Druga część fanfiction o Niallu Horanie i Chloe Woods. Pierwsza część: emotive-emotions.blogspot.com

czwartek, 27 marca 2014

13


Zamarłam. Kompletnie zapomniałam jak się oddycha i poczułam mocny ucisk w żołądku. Nie odezwałam się. Po prostu patrzyłam na niego zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Chłopak w końcu widząc, że nie zamierzam się odezwać, postanowił kontynuować.
-Przepraszam, Chloe. Ja… - zaczął niepewnie, ale od razu mu przerwałam. Zebrałam w sobie cały gniew i właściwie nawet nie myślałam o tym co mówię.
-Przepraszasz? – prychnęłam – Za co? Za to że nie odzywałeś się przez miesiąc? Za to, że przyjechałeś tu tylko po to, żeby ze mną zerwać? O, a może za to, że prawdopodobnie zrobiłeś mi dziecko?
Nie zdążyłam nawet ugryźć się w język. Niall otworzył szeroko oczy i wpatrywał się przez chwilę we mnie w milczeniu. Miałam ochotę wstać i wyjść. Wszystko się wali, w tym samym czasie.
-Mówisz serio? – zapytał tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
-Nie udawaj, że cię to obchodzi.
Zaczynała mnie już boleć głowa od tego wszystkiego.
-Obchodzi mnie, Chloe. Nie przyjechałem po to, żeby z tobą zerwać, wysłuchaj mnie… – powiedział ostrożnie i spokojnie, sięgając dłonią w moją stronę, ale wyciągnęłam ręce w obronnym geście.
-Nie dotykaj mnie! – krzyknęłam i nie wiedzieć czemu odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie zdziwiony, zupełnie nie spodziewając się mojego wybuchu. Szczerze mówiąc sama nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Nie bałam się go. Byłam bardziej zła, niż przestraszona. Po raz pierwszy nie byłam załamana. Byłam raczej wściekła za to, jak mnie traktuje.
-Dobra Chloe. Uspokój się. Jesteś pewna, że jesteś w ciąży?
-Nie, nie jestem i nie chce być.
-To zrób ten test teraz, póki tu jestem…
-O, czyli zaraz wyjeżdżasz?
Przełknął ślinę i wziął głębszy wdech. Nie odpowiedział mi na pytanie, więc pokręciłam głową z dezaprobatą.
-Zrobię test, ale dopiero po tym, jak mi wszystko wyjaśnisz.
Westchnął. Pewnie już się nauczył na pamięć swojej wymówki i szykuje się do przemówienia.
-Chloe, żeby było jasne. Wcale z tobą nie zrywam. Przynajmniej nieoficjalnie tego nie robię. Sprawa wygląda tak, że ledwo wróciłem do Londynu i miałem spotkanie z ludźmi z Modestu, którzy zaczęli przedstawiać swoje argumenty i w końcu powiedzieli mi, że mam z tobą zerwać. Tak, po prostu mi to rozkazali. A, że drobnym druczkiem w umowie jest napisane, że mają do tego prawo, to właściwie nie miałem nic do gadania. Nie chodzi tylko o nasz wypad na napis Hollywood. Ogólnie stwierdzili, że związek z tobą wpływa źle na moją reputację, co jest nieprawdą, bo właściwie tą reputację mi poprawiasz. I przede wszystkim, że są same problemy z tobą. Np. twój pobyt w szpitalu, moje załamanie po tym, jak wyjechałaś. Przedstawili jasno swoje warunki. Miałem możliwość skontaktować się z tobą tylko raz, a nie chciałem tego robić telefonicznie, więc czekałem do twoich urodzin, żeby wyjaśnić ci wszystko prosto w oczy. Chłopaki niczego nie wiedzą, nie powiedzieli im i ja niby też miałem milczeć. Muszę im powiedzieć, ale muszę też zrobić to dyskretnie. Nie odbierałem telefonu, bo jestem pewny, że miał podsłuch. Dlatego mam nowy numer, nowy telefon. A to twój  – wyciągnął z kieszeni jakiegoś iphone’a i podał do ręki – Zapisałem tam wszystkie najważniejsze numery, które będą ci potrzebne. Kontaktuj się ze mną tylko przez niego. To wszystko wcale nie jest tak kolorowe, jak się wydaje. Przez miesiąc kombinowałem, jak utrzymać nasz związek w sekrecie. Kontrakt z Modestem obowiązuje do końca tego roku, więc to tylko jakieś półtora miesiąca, nawet niecałe, a potem znów będziemy mogli legalnie się spotykać. Do stycznia musimy udawać, że wszystko między nami jest skończone. Dlatego ten naszyjnik. Żebyś o mnie pamiętała. Wszystko będzie w porządku, spokojnie wytrzymamy do końca roku, a potem będzie jak dawniej.
Zamrugałam parę razy oczami, nie mogąc uwierzyć, że Modest jest zdolny do czegoś takiego. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Muszą naprawdę mnie nienawidzić. A Niall wcale mnie nie olewał, tylko chronił nasz związek. To było takie słodkie z jego strony.
-Ale przecież ja przyjeżdżam do Londynu w grudniu. Jak niby mamy to ukryć? Nie możemy się w ogóle widywać?
Niall przejechał dłonią po włosach.
-No i właśnie tu jest najgorszy problem. Musisz sobie znaleźć chłopaka.
Otworzyłam szeroko oczy. O czym on do cholery mówi?! I skąd w ogóle przyszedł mu taki pomysł do głowy?!
-Że co?!
-To konieczność. Tak samo ja muszę sobie znaleźć dziewczynę, inaczej mi nie uwierzą, że naprawdę z tobą zerwałem i zaczną węszyć. Jeżeli jednak oboje będziemy kogoś mieli to się odczepią i nawet nie zauważą, jak będziemy się potajemnie spotykać. Wiem, że to podłe wobec tych osób, z którymi będziemy, ale nie mamy za bardzo wyjścia. A nie możemy im też powiedzieć, że są tylko przykrywką.
-Dlaczego?
-Od razu doniosą mediom. Ludzie są nieprzewidywalni i właściwie zrobią wszystko dla kasy.
Westchnęłam. W sumie miał rację.
-Czyli, że co? Mam być z kimś, kogo nie kocham? Mam z nim chodzić na randki i w ogóle?
Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tego ode mnie oczekiwał.
Ja nie chcę, żeby on miał kogoś innego!
-Jedynie proszę, żebyś z nim nie spała. Wszystko inne mogę znieść.
Potarłam dłonią czoło.
-Ty mówisz serio?
-Niestety tak.
Wzięłam głęboki wdech. Nie mogłam tego wszystkiego zrozumieć. Niby miało sens, ale i tak tego nie rozumiałam. Do tego jeszcze szumiało mi w uszach, chyba od nadmiaru nowych informacji.
-Ja nie zniosę nawet tego, że dotkniesz jakąś inną dziewczynę – powiedziałam cicho i spojrzałam mu w oczy. Jego wzrok automatycznie złagodniał.
-Chloe, kocham tylko ciebie. Pamiętaj. Zawsze będę kochał tylko ciebie. Po prostu przetrwajmy tak tylko do końca grudnia. Obiecuję, że nie będę z nią spał. – powiedział i wyciągnął do mnie mały palec, a ja po chwili wahania zahaczyłam o niego swoim i uśmiechnęłam się lekko.
-Nie podoba mi się to. Nawet nie mam jak znaleźć chłopaka tak szybko.
-A ten koleś, który tutaj był, jak przyjechałem?
-Matt? Ale on… To mój przyjaciel.
-Tym lepiej, nie będziesz musiała się z nikim zapoznawać. Ja przypuszczalnie będę chodził z Berthą, bo ona w sumie jest takim typem, że prawdopodobnie sama będzie mnie na okrągło zdradzała.
Bertha?
O nie, tylko nie ona. Dlaczego musiałeś wybrać akurat najpiękniejszą dziewczynę na świecie?
Ból głowy jeszcze bardziej się nasilił.
-To naprawdę jest konieczne? – jęknęłam niezadowolona.
-Tak.
Nie chciałam ranić Matta. Ale Niall był dla mnie ważniejszy i w sumie, to może się udać. Potem po prostu z nim zerwę i powiem, że to był moment słabości, albo coś w tym stylu. Brzmi dość prosto. Pewnie będzie to trudniejsze w rzeczywistości, być może nawet mnie znienawidzi, ale na to już nic nie poradzę. Matt i tak jest trochę dziwny. Na przykład te jego nagłe ataki na mnie na temat Nialla. Wtedy u niego w domu, kiedy powiedział mi, że blondyn pewnie nie jest mi wierny i ma kogoś innego z Londynie… To było chamskie z jego strony. Przyjaciel się tak nie zachowuje, więc teoretycznie, żeby było kwita, ja również mogę zagrać nieczysto. No dobra, wiem, że to nie w porządku, ale przynajmniej łatwo będzie go w sobie rozkochać. Musiałabym być głupia, żeby nie zauważyć, że się mu podobam.
Skrzywiłam się i spojrzałam niepewnie na chłopaka.
-A nie możemy po prostu uciec na Madagaskar i mieć gdzieś cały ten Modest?
Niall zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Przytuliłam się do niego klatki piersiowej i westchnęłam cicho. Dlaczego moje życie musi być takie skomplikowane?
-Naprawdę myślałam, że chcesz ze mną zerwać… - szepnęłam cicho, przyciskając policzek do jego koszulki.
-Nie ma mowy, Chloe. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. – uśmiechnął się szeroko i złapał mnie za podbródek, unosząc moją głowę, po czym pocałował mnie czule.
-Czyli podsumowując, mam zacząć chodzić z Mattem. A jak przyjadę do Londynu, to mam się wymykać na spotkania z tobą, które będziemy ustalać tylko za pomocą nowiutkich, ślicznych telefonów, które są zdecydowanie za drogie. Natomiast jeżeli wszystko dobrze pójdzie, pod koniec roku mam zerwać z Mattem i wtedy znów będziemy mogli być razem.
Chłopak przytaknął i uśmiechnął się do mnie lekko po chwili ciszy.
-A teraz zrób ten test, póki tu jestem. – powiedział cicho. Przez chwilę popatrzyłam na niego w ciszy, po czym zerknęłam na szafę, gdzie schowałam urządzenie.
O boże, nie chcę tego robić. Wolę żyć w błogiej nieświadomości.
W końcu jednak przełknęłam ślinę i bardzo powoli sięgnęłam po pudełko. Bałam się. Sama nie wiedziałam, czy bardziej faktu, że mogę być w ciąży, czy tego, że z jej powodu Niall może mnie zostawić. A ja zdecydowanie nie chcę wychowywać dziecka samotnie. Nie popatrzyłam na chłopaka, chociaż wiedziałam, że on dokładnie mnie obserwuje. Nie miałam odwagi. Czułam się, jakbym zaraz miała wybuchnąć płaczem, albo zemdleć. Naprawdę czułam się fatalnie. Ruszyłam w stronę łazienki, trzęsącymi się dłońmi otwierając po drodze opakowanie. Gdy otworzyłam drzwi, niespodziewanie blondyn znalazł się obok mnie, łapiąc za nadgarstek. Uniosłam zmartwiony wzrok na niego i ku mojemu zdziwieniu nie ujrzałam w jego oczach żadnej paniki. Może lekkie zakłopotanie, ale i tak było tłumione przez miłość.
-Nawet jeżeli wyjdzie pozytywny… Poradzimy sobie z tym. Będę przy tobie. – powiedział pewnym siebie głosem, na co uśmiechnęłam się mimowolnie. To zdecydowanie dodało mi odwagi i rozwiało wszelkie wątpliwości, że zostanę sama. On jest idealny. A ja jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, mając go przy sobie.
Z nieco lepszym samopoczuciem weszłam do łazienki i spojrzałam na test.
No dobra, nie zawiedź mnie.

