-Chloe? – usłyszałam w końcu i podniosłam głowę w stronę
drzwi. Minęło dobre 20 minut od akcji z Niallem. Ciekawe czy przez ten czas
próbowała go odepchnąć, rozmawiali, czy może nawet odprowadziła go na podwórko
i dopilnowała, żeby nie wracał. Z trudem podniosłam się z ziemi, wytarłam łzy i
trzęsącymi się dłońmi przekręciłam zamek w drzwiach. Emma od razu zamaszyście
je otworzyła i przejechała po mnie wzrokiem, sprawdzając, czy wszystko w
porządku i przechyliła głowę, patrząc na moją twarz.
-Chloe. – jęknęła błagalnie i od razu przyciągnęła mnie
do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Wzdrygnęłam się. Byłam zdruzgotana,
ale jednocześnie sprawiałam wrażenie naćpanej, która nie miała pojęcia gdzie
się znajduje i co przed chwilą się wydarzyło.
-Przepraszam. – kontynuowała, podczas gdy ja stałam bez
ruchu, pozwalając, by kołysała moim ciałem – Nie sądziłam, że tu przyjdzie. Nie
mogłam go powstrzymać.
-Jest ok. – wychrypiałam w końcu.
Wcale nie było ok.
Było cholernie źle i czułam się, jakbym stała na krawędzi
klifu podczas trzęsienia ziemi. Tak, tak się właśnie czułam. Jakbym walczyła o
życie, chociaż z góry było wiadome, że zginę.
Emma westchnęła i złapała mnie za ramiona, patrząc mi
prosto w oczy.
-Kochanie, wiesz, że on będzie próbował dalej i w końcu
będziesz musiała z nim porozmawiać.
Odwróciłam wzrok i cofnęłam się.
-Wcale nie muszę z nim rozmawiać. Nie mam tego obowiązku.
Mam prawo go zignorować, mam prawo nawet zadzwonić po policję, kiedy mnie
dotknie. – przeniosłam wzrok na przyjaciółkę – I nie zawaham się tego zrobić.
Blondynka przełknęła z trudem ślinę i spojrzała na mnie
zakłopotana.
-Kochanie, może gdybyś go wysłuchała…
Nie słuchałam jej. Bez słowa ją wyminęłam i ruszyłam
prosto do pokoju, który aktualnie służył jako mój. Od razu zamknęłam drzwi na
klucz i rzuciłam się na łóżko. Nie minęło 10 sekund, gdy znów usłyszałam
pukanie do drzwi.
-Chloe, nie możesz się wiecznie ukrywać.
-Do jutra. – bąknęłam tylko, żeby dała mi spokój.
Nie ukrywałam się. Nie bałam się ani Nialla, ani Matta,
ani złodzieja telefonu, od którego wszystko się zaczęło. Gdybym zobaczyła Matta
na ulicy, to nie zaczęłabym uciekać, ani krzyczeć. Prawdopodobnie po prostu
byłabym zbyt bezsilna, żeby zrobić cokolwiek. Byłam bezbronna. Czułam się tak,
jakby ktoś wyprał mi mózg. Wiedziałam, że muszę być silna, że muszę walczyć o
swoje dziecko. Że muszę wyjść do ludzi i zacząć żyć normalnie. Ale to jeszcze
nie był ten czas. Chciałam poczekać, aż będę dostatecznie silna i pewna siebie,
by stawić temu czoła. Wiedziałam, że to może potrwać miesiące, a nawet lata, a
właściwie nie miałam zbyt dużo czasu. Za parę dni są święta, będę musiała
wrócić do domu, kupić prezenty, iść do lekarza i na uniwersytet. Będę musiała
zacząć normalnie żyć czy mi się to podoba czy nie, i to prędzej niż bym
chciała. Wiedziałam też, że nie jestem gotowa, by tak po prostu powiedzieć
mamie o tym, że jestem w ciąży i do tego właściwie nie wiem z kim, bo tego
samego dnia w mojej waginie był i Niall i Matt, który mnie zgwałcił, i do tego
wychowam dziecko sama, bo pierwszy mnie zdradził, również tego samego dnia, a
drugi ma po prostu na to wyjebane i wątpię żebym jeszcze kiedykolwiek go
zobaczyła.
