjechać.
Westchnęłam.
-No dobra. Dziękuję, że w ogóle to załatwiłaś.
-Nie ma sprawy, Chloe. Trzymaj się, kochana.
-Pa. Pewnie niedługo się zobaczymy.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Alice. W skrócie wytłumaczyłam jej
sytuację, po czym kontynuowałyśmy naszą wędrówkę.
W salonie podczas gdy robili co chcieli z moimi włosami, Al siedziała
obok mnie i przeglądała na tablecie różne linie lotnicze, żeby znaleźć mi
najbliższy i najtańszy lot do Anglii. W końcu znalazła jakiś w dosyć
przystępnej cenie i zamówiła mi bilet.
-Nie jedziesz ze mną? - zapytałam jej, patrząc w lustro.
W tym momencie fryzjerka obcięła mi pół włosów, a ja otworzyłam
szeroko oczy i pisnęłam:
-Jezus Maria!
W odpowiedzi usłyszałam śmiech, zarówno przyjaciółki, jak i
morderczyni moich długich włosów.
-A mam jechać?
-Nie na stałe, Al. Ale po prostu nie chcę lecieć sama. Trochę się
stresuję.
Westchnęła.
-Ugh, no dobra.
-Serio? - obróciłam głowę w jej stronę gwałtownie, przez co fryzjerka
krzywo mnie obcięła. Usłyszałam jak z sykiem wciąga powietrze, a Alice patrząc
na moje włosy zakryła dłonia usta, starając się powstrzymać chichot. Kobieta
bez słowa siłą obróciła moją głowę w stronę lustra, a ja nawet wolałam w niego
już nie patrzyć.
-Serio. - odpowiedziała w końcu przyjaciółka.
-Dobra, to kupuj dwa bilety.
Przez to, że ruszyłam głową, fryzjerka musiała obciąć mi jeszcze
więcej włosów, żeby je jakoś wyrównać. W efekcie moje włosy nie sięgały nawet
ramion, do tego się jeszcze pofalowały. Ale szczerze mówiąc, nie wyglądało to
aż tak źle i nawet musiałam przyznać, że całkiem podobał mi się nowy image.
Do mieszkania wróciłyśmy z Alice taksówką, zjadłyśmy coś, szybko
spakowałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyłyśmy na lotnisko. Wszystko
trwało bardzo szybko. Czekałyśmy na lot co prawda 3 godziny, ale i tak zanim
się obejrzałyśmy, byłyśmy już po odprawie i wsiadałyśmy na pokład samolotu.
Alice była podniecona jak mała dziewczyna, że leci do Anglii, a ja byłam wręcz
pewna, że nie będzie chciała wrócić do Los Angeles, jak zobaczy moja
superwypasioną willę, którą zafundował mi Niall. I znowu ucisk w sercu na
wspomnienie jego imienia.
Co jeśli on będzie ojcem? A co gorsza, jeśli ojcem będzie Matt? Nie mogę o tym myśleć. Z jednej strony
chciałam to mieć za sobą, ale z drugiej wcale nie chciałam wiedzieć kto jest
ojcem, bo sama nie wiedziałam jak zareaguję.
Obudziła mnie Alice, mówiąc że jesteśmy na miejscu. Byłam zmęczona.
Nawet nie wiem jak i kiedy odebrałyśmy bagaże, a potem znalazłyśmy się w
taksówce. Było około 4 rano, czyli jakieś 8 godzin różnicy od Kalifornii. Ja
byłam potwornie zmęczona i padałam na twarz, ale nie Alice. Ona uśmiechnięta od
ucha do ucha siedziała przylepiona do szyby samochodu i patrzyła na wszystko
zafascynowana. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc ją tak szczęśliwą i
beztroską. Kiedy dotarłyśmy pod mój dom, przyjaciółka otworzyła usta ze
zdziwienia i spojrzała na mnie zaskoczona.
-To twój dom?!
Wzruszyłam ramionami.
-To prezent od Pana Gwiazdy.
Alice prychnęła.
-Nie no wiesz, mi chłopcy z reguły kupują kwiatki, ale nie tobie.
Tobie kupują wypasione wille.
Zaśmiałam się w odpowiedzi, pokręciłam z dezaprobatą głową i ruszyłam
w stronę drzwi, ciągnąc przyjaciółkę za sobą. Pierwszą reakcją mojej mamy gdy
mnie zobaczyła, było "Co ty tu robisz?!", a sekundę później "Co
się stało z twoimi włosami?!". Mama i Tom poznali Alice i chyba ją
polubili, bo nawet nie poszli spać, tylko ciągl z nią gadali. W przeciwieństwie
do mnie, bo ja jak tylko padłam na kanapę w salonie, to już nie wstałam.