Te cholerne kilka minut, które musiałam czekać na wynik dłużyły się niemiłosiernie. Niall siedział pod drzwiami po drugiej stronie, co chwilę pytając ile to jeszcze potrwa. Wiem, że mogłam go przecież wpuścić do środka, ale nie chciałam. Czułam wewnętrzną potrzebę zrobienia tego samotnie.
W końcu jednak wynik się pojawił. Przygryzłam dolną wargę i wzięłam głęboki wdech, po czym spojrzałam niepewnie na test ciążowy. Zamrugałam parę razy oczami, wpatrując się z niedowierzaniem na wynik.
-Niall! – krzyknęłam, a chłopak od razu zerwał się z podłogi i sekundę później stał już przy mnie. Stresował się. Podniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się szeroko.
-Jest negatywny. – powiedziałam radosnym głosem i chwilę potem przytuliłam się mocno do niego. Alice miała rację. Wszystko jest w porządku. Nie mam się czym martwić. Czułam taką ulgę, jakby właśnie mi powiedzieli, że wyleczyli mi nowotwór. Nie wiem co bym zrobiła z dzieckiem, musiałabym rzucić studia i zająć się wszystkim sama. Nawet nie chciałam o tym myśleć. Najważniejsze, że wszystko jest w porządku.
Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam mu w oczy, wciąż się uśmiechając. Ten pocałował mnie delikatnie w czoło i objął ramieniem, po czym wyprowadził z łazienki.
Nie mogę uwierzyć, że naprawdę wszystko jest w porządku. Ale w takim razie dlaczego co chwilę wymiotuję?
Niall znów spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
-Dobrze się czujesz?
-Tak, a co? – zapytałam, nie wiedząc o co mu chodzi. Może wyczuł, ze nad czymś się zastanawiam.
-Strasznie blada jesteś… to dziwne, z uwagi na to, że mieszkasz w takim klimacie. Na pewno wszystko w porządku? – patrzy na mnie z troską. To takie słodkie, że się martwił. Uśmiechnęłam się  lekko.
-Jest ok, serio. Nic mi nie jest.
-Jeżeli coś by się działo to mów, w każdej chwili możemy jechać do… - więcej nie usłyszałam. Mój wzrok stracił ostrość, a za chwilę w ogóle kolory. Niespodziewanie zaczęłam się kołysać, tracąc kontakt z rzeczywistością, a potem przechyliłam się do tyłu za mocno i moje ciało bezwładnie spadło prosto w ramiona chłopaka.
Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna, ale ocknęłam się, czując coś mokrego na czole. Otworzyłam delikatnie oczy i zauważyłam pochylającego się nade mną blondyna, który przykładał mi coś do czoła. Zorientowałam się, że leżę na ziemi, a to co dotyka mojego czoła, to tylko mokry ręcznik.  Spojrzał na mnie przestraszony, po czym uklęknął i ułożył moją głowę na jego nogach.
-Jedziemy do szpitala Chloe.
-Nie, nie jedziemy. – odparłam cicho, ale pewnie.
-Dlaczego? Dopiero co zemdlałaś, coś jest nie tak.
-Nie. Pójdę do lekarza jutro. Nic mi nie jest.
Niall spojrzał na mnie zirytowany.
-Jutro już mnie tu nie będzie.
Uniosłam brwi.
O boże, moja głowa. Ja chcę tylko iść spać, o niczym innym nie marzę.
-Czyli wyjeżdżasz teraz, zgadłam? – zapytałam, podtrzymując sobie ręcznik przy czole. Nie odpowiedział mi. Czyli zgadłam. Czułam, że tak będzie, ale w zasadzie nie mogłam go winić. Nie miał na to wpływu, był tylko marionetką Modestu, którą mogli sobie manipulować jak tylko chcieli.
-Wolałbym iść z tobą do szpitala, bo coś czuję, że jutro sama tego nie zrobisz.
Zaśmiałam się cicho, starając się brzmieć w miarę naturalnie.
-Obiecuję, że pójdę. Naprawdę nie mam ochoty tam teraz iść, pewnie kazaliby mi zostać na noc na obserwację. Poza tym czuję się już dobrze – skłamałam i podniosłam się lekko, a chłopak pomógł mi wstać, obserwując mnie uważnie. Nie chciałam go martwić, bo wtedy miałby wyrzuty sumienia, że znowu mnie zostawia, że nie ma go przy mnie, że nie może mi pomóc. Oczywiście chciałam, żeby został, ale nie mogłam tego od niego oczekiwać. Uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam się mocno w jego klatkę piersiową. Nienawidzę tych rozstań. Naprawdę, nie cierpię ich. Przynajmniej tyle dobrze, że za tydzień znowu się zobaczymy. Szkoda tylko, że w zupełnie innych okolicznościach i będziemy musieli chować się po kątach, żeby nas nikt nie zauważył. Ale najważniejsze, że będzie przy mnie.
-Dobra, ale zadzwonię do Alice, żeby zaciągnęła cię tam siłą, jeśli nie będziesz współpracować. Na stole masz jakieś leki przeciwbólowe, które znalazłem w łazience. Najlepiej od razu idź spać.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, a on przygryzł dolną wargę.
-Cholera, nienawidzę tego, że muszę cię tu zostawić.
-To zostań. – szepnęłam cicho, nie mając siły nawet by podnieść na niego wzrok.
-Wiesz, że nie mogę. – przytulił mnie mocniej do siebie i zaczął głaskać po głowie. Jego dotyk był taki kojący. Zamknęłam oczy, chcąc nacieszyć się jego bliskością. Czemu akurat my musimy być w takiej pojebanej sytuacji?
-O której masz samolot?
-Przyleciałem prywatnym.
Odsunęłam się gwałtownie i spojrzałam na niego, otwierając szeroko oczy. Momentalnie zapomniałam o tym, że kręci mi się w głowie i szumi mi w uszach.
-Masz prywatny samolot i jeszcze nigdy mnie nim nigdzie nie wziąłeś?!
Blondyn zaśmiał się i przejechał dłonią po włosach, drugą wciąż obejmując mnie w talii.
-Chciałem cię dzisiaj zabrać na małą wycieczkę, ale z racji tego, że zemdlałaś, nic z tego.
Otworzyłam szeroko oczy.
-Żartujesz? Czuję się świetnie! Naprawdę, możemy lecieć nawet teraz. – chciałam go wyminąć, ale skutecznie przyciągnął mnie z powrotem do siebie.
-Nie ma mowy. Nie będę ryzykował. Poza tym to nie jest właściwie mój samolot, tylko Harrego.
Jęknęłam niezadowolona. A mogło być tak fajnie. Nie no, tak naprawdę to musiałam przyznać, że czułam się okropnie i pewnie zwymiotowałabym z samolocie. A to byłby straszny wstyd, więc już wolałam odpuścić.
-Ale jak przyjadę do Londynu to polecimy. Obiecaj mi, że polecimy.
Uśmiechnął się szeroko.
-Obiecuję. A teraz idź przebrać się w piżamkę jak grzeczna dziewczynka.
Uniosłam brwi.
-Ja śpię nago.
Niall oblizał wargi i spojrzał na mnie, unosząc kącik ust do góry.
-To ja może jednak zostanę.
Zaśmiałam się i uderzyłam go lekko w ramię.
-Żartuję. Będziesz tu chociaż aż zasnę?
-Jasne. – uśmiechnął się i uniósł moją koszulkę do góry. Pomogłam mu ją ściągnąć i usiadłam na łóżku, przyciągając go do siebie. Chłopak zsunął ze mnie też spodnie i myślałam, że sam tez zacznie się rozbierać, ale on po prostu kazał mi się położyć, przykrył mnie kołdrą i sam położył się obok. Koniec zabawy. Przewróciłam oczami i przytuliłam się do niego, a on objął mnie opiekuńczo ramieniem. Nie chciałam zasypiać, bo wiedziałam, że gdy się obudzę, jego nie będzie obok.