To nawet brzmi idiotycznie. Ale to moja rzeczywistość.
Moje popieprzone życie, które będę musiała wziąć na barki.
Czułam, że nie dam rady. Że mnie to przerośnie.
Jako mała dziewczynka zawsze wyobrażałam sobie księcia z
bajki, idealny ślub, potem małe dziecko, biegające między nami. W mojej
wyobraźni byłam szczęśliwa. A jeszcze parę lat temu gdyby ktoś opowiedział mi
co się wydarzy… że zobaczę, jak chłopak mnie zdradza, piosenkarz uratuje mi
życie, ten sam chłopak okaże się być przyjacielem piosenkarza, zostanę dźgnięta
nożem przez psychofankę, ucieknę do Kalifornii, zostanę aresztowana za włamanie
się na napis HOLLYWOOD, będę musiała ukrywać swój związek, będąc z dwoma chłopakami
jednocześnie, zostanę zgwałcona, pobita, zdradzona po raz drugi i do tego
jeszcze zajdę w ciążę… To po prostu bym tego kogoś wyśmiała. Szczerze mówiąc,
kiedy to wszystko analizuję w swojej głowie to sama dziwię się, jak to możliwe,
że ja jeszcze funkcjonuję i nie zwariowałam.
Chociaż w sumie, nie byłam pewna, czy to do końca prawda.
Może jednak wariuję. Może Emma ma rację, ukrywam się. Może jestem zniszczona
psychicznie do tego stopnia, że faktycznie boję się kontaktu z drugim
człowiekiem i ograniczam go do minimum.
Muszę wziąć się w garść.
Na drugi dzień wstałam wyjątkowo wcześnie. Od razu
poszłam do łazienki. Stałam pod prysznicem dobre 15 minut, pozwalając by zimna
woda zmyła ze mnie resztki bólu.
Dość. Jestem silna, a żaden facet nie ma nade mną władzy.
Później wróciłam do pokoju, otworzyłam walizkę Matta i
spojrzałam na zawartość. Przegrzebałam wszystkie ciuchy, aż znalazłam to czego
potrzebowałam. Bluza Nialla, którą dał mi na lotnisku i z którą od tamtej pory
w ogóle się nie rozstawałam. Aż do teraz. Rzuciłam ją na podłogę, sięgnęłam po
nożyczki i uśmiechnęłam się triumfalnie do materiału. Uklęknęłam na podłodze i
powstrzymując łzy, zaczęłam z zawziętością ciąć bluzę na coraz mniejsze
kawałki, aż w końcu została z niej tylko kupka pociętego materiału. Wzięłam to
wszystko do rąk i ruszyłam do salonu, gdzie paliło się w kominku. Popatrzyłam
przez chwilę na strzępy w moich rękach, przełknęłam ślinę, po czym wrzuciłam
całość do ognia.
Stałam tam i patrzyłam, jak resztki bluzy giną w ogniu
tak samo, jak ginie moje serce.
Cofnęłam się, wytarłam pojedynczą łzę i wzięłam głęboki
wdech.
Dałam radę. Zrobiłam to. Pozbyłam się go i mam nadzieję,
że raz na zawsze.
Po raz pierwszy odkąd tu jestem sama zrobiłam sobie śniadanie, przebrałam
się, a nawet użyłam tuszu do rzęs. Związałam włosy w kucyka, usiadłam na stołku
barowym i jedząc jabłko, przeglądałam jakiś magazyn. Czułam się o niebo lepiej.
Gdy tylko Liam wyszedł z sypialni i zobaczył mnie bez workowatej bluzy, koca,
tłustych włosów i z nieobecnym wzrokiem spoglądającą w dal, stanął w miejscu i
przyglądał się mi z szeroko otwartymi oczami.
-Kim jesteś i co zrobiłaś z Chloe? – wydusił w końcu i
stanął po drugiej stronie blatu, oparł się o niego rękami i spojrzał na mnie
zdziwiony. Uniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się tylko.