Obudziłam się cos koło 8, ale chyba wszyscy jeszcze spali, bo w całym
domu panowała cisza. Z racji tego, że między Londynem a LA znajdowała się
miażdżąca różnica temperatur, tak więc musiałam ubrać się cieplej. Założyłam
czarne rurki, jakąś bluzkę i kremowy płaszcz, w który ledwo się wcisnęłam, a na
stopy wsunęłam botki i bezszelestnie wyszłam z domu. Zabrałam samochód mamy i
ruszyłam prosto do szpitala. Modliłam się przez całą drogę, chociaż nie
wiedziałam nawet o co. Czułam się tak, jakbym była obserwatorem wydarzeń z
boku. Działałam automatycznie. Teraz postaw nogę do przodu. Teraz drugą. Mrugnij.
Naciśnij klamkę. Mrugnij. I tak dalej.
Dogadałam się z pielęgniarką, która w końcu podała mi zapakowaną
kopertę, zaadresowaną do mnie. Podziękowałam grzecznie i wyszłam ze szpitala,
ściskając papier w dłoni. Wsiadłam do auta i dopiero tam zdecydowałam się
otworzyć kopertę. Wzięłam głęboki wdech, zamknęłam oczy i policzyłam na pięciu.
A potem spojrzałam na kartkę. Zamarłam, patrząc na literki, które po chwili
zaczęły mi się zamazywać. Nawet nie zorientowałam się, że zaczęłam płakać.
Oparłam głowę o zagłówek fotela.
I co ja teraz zrobię? Jak niby mu to powiem?
Ścisnęłam w pięści kartkę, po czym wrzuciłam zmiętą kulkę na fotel
obok. Zapaliłam silnik samochodu i wyjechałam z parkingu szpitala. Byłam
rozkojarzona i zła. Puściłam głośno muzykę, myśląc, że to pozwoli mi nie
słyszeć własnych myśli. Myliłam się. Zacisnęłam dłonie na kierownicy, jadąc
autostradą. Obraz zamazywał mi się coraz bardziej przez nadmiar łez w oczach.
Nacisnęłam mocniej pedał gazu, chcąc dać upust swoim emocjom. Nie patrzyłam
nawet na wskaźnik prędkości, ale byłam pewna, że jadę ponad 200 km/h. Nie
obchodziło mnie nic, nawet to, że mogę się zabić. Jechałam coraz szybciej,
manewrując między samochodami, aż w końcu nie zauważyłam, że ciężarówka zjeżdża
na mój pas. W ostatniej chwili skręciłam w bok, chcąc się ratować przed
kolosem. Wszystko działo się tak szybko. Z ogromną prędkością wyleciałam z
trasy, a auto zaczęło się turlać. Nie miałam już władzy nad samochodem. W końcu
uderzyłam w kierownicę głową i straciłam przytomność, mimo, że auto wciąż
turlało się po nierównym gruncie.
I co teraz, co teraz? :o
nie mam pojęcia co mogę napisać, tak bardzo zaszokowałaś mnie końcówką, więc nie mogę doczekać się następnego. :) xx @xxhemmings69
OdpowiedzUsuńomg... i co teraz?
OdpowiedzUsuńDzieki teraz nie bede mogla funkcjonowac.... nawet nie wiek kim jest ojciec czy poroni
OdpowiedzUsuńALE ZAJEBISTY RODZIAL !
@1dmyhopeee
CO TY ZROBILAS? ONA PORONI, JAK NIC STRACI TO DZIECKO ALBO SAMA JESZCZE UMRZE. OMG NIEEE ONA NIE MOZE UMRZEC, CO WTEDY Z NIALLEM??!! ONI MAJA BYC RAZEM ZYWI ROZUMIESZ? Chyba sie za bardzo przejelam XD // @LuvHoransSmile
OdpowiedzUsuńJAPIERDOLEKURWANIEMOGERATUJCIEALBONIEZOSTAWCIEMNIEJEZU
OdpowiedzUsuńJAK
CO
NIE
NIEEEEE!
BOŻE ONA MUSI ŻYĆ , JEZUS MARIA NIE
PO PROSTU NIE
NIE
NIENIENIE
i że ja mam wytrzymać do nexta nie wiedząc co dalej???
JAK?!
ascvgubhidnojeif
O ja pierdole! Po tej jej reakcji nadal nie mogę dojść do tego kto jest ojcem, o boze żeby się jej nic a przedewszystkim dziecku nie stało @Mardalenka
OdpowiedzUsuńOjcem na pewno jest Niall ! Gdyby to był Matt nie chciałaby mu mówić :) A w rozdziale jest napisane 'I co ja teraz zrobię? Jak mu to powiem?' Także wiadomo. A ta końcówka.. // Mery
OdpowiedzUsuńDlaczego zrobiłaś mi to w takim momencie? Dlaczego??
OdpowiedzUsuń@Zmeczona_zyciem
Tylko niech dziecko przeżyje błagam !!!! Cudowny rozdzial
OdpowiedzUsuńJesteś okropna! :( Jejku... Ale jestem w 99% pewna że Niall jest ojcem więc to chyba jakiś plus już.