I tak jak myślałam, gdy się obudziłam, miejsce obok mnie było puste i zimne. Musiał wyjść od razu kiedy zasnęłam. Westchnęłam zasmucona. Jakaś cząstka mnie myślała, że tu zostanie, a teraz wszystko wydawało mi się być snem. Nie ma żadnej umowy z Modestem, nie muszę chodzić z Mattem, nie zemdlałam wczoraj. Z błędu wyprowadziła mnie Alice, która zaraz jak się podniosłam, weszła do pokoju ze śniadaniem i postawiła mi tacę na kolanach.
-Masz to zjeść, a potem jedziemy do szpitala.
Czyli to wszystko jednak było prawdziwe.
-Nie chcę iść do szpitala. – zerknęłam na jedzenie niepewnie i modląc się w duchu, żebym tego zaraz wszystkiego nie zwróciła do ubikacji, ugryzłam omleta. No musiałam przyznać, że był pyszny.
-Nie masz wyjścia. Boże, ten twój chłopak na żywo jest jeszcze bardziej seksowny, wiesz?
Zakrztusiłam się kawałkiem ciasta i spojrzałam na nią zdziwiona.
-Widziałaś się z nim?
-Tak, tutaj w mieszkaniu. Jak wychodził to ja akurat wchodziłam. Pogadaliśmy tylko chwilę, bo było już naprawdę późno. Kazał mi się tobą zająć, a ja obiecałam, że to zrobię, więc nie pozbędziesz się mnie. Wiesz, że jestem w stanie zanieść cię tam na rękach, więc lepiej będzie jeśli nie narobimy sobie nawzajem wstydu i dobrowolnie przebierzesz się i pójdziesz z ciocią Alice do szpitala. Umówiłam cię już na wizytę do lekarza.
-Nie powinnaś być na zajęciach? – przerwałam jej.
-Co? Nieee, coś ty – machnęła lekceważąco ręką – Już z tym skończyłam, to była jednorazowa przygoda.
Zaśmiałam się w odpowiedzi i dokończyłam jeść omleta, po czym poszłam się przebrać. Ubrałam zwykłą bluzkę, sweter i rurki, a makijażu nawet nie robiłam. Nie miałam ochoty w ogóle się malować. Nie miałam dla kogo wyglądać pięknie. Gdy wychodziłyśmy z domu, napisałam Mattowi smsa, czy możemy spotkać się potem i włożyłam telefon do kieszeni. Wolałam załatwić to od razu, spontanicznie, zamiast czekać do ostatniej chwili. Wtedy za dużo bym o tym myślała, przez co automatycznie za bardzo bym się stresowała i w rezultacie mój plan by nie wypalił.
O dziwo czułam się nawet dobrze, a na pewno lepiej niż czułam się wczoraj. Prawie przez całą drogę milczałam, myśląc tylko o tym jak będzie wyglądał najbliższy miesiąc. Niall chyba nie powiedział o niczym Alice, bo na pewno już by o to pytała. Sama też stwierdziłam, że jak na razie lepiej o niczym nie mówić, póki sytuacja się nie rozwinie.
-To ja tutaj poczekam. Jezu, ale się stresujesz, to tylko lekarz. Przecież nie jesteś w ciąży, powinnaś była mnie słuchać. Ja zawsze mam rację. – powiedziała, przewracając oczami i popchnęła mnie w stronę gabinetu. Prychnęłam cicho i zapukałam do drzwi, po czym słysząc stłumione „proszę”, weszłam do środka. Posłałam jeszcze brunetce ostatnie spojrzenie i widząc ją zadowoloną z siebie, zamknęłam drzwi. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w stronę lekarza. Przywitałam się i usiadłam.
-Więc, co się dzieje?  - zapytał oficjalnym tonem i spojrzał na mnie znad okularów.
Po co mu te okulary, skoro nawet przez nie nie patrzy?
Jezu.
-Od jakiegoś miesiąca często wymiotuję. Boli mnie też głowa, a wczoraj zemdlałam.
Mężczyzna zapisał coś w notatniku, czy cokolwiek co było i znów podniósł na mnie wzrok. Zakaszlałam, czując się trochę nieswojo przy takiej ciszy.
-Czy czuje się pani nieakceptowana?
Co?
-Yyym… Nie? – powiedziałam trochę niepewnie, nie wiedząc o co mu chodzi.
-Czy uważa pani siebie jako atrakcyjną kobietę?
Co?! Ej serio, on chyba jest chory psychicznie.
-Można tak powiedzieć…
Znów coś zapisał, a ja przez chwilę jego nieuwagi rozejrzałam się, szukając potencjalnej broni, gdyby chciał mnie zaatakować i zgwałcić.
-Panno Woods, zapytam wprost. – powiedział lekarz i ściągnął okulary, po czym odłożył je na biurko – Czy pani się głodzi?
CO?!
Nie no, zdecydowanie koleś jest chory psychicznie, muszę stąd jak najszybciej wyjść.
-Nie, nie głodzę się. – odparłam lekko zirytowana.
-Jest pani pewna?
Boże, co jest nie tak z tym człowiekiem?
-Tak. Jestem. Pewna. – powiedziałam dokładnie akcentując każde słowo, żeby celowo dać mu do zrozumienia, że nie podobają mi się jego pytania. Mężczyzna ignorując moją złość znów coś zapisał.
-Dobrze. Powiem szczerze, że od samego początku myślałem, że cierpi pani na bulimię, albo anoreksję. Proszę mi wybaczyć, ale ma pani sporą niedowagę…
Dzięki, serio.
-To dlatego, że tyle wymiotuję. Dlatego mało jem, żeby chociaż to się utrzymało w moim żołądku.
-Rozumiem. Jak na razie przepiszę pani leki, ale osobiście twierdzę, że to nie wystarczy. Mam pewne przypuszczenia, ale wymaga to badań audiometrycznych i tomografii komputerowej. Wypisałem pani skierowanie na zabieg i najlepiej, żeby zrobiła go pani jak najszybciej. Z wynikami proszę się zgłosić do mnie i zobaczmy co dalej.- oznajmił i podał mi dwie kartki, po czym uśmiechnął się i skinął mi głową na pożegnanie. Łatwo poszło.
Ledwo wyszłam z gabinetu i Alice od razu zasypała mnie pytaniami, ale podałam jej tylko ogólniki i ruszyłyśmy w stronę domu. Powiedziałam jej, że umówiłam się z Mattem, więc współlokatorka wzięła moją receptę i skierowanie, po czym rozdzieliłyśmy się.