-Daj spokój, Liam. Nie będę popadała w depresję przez
jakiegoś chłopaka…
-Ale jeszcze wczoraj… - zaczął, ale spojrzałam na niego
wzrokiem, mówiącym, że ma się zamknąć.
-Wczoraj było wczoraj. A dzisiaj jest dzisiaj. Chcę
chociaż spróbować żyć normalnie. Zobaczyć czy dam radę. Nie zapomniałam o tym i
wątpię, żebym kiedykolwiek o tym zapomniała, ale muszę żyć dalej. Nie mogę całe
życie stać w miejscu, bo ucierpi na tym moje…. – ugryzłam się w język, zanim
wygadałam się o ciąży. Zakłopotana podrapałam się po głowie i zaczęłam kaszleć,
próbując na szybko cokolwiek wymyślić. – … Moja psychika.
Chłopak pokiwał twierdząco na znak, że rozumie, a ja
odetchnęłam w duchu z ulgą.
-Więc… Emma jeszcze śpi? – zapytałam, unosząc brwi, a
Liam uśmiechnął się, podniósł i otworzył lodówkę w poszukiwaniu jedzenia.
-Tak. I przypuszczam, że nie obudzi się przez następne
parę godzin. A co?
Westchnęłam.
-Chciałam coś załatwić, ale nie chcę iść sama…
-Mogę cię podwieźć. – powiedział od razu i przejechał
dłonią po włosach.
-Serio?
Liam wzruszył ramionami.
-Pewnie. Nie ma problemu.
Jechaliśmy w ciszy, a ja co chwilę wierciłam się na swoim
fotelu. Stresowałam się. Może to wszystko dzieje się za szybko, może powinnam
poczekać? Posiedzieć jeszcze w domu w bluzie Liama i pogapić się jeszcze parę
dni w ścianę.
Nie.
Czas zacząć żyć normalnie.
Liam co chwilę na mnie zerkał i zachichotał cicho.
-Masz owsiki? – zapytał w końcu, a ja od razu siadłam
nieruchomo i spojrzałam na niego z udawanym oburzeniem, a po chwili się
zaśmiałam.
-Nie bądź niemiły! – uderzyłam go lekko w ramię, na co
ten się zaśmiał, ale nagle oboje umilkliśmy, słysząc jego dzwoniący telefon.
Chłopak ściszył radio, podczas gdy ja spojrzałam na urządzenie, leżące między
nami. Wzdrygnęłam się, widząc zdjęcie Horana i podpis „Nialler”. Odwróciłam
wzrok, zanim Liam ściszył muzykę i wtedy sięgnął po telefon. Spojrzał na
wyświetlacz trochę zdziwiony i odebrał. Przeniosłam wzrok na szybę i
przygryzłam mocno wargę, próbując powstrzymać łzy.
Oh, stan depresyjny powraca.
Wystarczyło tylko jego zdjęcie, by doprowadzić mnie do płaczu
i załamania psychicznego. Te okropne wspomnienia, które próbowałam w sobie
tłumić, teraz powróciły, na nowo łamiąc moje serce. Cóż, to nie był dobry
pomysł, żeby tak rzucać się na głęboką wodę, jak zrobiłam to dzisiaj. Myślałam,
że potnę jakieś jego ubranie i wszystko wróci do normy? Myliłam się. Nie wróci.
Nigdy nie będzie tak samo. Już zawsze będą tą dziewczyną, którą zdradzono
dwukrotnie. Już zawsze będę zgwałconą kobietą. Już zawsze będę samotną matką.
Na myśl o tym kolejne łzy zaczęły spływać po mojej twarzy i odruchowo dotknęłam
ręką swojego brzucha. Delikatnie pogłaskałam go i wypuściłam powietrze z ust,
żeby się uspokoić. Po co właściwie Niall do niego dzwoni? Wątpię, żeby to był
zwykły, przyjacielski telefon do kumpla, żeby zapytać co tam. Myślę, że wciąż
próbuje się jakoś do mnie dostać, a skoro z Emmą mu się nie udała, to teraz
próbuje z Liamem. Mam tylko nadzieję, że chłopak mojej przyjaciółki nie będzie
tak naiwny.