OdpowiedzUsuńNie wiem nawet co napisać...
Pisz szybko dalej, bo umrę tutaj! ♥
omg
OdpowiedzUsuńomg
co to za moment
co to za moment
chyba ojcem jest niall
ale
co to za moment
mdleje
- @niallmakesdie
mam pytanie, czy moglabyc wyslac zdj nowej fryz close bo nie wyobrazam sobie jej
http://www.pinterest.com/pin/340092209333589180/
Usuńhttp://www.pinterest.com/pin/485474034804612565/
Proszę ;)
Juz zaczyna mnie to wkurzać. To jest juz za bardzo pechowe. Teraz jeszcze pewnie poroni, zacznie się ciąć, jej mama umrze, siostra zostanie zgwalcona, Matt doniesie na policje na Nialla, on będzie miał kłopoty, fanki zaczną ja gnebic. To jest juz za bardzo ukoloryzowane. Rozdział jest fajny, ale nie podoba mi się tok wydarzeń, bo to zdecydowanie za dużo.
OdpowiedzUsuńno szczerze, mogłaby mieć troche szczęścia ta Chloe, też się tak zastanawiałam że pewnie straci dziecko itd.
UsuńRozdział jak każdy zajebisty ale..czemu skończyłaś na takim momencie?!?! teraz nie wytrzymam do kolejnego rodziału.Boże niech jej się ułoży :)
OdpowiedzUsuńPoprosze nexta
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńAle niech Chole i dziecku nic się nie stanie.
Przez ten moment w sklepie dla dzieci naprawdę polubiłam tego malucha w jej brzuchu.
Była bym na maksa szczęśliwa gdyby nic im się nie stało, bo naprawdę dużo nieszczęść spotyka Close.
Niall mógłby iść do niej do szpitala. Ona powiedziałaby mu że jest ojcem. (Bo mam wrażenie że to o Niall'a chodziło). I byli by wspaniała rodzinką.
Takie moje marzenia. Hehhe♥
Pozdrawiam♥
Kocham. Kocham. Kocham
Niech ona nie traci tego maleństwa. :(
OdpowiedzUsuńJesli tak sie stanie to juz chyba wszyscy po przeczytaniu kilkunastu blogow wiedza co bedzie sie działo z naszą Chloe. :( a tego nie chcemy. O nie nie nie!
Rozdział jest ..taki japierdolecotusiekurwadzieje !!!! To zes wymysliła słoneczko. !!
Czekam na kolejny! Mam nadzieje..a ty sie o to modl !! Ze moje serduszko wytrzyma :* !!
KC <3
Błagam niech dziecko przeżyje !!!
OdpowiedzUsuńOMG! :o
OdpowiedzUsuńja pierdziele!co z maleństwem? matko niall bedzie załamamy jak sie dowie ze [pawdopodobnie[]stracił dziecko! nienienienienienienienienienienienienienienienienienienienie!
OdpowiedzUsuńwiem, duzo nie :/
ja pierdziele! musze sie ogarnć O.o
Cherry Blossom
(gumisiek98)
O KURWA! ;__;
OdpowiedzUsuń/Zuz
O ja pierdziele! *.*
OdpowiedzUsuńpowiem ci tylko tyle, że czytelnicy mają już DOŚĆ nieszczęść Chloe :D to jest już irytujące no ! Niech poroni, ale niech to będzie dziecko Nialla i niech już z nim będzie!
OdpowiedzUsuńPs.: jestem czytelniczką od początku twojego blogu, komentowałabym od początku, ale gdybyś dawała znak że chociaż przeczytałaś ten komentarz chociażby komentarzem w którym była by kropka - było by cudnie !
popieram i tak samo, czytam prawie od początku, ale zawsze komentuje
UsuńCzytam komentarze, kochanie. :)
UsuńTylko, że nie mam tyle wolnego czasu, żeby odpowiadać na nie wszystkie. Ale naprawdę to doceniam :)
Wnioskuje z łez, że to Matt i lubię takie akcje w książkach, bo nadają dramatyzmu, ale... to nie może być on! I nie mówię tu o moich osobistych życzeniach tyko to jest niemożliwe, żeby ona sobie robiła test ciążowy dzień po stosunku i już wiedziała że zaszła w ciążę. Ciąża z Mattem jest zwyczajnie nierealna, to musi być dziecko Nialla.
OdpowiedzUsuńMoże i jest trochę podkoloryzowane, ale to tylko fanfiction, nie skupiam się na powszechnych faktach. :)
UsuńOmg... Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńMega rozdział dodaj szybko następny
OdpowiedzUsuńDodaj już następny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!!
OdpowiedzUsuńOna musi przeżyć!
I nie może poronić!
OMG!
A ojcem na 100% jest Nial.
kiedy nn ??
OdpowiedzUsuńW ciągu najbliższych trzech dni :)
Usuńtak strasznie nie moge doczekac się nastepnego rozdziału !!!!!!!!
OdpowiedzUsuń