Nie musiałam na niego czekać, był na plaży już wcześniej. Przeżegnałam się w duchu i zaczęłam mrugać intensywnie oczami, myśląc o zdechłych szczeniaczkach, żeby tylko wyglądać na zdruzgotaną. Poczułam, że w moich oczach zbierają się łzy, naciągnęłam rękawy swetra i będąc już blisko chłopaka, pociągnęłam nosem i bez słowa mocno wtuliłam się w niego.
Nie myśl o tym, że to twój przyjaciel.
Nie myśl o tym.
Skup się na tym co musisz zrobić.
-Hej, co się stało? – zapytał od razu, przytulając mnie do siebie. Znów pociągnęłam nosem.
-N-Niall, on… On… Ze mną zerwał.
Poczułam, jak jego mięśnie się spięły. Tak, zdał sobie sprawę z tego, że teraz ma szansę.
No dawaj Matt, połknij haczyk.
-Jak to? – zapytał, odsuwając mnie od siebie. Otarłam dwie łzy wierzchem dłoni, które jakimś cudem wydostały się na zewnątrz. Może ja powinnam iść do szkoły aktorskiej, skoro tak świetnie sobie radzę.
-Powiedział mi, że ma inną. – spojrzałam mu w oczy z największym bólem, na jaki się zmusiłam.  Chłopak wypuścił głośno powietrze z ust i znów przyciągnął mnie do siebie. Gdyby to był Niall, już dawno poczułabym motylki w brzuchu, a tymczasem nie czułam zupełnie nic oprócz zwykłej sympatii do przyjaciela.
-Tak mi przykro Chloe…
Zaczęłam szlochać w jego koszulkę. Teraz tylko musisz go pocałować i będzie po sprawie. Nie zrobię tego. Boże, to jest okropne, nie mogę tego zrobić. Odsunęłam się po chwili delikatnie od niego i spojrzałam mu w oczy. Byłam blisko niego, ale nie chciałam tego robić. To była idealna chwila, dla innych pewnie romantyczna, może dla niego też. Wpatrywał się we mnie bez słowa. Nie, nie każ mi tego robić, nie chcę tego robić. Myślałam, że może sam mnie wyręczy. Ale najwyraźniej się na to nie zanosiło. Musiałam działać szybko. Zerknęłam na jego usta, a potem znów spojrzałam mu w oczy, dając do zrozumienia, że myślę o pocałunku. A potem zmusiłam się, żeby choć trochę się do niego przysunąć.
Nie chcę go całować.
Nie, nie chcę.
Nie zrobię tego.
Zrobiłam to.
Dotknęłam swoimi ustami jego, a potem to on przejął kontrolę. Teraz już z górki. Nie czułam nic, oprócz obrzydzenia i nie opuszczała mnie świadomość, że w tej chwili prawdopodobnie Niall robi to samo z Berthą. O boże, to okropne. Poczułam się jak ostatnia suka.
Odsunęłam się po chwili od niego, nie będąc tego w stanie dłużej znieść. Miałam ochotę uciec, ale zmusiłam się by zostać i posłałam mu lekki uśmiech, który on po chwili odwzajemnił z dużo większym entuzjazmem niż ja.
Pocałowałam go, zrobiłam to.
Matt się uśmiechał szczerze, ale ja nie potrafiłam, bo wiedziałam, że niedługo będzie z tego powodu cierpiał.