Wytarłam twarz rękawem i przeniosłam wzrok na Liama,
który zakłopotany powiedział, że musi kończyć i odłożył telefon na poprzednie
miejsce. Tak bardzo się zamyśliłam, że nawet nie wiedziałam o czym rozmawiali.
Zerknął na mnie zakłopotany.
-Wszystko ok? – zapytał z troską, a ja wymusiłam lekki
uśmiech i pokiwałam tylko twierdząco głową, bo nie byłam w stanie się odezwać.
-To gdzie cię wysadzić?
Przełknęłam ślinę i wzięłam głębszy wdech, modląc się by
mój głos brzmiał normalnie, chociaż nie miałam kogo oszukiwać. Liam i tak
widział, że miałam zaczerwienione oczy. Nie jest głupi, domyślił się jak bardzo
rozbita jestem.
-Pod uniwersytetem.
-Ok. – mruknął tylko, najwyraźniej nie wiedząc jak się ma
zachować. Zerknęłam na niego. Mogłam się założyć, że właśnie zastanawiał się
czy zacząć ze mną o tym rozmawiać, pocieszać mnie, czy może po prostu się nie
odzywać. Na szczęście wybrał drugą opcję. W ciszy dojechaliśmy pod wyznaczony
adres, chłopak zatrzymał się na parkingu i wyłączył silnik. Spojrzałam na
niego, unosząc brwi.
-Poczekam tu na ciebie. – odpowiedział na niezadane
pytanie.
Martwił się o mnie. Aw, to było słodkie.
Uśmiechnęłam się, o dziwo szczerze i poklepałam go po
kolanie.
-To miłe z twojej strony Liam, ale poradzę sobie.
-Jesteś pewna?
-W 100% pewna.
-No dobra. Ale jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń.
Kiwnęłam głową, podziękowałam mu i wyszłam z samochodu, a
potem poczekałam aż odjedzie. Wraz z momentem kiedy samochód zniknął z mojego
pola widzenia, mój lekki uśmiech zniknął z twarzy. Poprawiłam torebkę na
ramieniu, odwróciłam się przodem do budynku i przygryzłam wargę.
Czy na pewno dobrze robię? Może nie powinnam znowu
uciekać. Jeśli teraz zdecyduję, by nie przenosili mnie na tą uczelnię, to już
prawdopodobnie nigdy nie będę miała takiej możliwości. Może to nie jest dobry
pomysł, by się tak izolować. Może wcale nie powinnam wracać do Los Angeles,
tylko zostać tutaj. Może powinnam być silna i wcale nie ukrywać ciąży przed
Niallem. Wręcz przeciwnie. Przecież mogę się zrewanżować. Specjalnie pokażę się
publicznie w zaawansowanej ciąży, żeby paparazzi mogli zrobić mi zdjęcia. Niech
cały internet wie, że jestem w ciąży. Niech wiedzą wszyscy, a on dowie się
ostatni. Mało tego, nie będzie miał pojęcia czy jest ojcem. Media będą go
gnębić pytaniami, a on nie będzie wiedział co odpowiedzieć. Idealnie.
Dziwne, że nie wpadłam na to wcześniej.
Uniosłam prawy kącik ust do góry, patrząc na budynek, a
potem wycofałam się i odeszłam z terenu uczelni.
Cóż, Niall… Jeśli tak ze mną pogrywasz, to teraz czas na
moją zemstę.
Skierowałam się w stronę najbliższej przychodni
ginekologicznej. To też musiałam szybko załatwić i mieć z głowy. Schowałam
dłonie do kieszeni bluzy i szłam chodnikiem, patrząc przed siebie. I tak muszę
jechać do Los Angeles. Nie zostawię tam Alice samej, za bardzo ją kocham. Muszę
też załatwić papierkową robotę, jak wymeldowanie się z mieszkania i uczelni. A
potem wrócę, kiedy akurat moje maleństwo trochę urośnie. Zerknęłam w dół.
Szczerze mówiąc, to dziecko wcale nie sprawiało, że czułam się gorzej. Wręcz
przeciwnie, dawało mi uczucie, że nie jestem sama. I przyznam, że to bardzo podnosiło
mnie na duchu.