Kurde, czytam Chills, a tam Re ma podobne problemy XD
Masakra, jaka telepatia.
Muszę przyznać, że czasem było zabawne czytać te wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem i te, gdzie zgadywaliście, że Chloe jest w ciąży. No cóż, trzeba słuchać Alice, bo ona „zawsze ma rację” :D
Robi się coraz ciekawiej i gwarantuję, że w ciągu tego grudnia dużo się wydarzy.
Spodziewaliście się takiego obrotu sytuacji? :)

poniedziałek, 17 marca 2014

12


Zirytowana cisnęłam telefon o pościel, podsunęłam kolana pod brodę i zaczęłam obgryzać paznokcie. Nie odbierał telefonu już od trzech tygodni. Nawet nie napisał głupiego smsa. Nic. Od dwóch tygodni nie dał żadnego znaku życia. Byłabym skłonna pomyśleć, że coś się stało, ale miałam stały dostęp do mediów i doskonale wiedziałam, że nic mu nie jest. Cała sytuacja jest jakaś dziwna, Alice mówi, że Niall zwyczajnie podlizuje się Modestowi, nie utrzymując ze mną kontaktu, rzekomo żeby mnie chronić. Ale przecież by mi napisał. Cokolwiek. Dzwoniłam też do Emmy, ale ta oznajmiła mi, że nie ma o niczym pojęcia i ostatnio widziała się z nim na lotnisku w Londynie. Prosiłam też, żeby spróbowała zapytać Liama, ale ten twierdził, że nie zauważył niczego podejrzanego i również o niczym nie wie. Czułam się tak, jakby wszyscy wiedzieli coś, czego ja nie wiem. Chciałam sama się przekonać, poznać tą tajemnicę i przyczynę milczenia mojego chłopaka, ale musiałam z tym jeszcze poczekać do jutra. Bo przecież obiecał, że przyjedzie, a ja wierzę, że dotrzyma słowa bez względu na to, co się teraz u niego dzieje, a musi dziać się coś poważnego, skoro nie daje znaku życia. Westchnęłam i leniwie podniosłam się z łóżka. Alice uniosła lekko głowę i spojrzała na mnie ze zmrużonymi powiekami.
-A ty gdzie? – wymamrotała i przycisnęła mocniej policzek do poduszki.
-Na wykład, kochanie. – zaśmiałam się i zaczęłam wyciągać jakieś ciuchy z szafy. – Też byś mogła raz na jakiś czas się wybrać.
Chociaż stałam tyłem do niej, byłam pewna, że właśnie spojrzała na mnie z politowaniem.
-Daj spokój, Close. Studia są po to, żeby się bawić. Dzisiaj jestem zaproszona na imprezę do akademika i zabieram cię ze sobą. – ostatnie słowa powiedziała z twarzą przy poduszce, więc ledwo je zrozumiałam.
-Ja? Z tobą? Na imprezę? Do akademika? – zapytałam z nutką ironii i chwytając jakieś ciuchy do dłoni, odwróciłam się przodem do niej.
-Potraktuj to jako swoją imprezę urodzinową.
-Na której nie będę nikogo znała. – odparłam, przewracając oczami i skierowałam się do łazienki, tym samym kończąc rozmowę. Wiedziałam, że i tak na tą imprezę pójdę, czy tego chcę, czy nie. Alice jest typem osoby, która nie przyjmuje sprzeciwów. Nie wiem, czy była tak rozpieszczana w dzieciństwie, ale naprawdę wszystko dzieje się tak, jak ona chce. Dlatego nie potrafiła zaakceptować tego, że Matt był obojętny na jej zaloty i przestała się do niego odzywać. Mimo wszystko nie jest ona jakąś głupią idiotką, która uważa się za najlepszą i najpiękniejszą. Jest piękna, fakt. Jest też bardzo inteligentna, o czym może mówić chociażby to, że sama domyśliła się jakie naprawdę były okoliczności mojego wypadku z nożem w płucach. I naprawdę można na niej polegać. Ale i tak wiem, że jeśli nawet przywiązałabym się do łóżka , żeby nie iść na imprezę, ona wytargałaby mnie z mieszkania razem z nim. A zresztą, co mi szkodzi? Przynajmniej choć na chwilę zapomnę o moim kryzysie w związku. O ile można to tak w ogóle nazwać, bo właściwie nawet nie wiem o co w tym wszystkim chodzi.


Wykład był tak nudny, że aż na nim zasnęłam. Dosłownie straciłam kontakt z rzeczywistością i miałam tak piękny sen, że mamy z Niallem dzieci, kupujemy dom i jesteśmy szczęśliwą rodzinką. Oczywiście z sielanki musiał mnie wybudzić mój kochany, niezastąpiony kolega obok, który jak zwykle robił za mojego anioła stróża, pilnując, żebym trzymała się jakiegoś statutu, czy jakkolwiek się to nazywa. Na początku zaczął łagodnie. Pstryknął palcami tuż nad moim uchem. Przebudziłam się, ale stwierdziłam, że go zignoruję i wciąż udawałam, że śpię. Łudziłam się, że przestanie. Nie minęły jednak 3 sekundy, a chłopak zaczął denerwująco pstrykać palcami bez przerwy, doprowadzając mnie tym samym do szału. Zacisnęłam mocno zęby i wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić, po czym jednym, nagłym gestem zacisnęłam dłoń na jego nadgarstku i wbiłam w jego skórę paznokcie. Słysząc ciche syknięcie i czując jak próbował wyszarpnąć rękę, uśmiechnęłam się triumfalnie i dopiero wtedy otworzyłam oczy. Spojrzałam na niego z przesłodzonym wyrazem twarzy, po czym kiwnęłam głową w swoją stronę, dając mu znak, żeby się przybliżył. Lamus wolną ręką poprawił okulary i niepewnie się przysunął.
-Dlaczego do cholery nie znajdziesz sobie innego miejsca, skoro ci tak przeszkadzam, co? – syknęłam szeptem, patrząc mu prosto w oczy, które były może dwa centymetry od mojej twarzy.
-B-bo-bbo…
-No bo co?
-Bo, bbo, mi się podobasz. – powiedział na głos i parę głów z przodu odwróciło się w naszą stronę. Zerknęłam w tamtą stronę, a potem w jego i odskoczyłam jak poparzona, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak blisko niego jestem. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na niego czujnym wzrokiem.
Zaczerwienił się, awww.
To takie słodkie.
-Posłuchaj.. emmm.. Jak masz na imię?  - spytałam szeptem i podrapałam się po głowie.
-Travis.
-Ok, Travis. Ja, przepraszam cię, ale mam już chłopaka i jestem z nim szczęśliwa, więc raczej nic z tego nie będzie. – powiedziałam ostrożnie, nie chcąc go przestraszyć. Nawet na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że chłopak nie był przyzwyczajony do kontaktu z dziewczynami.
Po pierwsze: podrywanie mnie w formie dokuczania jest godne podziwu w podstawówce, a nie w normalnym, dorosłym życiu.
Po drugie: jego wygląd. Okulary, sklejone taśmą klejącą na samym środku, wysoko podciągnięte, sztruksowe spodnie, które prawdopodobnie nie widziały pralki od dwóch tygodni i oczywiście koszula, zapięta pod samą szyję. Nawet można było powiedzieć, że wyglądał jak hipster. Ale on naprawdę potrzebował pomocy i zrobiło mi się go żal. Chłopak był tak zmieszany, że nawet nie potrafił wymyślić żadnej sensownej odpowiedzi. Po chwili przyszedł mi do głowy pewien pomysł, uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i zapytałam:
-Byłeś kiedyś na imprezie?


-No dalej, nie wstydź się. –zaśmiałam się i popchnęłam go lekko w głąb mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi, rzuciłam torbę na ziemię i gdy się odwróciłam, napotkałam Alice, która stanęła jak wryta z łyżeczką w buzi, patrząc się z dezorientowaniem na obcego chłopaka.
-No chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zdradzasz swojego sławnego i seksownego chłopaka z jakimś kujonem? – wymamrotała, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami. Zamiast odpowiedzieć, po prostu spiorunowałam ją wzrokiem. Już dostatecznie speszyłam chłopaka i nie miałam zamiaru robić z niego jeszcze większej ofiary.
-Alice, to jest Travis i idzie dzisiaj z nami na imprezę. – poklepałam go po ramieniu, chcąc dodać mu choć trochę otuchy. Boże, był taki spięty. Dziewczyna w odpowiedzi wypluła łyżeczkę z ust, która wylądowała jakieś dwa metry od niej na podłodze.
-Jaja sobie ze mnie robisz?
-Nie. Bez niego nie idę.
Współlokatorka zmrużyła oczy, jakby przygotowywała się do ataku, ale w końcu jednak westchnęła zrezygnowana. Uśmiechnęłam się.
-No, a teraz bądź grzeczną dziewczynką i pomóż mi się nim zająć. – popchnęłam ich oboje w stronę pokoju zadowolona. Wiedziałam, że dobrze robię.
Ściągnęłyśmy mu te cholerne okulary, postawiłyśmy włosy do góry. Alice wytrzasnęła z szafy ubrania swojego 36-ego chłopaka, które nie wiem po co w niej trzymała, ale przynajmniej się na coś przydały. Kazałyśmy się mu przebrać w czarne spodnie i białą koszulkę na grubych ramiączkach. Jednak kiedy wyszedł z łazienki, wcale nie wyglądał tak, jak sobie go wyobrażałam. Nie miał w ogóle mięśni, więc koszulka wyglądała na nim jak worek, a on przypominał uciekiniera z domu dziecka. Zmieniłyśmy koszulkę na inną, z krótkim rękawem i dekoltem w serek, a do tego dołożyłyśmy jeszcze skórzaną kurtkę. Wtedy przynajmniej prezentował się jak człowiek i szczerze mówiąc, był nawet przystojny. Brązowe włosy i oczy, zdrowy wygląd skóry i do tego był wysoki, a to duży plus.
-No dobra, siadaj. – Alice machnęła niedbale ręką w stronę mojego łóżka. My siedziałyśmy na jej.  – Zasada nr 1: Lepiej nie ściągaj kurtki, choćby nie wiem jak było gorąco.
-Zasada nr 2: Napij się jakiegoś alkoholu, wtedy się rozluźnisz. – dodałam z uśmiechem.
-Zasada nr 3: Lepiej nie podchodź do żadnej dziewczyny, bo tylko ją odstraszysz.
-Przestań, Alice. To nieprawda. – przeniosłam wzrok na Travisa – Jak najbardziej podejdź do dziewczyny, na pewno cię nie odrzuci.
-Oh, błagam Close.
Spiorunowałam ją wzrokiem, żeby się zamknęła.
-Yyy, dziewczyny. A kiedy będę mógł stamtąd wyjść?
-Och, kiedy chcesz. – odpowiedziałam.
-I tak nikt nie zauważy, że wyszedłeś. – dodała brunetka, na co nie wytrzymałam i walnęłam ją lekko w ramię. Ona jednak chwyciła się za nie jakbym właśnie ją postrzeliła i spojrzała na mnie oburzona z szeroko otwartą buzią.
-Mieszkam z sadystką! – krzyknęła, na co zaczęłam się śmiać, a po chwili ona do mnie dołączyła. Travis jedynie siedział spięty i patrzył na nas cierpliwie, ale właściwie nie wiedział o co chodzi.
-No dobra, Travis. Pomogłyśmy ci z ciuchami. Napij się alkoholu i trochę się zabaw, dobrze ci to zrobi. Możesz już iść, i spotkamy się na miejscu, ok? – zapytałam, wstając z łóżka. On zrobił to samo.
-W porządku. Bardzo ci dziękuję, Chloe. I jak spotkamy się na wykładzie, wtedy umówimy się kiedy mam ci wytłumaczyć tą matematykę kwantową. – uśmiechnął się i po chwili wyszedł z mieszkania, żegnając się ze mną. Wiadomo, że musiałam wykorzystać sytuację w zamian za darmowe korki, bo kiepsko sobie radziłam z materiałem na studiach. Szczególnie, że ostatnio wybitnie nie mogłam się na niczym skupić. Ale byłam z siebie zadowolona, chłopak wyglądał o niebo lepiej i być może dzisiaj los się do niego uśmiechnie i spotka jakąś dziewczynę. Może nawet którąś przeleci.
-Wiedziałam, że jest jakiś haczyk w tym całym pomaganiu. – powiedziała rozbawiona Alice, na co od razu dostała poduszką w twarz i się zamknęła. Znów wybrałam numer do Nialla, ale on znów nie odebrał, więc wrzuciłam zrezygnowana telefon do torebki. Wstałam i poszłam do kuchni, bo byłam głodna, jednak gdy otworzyłam lodówkę, jakoś odechciało mi się jeść. Nawet nie wiem czemu, po prostu jakoś nie miałam na nic ochoty. Wyciągnęłam jogurt i zmusiłam się, żeby chociaż to zjeść. A zaraz potem zwymiotowałam wszystko do ubikacji. Usiadłam na kafelkach obok muszli klozetowej i oparłam głowę o ścianę. Co mi do cholery jest?
-Chloe, wszystko ok? – usłyszałam za drzwiami i westchnęłam cicho.
-Tak, w porządku.
-To się pospiesz, bo niedługo musimy wychodzić.
Przez chwilę popatrzyłam na drzwi, a potem przeniosłam wzrok na szafkę z kosmetykami i przygryzłam dolną wargę. Podniosłam się z podłogi i tłumiąc odruch wymiotny, podeszłam do szafki. Cicho ją otworzyłam i zaczęłam przegrzebywać całą jej zawartość, aż w końcu znalazłam. Wiedziałam, że będzie to miała. Odwróciłam się jeszcze raz, jakby bojąc się, że ktoś mnie przyłapie. Niepewnie sięgnęłam po małe, podłużne pudełeczko i poczułam, jak moje serce przyspiesza swój rytm.
-Chloe, ruchy! – podskoczyłam, słysząc wrzask Alice zza drzwi. Schowałam szybko pudełko pod bluzkę i zamykając szafkę, wyszłam z łazienki. Gdy tylko współlokatorka do niej weszła, ukryłam test ciążowy między ubraniami w swojej szafie. Spojrzałam na niego ostatni raz, oddychając ciężko i zamknęłam szafę. Będę musiała zająć się tym jutro.


Uniosłam brwi, widząc jak dmuchana lalka została wyrzucona z okna. Na zewnątrz było jakieś 100 osób, więc nawet nie chciałam myśleć ile jeszcze było w środku. Właściwie to w życiu nie pomyślałabym, że będzie tutaj tyle ludzi. Spojrzałam na tłumy studentów na balkonach, między którymi wyróżniały się czerwone kubki z alkoholem. Oczywiście wszyscy byli już narąbani, chociaż była dopiero 22. Naciągnęłam niżej czarną sukienkę z nacięciami po bokach talii i spojrzałam niepewnie na Alice. Tak jak myślałam, była w swoim żywiole. Nawet na mnie nie popatrzyła, tylko  pociągnęła mnie zamaszyście w głąb tego pieprzonego projektu X.
Widziałam gdzieś Travisa, co było dla mnie niemałym szokiem, bo właściwie byłam wręcz pewna, że stchórzy i zostanie dzisiaj w domu. Ale się myliłam. Chłopak rozmawiał z jakąś dziewczyną i nawet nieźle sobie radził, pomijając jego trzęsące się dłonie. Uśmiechnęłam się do siebie i stwierdziłam, że nie będę im przeszkadzać, żeby się z nim przywitać.  W końcu przecież ledwo go znam, a dzisiaj rano moje zdanie o nim ograniczało się do dwóch słów: niesamowicie wkurwiający. Jakiś chłopak w biegu daj mi kubek, chyba z jakimś dziwnym piwem w środku. Na początku pomyślałam, że oddam go komuś innemu, bo wiedziałam jak kończą się wszystkie moje przygody z alkoholem, ale ostatecznie po paru minutach wpatrywania się w błyszczącą substancję stwierdziłam, że i tak nic tu po mnie i wypiłam duszkiem całą zawartość kubka. I to wcale nie było piwo, tylko jakaś whisky, która była tak mocna, że już po paru sekundach zakręciło mi się na chwilę w głowie. Wypuściłam wolno powietrze z ust i nawet nie zorientowałam się, że ktoś pociągnął mnie za sobą w stronę tańczących osób w holu.


W końcu wpadłam na Alice, która śmiała się jak idiotka z kiepskiego żartu jakiegoś studenta. Rzuciłam się jej na szyję i pocałowałam w policzek, mamrocząc coś pod nosem.
Nie, wcale nie byłam pijana. Byłam tylko trochę wesoła, a to nie jest to samo.
Dziewczyna odwróciła głowę, żeby na mnie spojrzeć i uśmiechnęła się szeroko.
 Jak to możliwe, że ona wygląda na kompletnie trzeźwą? Cwaniara.
-Jesteście lesbijkami? – zapytał chłopak.
Spojrzałyśmy na siebie z Alice i przeniosłyśmy po chwili na niego wzrok.
-Tak. – odparłyśmy równo, powstrzymując się od śmiechu. Mężczyzna zamrugał parę razy oczami, przez parę sekund patrząc na nas w ciszy, a potem uśmiechnął się szeroko i krzyknął:
-EKSTRA! Ej, a pokażecie jak się całujecie? – zapytał z głupawym wyrazem twarzy. Wyglądał, jakby to był najpiękniejszy dzień w jego nędznym życiu. Zanim cokolwiek odpowiedziałam, poczułam coś na swoich ustach. Otworzyłam szeroko oczy widząc, że Alice naprawdę mnie pocałowała.
O boże.
Napierała na mnie, jakby usilnie dając mi znać, że mam dalej udawać, więc zamknęłam oczy i odwzajemniłam pocałunek. Dzięki Bogu nie wsadziła mi języka do ust, tylko po chwili oderwała się ode mnie.
No cóż, to było… Dziwne.
-A może trójkącik?
-Chloe jest trochę nieśmiała, ale ja chętnie.
Zanim zdążyłam ogarnąć co się właśnie stało, ta dwójka zniknęła mi z pola widzenia. Zmarszczyłam brwi, nie będąc pewna, czy to czasem nie jest sen, a potem wzruszyłam ramionami i ruszyłam w przeciwną stronę.
Chwilę później siedziałam już z dwójką zupełnie obcych mi ludzi, dziewczyną i chłopakiem, i opowiadałam im o swoich problemach, jak to mój chłopak nie daje znaku życia od miesiąca. Obydwoje kiwali głowami na znak, że rozumieją, ale byli zjarani jakimś świństwem i właściwie nie zdziwiłabym się, gdyby myśleli, że opowiadam im o jednorożcach.
-Koń.- odezwał się nagle mężczyzna.
No, byłam blisko z tymi jednorożcami.
-Nie koń, nie rozmawiamy o koniach.- powiedziałam zirytowana.
Chłopak pokręcił przecząco głową i wskazał palcem gdzieś ponad moją głową.
-Mówię serio, tam jest koń.
Odwróciłam się w kierunku, gdzie wskazywał mi brunet i faktycznie, na piętrze stał koń, którego trzymało jakiś dwóch chłopaków. Wokół zebrało się pełno rozchichotanych studentów, którzy obserwowali z zaciekawieniem rozwój sytuacji. Za każdym razem kiedy dwóch facetów ciągnęło lekko konia w stronę schodów, ten zaczynał wariować i automatycznie się cofał. Ciekawe niby jak oni się go pozbędą. Debile pewnie nawet nie wiedzieli, że koń potrafi wyjść po schodach, ale nie umie z nich zejść. Pokręciłam głową z dezaprobatą i już miałam im krzyknąć, żeby lepiej wymyślili inny sposób na ściągnięcie go na dół, ale widok zasłoniła mi sylwetka Alice. Była cała zdyszana.
-Spadamy, Chloe.
Zmarszczyłam czoło, patrząc na nią. Wyglądała dość… Specyficznie. Każdy włos w inną stronę, rumieńce na policzkach, do tego była równocześnie spanikowana i rozbawiona.
-Co zrobiłaś?
Zaśmiała się.
-Ten koleś, który myślał, że jesteśmy lesbijkami. Przypięłam go kajdankami do łóżka i uciekłam, zanim jeszcze zobaczył jaki mam kolor stanika. Zmywamy się, zanim się uwolni, bo wtedy mam przerąbane. –oznajmiła i pociągnęła mnie w stronę wyjścia. Skąd ona do cholery miała kajdanki?


Budząc się rano byłam zdziwiona, że nie mam takiego kaca, jakiego spodziewałam się mieć, kiedy szłam spać. Może to taki prezent urodzinowy od losu. Podniosłam głowę, ale Alice nie było na łóżku. Sięgnęłam po swój telefon z nadzieją, że Niall dzwonił, albo chociaż napisał, ale niestety nic z tego. Miałam natomiast tylko smsa od Matta, żebyśmy spotkali się rano, więc odpisałam mu, żebyśmy zobaczyli się za godzinę na plaży i odłożyłam telefon. Westchnęłam i znów opadłam na poduszki, patrząc w sufit. Musiałam przyznać, że byłam rozczarowana. Miałam cichą nadzieję, że obudzi mnie pocałunek Nialla, albo przyniesie mi jakiś torcik. Naprawdę miałam nadzieję, że tu będzie i trzymałam się niej przez cały ten czas, chociaż z każdym kolejnym dniem rozsądek coraz głośniej uświadamiał mi, że blondyn nie dotrzyma słowa. Jeżeli faktycznie nie przyjedzie, to za parę dni będę musiała sama wybrać się do Londynu, żeby to wszystko wyjaśnić.
Przejechałam dłońmi po twarzy i wstałam z łóżka. Alice napisała mi tylko kartkę, że musiała iść na wykład i jej prezentem jest posłuchanie mnie w końcu w sprawie nauki. Zaśmiałam się, wyobrażając sobie, jak dziewczyna naprawdę siedzi w tej sali i nawet nie ma pojęcia o czym mówi profesor. Zerknęłam na szafę, w której leżało dobrze ukryte pudełko, ale stwierdziłam, że nie jestem jeszcze gotowa, żeby po nie sięgnąć. Szybko się ubrałam i wyszłam z mieszkania.
No cóż, z Mattem w sumie nie robiliśmy niczego ciekawego. Poszliśmy do Starbucksa, zamówiliśmy po kawie. Czyli zwyczajne, normalne spotkanie. Jedyną dziwną rzeczą było to, że chciałam sobie usiąść przy stoliku, ale Matt mi zabronił, mówiąc, żebym lepiej nie siadała na krześle, bo jest drewniany i jeszcze go złamię.
Tak, wciąż nazywał mnie Pogromcą Drewna.
Poszliśmy więc na plażę i rozmawialiśmy o jakiś pierdołach przez bite 3 godziny. Oczywiście w tym czasie zerkałam na swój telefon przynajmniej raz na 15 sekund. Jestem pewna, że Matt to zauważył, ale najwyraźniej postanowił się nie odzywać. Może to i lepiej, wcale nie miałam ochoty o tym rozmawiać, a i tak oni nie za bardzo za sobą przepadali.
Wróciłam do domu koło godziny 15 i zamierzałam wreszcie zająć się pudełkiem z szafy, ale Alice, która już wróciła, od razu wyciągnęła mnie do galerii. I znów płomyk nadziei, że dziewczyna wcale nie była na wykładzie tylko pojechała na lotnisko po mojego chłopaka został zgaszony przez szarą rzeczywistość.
Nie miałam kompletnie dzisiaj humoru. Bolała mnie głowa, czułam się osłabiona, samotna i zdezorientowana. To chyba najgorsze urodziny w moim życiu i sama nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie Alice i Matt.
Po jakiś 30 minutach siedziałam w kawiarni z brunetką i wbijałam bez sensu widelec w swoje ciastko.
-Więc, naprawdę byłaś na tym wykładzie? – zapytałam, nawet nie podnosząc wzroku.
-Tak. I było całkiem spoko. To aż dziwnie brzmi z moich ust.
Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się lekko, na co przyjaciółka westchnęła cicho i spojrzała na mnie matczynym wzrokiem.
-Mów.
-Ale co?
-No przecież widzę, że jesteś załamana Chloe. Znam cię. Co się dzieje? Chodzi o Nialla?
Odłożyłam widelec na talerzyk i odsunęłam go na środek stolika.
-On naprawdę do ciebie nie dzwonił? – słyszałam, jak mój głos się załamał.
O nie, tylko nie rycz!
-Przykro mi kochanie, ale naprawdę nie odezwał się ani słowem. Powiedziałabym ci, nawet jeśli miałaby to być niespodzianka. Przecież widzę, jaki masz przez to humor.
Pokiwałam głową i przygryzłam dolną wargę.
-Coś czuję, że to wcale nie jest to, co cię gryzie.
Boże, ja nie wiem czy ona czyta w myślach czy co, ale potrafi odgadnąć wszystko.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na chwilę w bok. Przez chwilę zastanawiałam się, czy się odezwać czy nie. Kilka razy nawet otwierałam buzię, ale za chwilę z powrotem ją zamykałam. W końcu jednak wzięłam głęboki wdech i wydusiłam z siebie.
-Pożyczyłam twój test ciążowy.
Usłyszałam jak dziewczyna zaczęła się krztusić własną śliną, więc przeniosłam na nią wzrok, a ta wpatrywała się we mnie zdezorientowana, wciąż kaszląc.
-Myślisz, że jesteś w ciąży?
Kiwnęłam głową i spuściłam wzrok.
-Wymiotowałam już parę razy…
Alice uniosła brwi i spojrzała na mnie z przechyloną głową.
-Kochanie, kobiety wymiotują w pierwszych dniach ciąży, a nie po miesiącu.
Och.
Faktycznie.
-Ale…
-Zapewniam cię, że nie jesteś w ciąży. Gdybyś była, to już dawno byś to zauważyła kochanie. – powiedziała z uśmiechem i ścisnęła moją dłoń pod stolikiem – Ale oczywiście jeśli chcesz to możesz zrobić ten test.
Odpowiedziałam jej uśmiechem i wzięłam kęs ciastka. Zdecydowanie poprawiła mi humor tą wiadomością. Wystarczy mi tylko zrobić test dla upewniania się i wszystko będzie w porządku.
Ale skoro to nie ciąża, to dlaczego ciągle wymiotuję?


Wróciłyśmy, gdy było już ciemno, niosąc po 5 toreb z zakupami. Kopnęłam drzwi i weszłam do mieszkania tyłem, po czym rzuciłam torby na ziemię i zaświeciłam światło. I wtedy zauważyłam białe supry tuż obok moich zakupów. Popatrzyłam na nie przez parę sekund, czując jak moje serce gwałtownie przyspiesza bicie. Zrobiłam parę kroków do przodu, po czym niepewnie pchnęłam drzwi do pokoju i widząc Nialla, siedzącego na moim łóżku, poczułam, jak w moich oczach zebrały się łzy. W tej chwili nie obchodziło mnie nic, nawet to, że nie odzywał się przez tyle czasu. Najważniejsze, że tu był. Puściłam klamkę i rzuciłam się na chłopaka, przewracając go na łóżko. Przytuliłam się mocno do niego, chłonąc jego zapach. Usłyszałam, jak Alice mówiła coś, że nie będzie nam przeszkadzać i wyszła z mieszkania, ale nie odpowiedziałam jej. Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam mu w oczy. Był zakłopotany.
-Co się stało? – zapytałam szeptem, a blondyn uśmiechnął się lekko.
-Przepraszam, Chloe. Wszystko ci za chwilę wyjaśnię, ale najpierw mam dla ciebie prezent. – pocałował mnie przeciągle w usta i delikatnie zdjął z siebie, po czym posadził obok – Zamknij oczy.
Zachichotałam cicho i zrobiłam tak, jak mi kazał. Przez chwilę nic się nie działo, a potem poczułam coś zimnego na szyi. Odruchowo sięgnęłam tam ręką i otworzyłam oczy. Widząc srebrny łańcuszek, a na nim zawieszoną uroczą literkę N, uśmiechnęłam się do siebie.
-Chcę, żebyś miała to na pamiątkę. Żeby ci o mnie przypominał. – szepnął mi do ucha, powodując na mojej skórze gęsią skórkę. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam głowę, patrząc mu w oczy.
-Na pamiątkę? – moje serce szybciej zabiło – O co chodzi, Niall?
Widziałam, jak z trudem przełknął ślinę i wziął głęboki wdech.
-Nie możemy być razem.







No dobra, może nie jest to taka bomba jaka miała być, ale na nic lepszego nie mogłam się wysilić. 
Jutro mam 4 sprawdziany, a zamiast się uczyć, ja piszę rozdział. 
Pomódlcie się za mnie, żebym zdała maturę, proszę. 
Strasznie strasznie was kocham wszystkich i w ogóle <3 
W razie jakichkolwiek pytań czy po prostu chcecie pogadać, możecie do mnie pisać, ja naprawdę nie gryzę. 
I po raz kolejny apeluję, jeśli ktokolwiek ma możliwość, byłabym wdzięczna za reklamę bloga.

*PS: Tam po prawej pojawiły się aktualności, dotyczące np. przyszłej publikacji rozdziału, ewentualnych opóźnień etc.*

Trzymajcie się ciepło, bo nie wiem jak u was, ale do mnie wróciła zima -,-
Szablon by S1K