Weszłam w końcu do przychodni, zarejestrowałam się, a
potem po chwili czekania weszłam do gabinetu. Przywitała mnie młoda,
sympatyczna blondynka, zapraszając do środka. Tak bardzo nie lubiłam lekarzy i
szpitali, ale ta kobieta wydawała mi się taka… normalna. Rozmawiała ze mną, jak
z najlepszą kumpelą, a nie formalnie z różnymi dziwnymi, mądrymi wyrażeniami,
które nawet nie wiedziałam jakie mają znaczenie. Uśmiechała się do mnie
szeroko, wręcz zarażając mnie swoim optymizmem, a ja na chwilę zapomniałam o
wszystkich przykrych wspomnieniach, ale niestety tylko na chwilę. Teraz
musiałam zająć się ważnymi sprawami.
-Mam pytanie. Czy choroba Ménière'a może wpłynąć jakoś
negatywnie na ciążę? – wypaliłam nagle, a blondynka przechyliła głowę,
zaciekawiona.
-Hm. Nie, nie powinna. A jest zaawansowana?
-Eee… Raczej nie… - odparłam niepewnie.
-Nosisz aparat słuchowy?
-Nie.
-A powinnaś?
-Nie. Nie mam problemu ze słuchem.
Kiwnęła głową i zapisała coś na karcie pacjenta.
-Ok, po prostu trochę zmodyfikujemy ci leki, żeby były
bardziej… delikatne.
-Ok. – mruknęłam tylko i przygryzłam dolną wargę. Znów
było niezręcznie.
-Pewnie chciałabyś zobaczyć swojego dzidziusia. –
powiedziała kobieta, znów uśmiechając się szeroko i oparła się łokciami o stół.
Wyglądała teraz jak mała, beztroska dziewczynka. Uśmiechnęłam się tylko i
kiwnęłam twierdząco głową.
Już po chwili leżałam na jakimś stole, a blondynka
siedziała na jego skraju i jeździła jakimś urządzeniem po moim brzuchu,
rozcierając cholernie zimny żel po mojej skórze. Po chwili pokazała palcem coś
na ekranie i uśmiechnęła się do mnie szeroko. Właściwie nie było tam nic widać,
tylko jakąś czarną kuleczkę pośrodku.
-Jest jeszcze zbyt małe, żeby cokolwiek o nim stwierdzić.
Wiemy tylko, że rozwija się prawidłowo. – powiedziała radośnie, a ja
wpatrywałam się w ekran.
Moje dziecko.
Mało brakowało i bym się poryczała, ale mój nastrój
zepsuła kobieta, wypowiadając następne zdanie.
-Na pewno tatuś będzie dumny.
Spojrzałam na nią nagle smutno i przygryzłam wargę.
Otworzyłam usta, ale zaraz je zamknęłam. Po chwili odwróciłam wzrok z powrotem
na ekran.
-Nie sądzę. – szepnęłam tylko tak cicho, że blondynka nie
była w stanie tego usłyszeć. Znów spojrzałam na nią.
-Mam jeszcze jedno pytanie. – kobieta zerknęła na mnie
zaciekawiona – Czy jest możliwość sprawdzenia ojcostwa na etapie ciąży?
Blondynka zamarła i przestała ruszać urządzeniem po moim
brzuchu. Spojrzała na mnie nagle bez tej swojej radości i entuzjazmu, ale
patrzyła na mnie z pewnego rodzaju… obrzydzeniem. Myślała, że jestem jakąś
dziwką, puszczam się i przez przypadek wpadłam, a teraz nie wiem kim jest
ojciec?
O nie, moja droga. Tak się bawić nie będziemy.
Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na nią poważnie.
-Zostałam zgwałcona. – powiedziałam z gulą w gardle i
patrzyłam jej prosto w oczy. Widziałam, jak jej mina od razu zmienia się na
współczującą i trochę niedowierzającą. Znów chciało mi się płakać.
-Ojej, przepraszam. Tak bardzo ci współczuję kochanie! –
odłożyła urządzenie i przytuliła mnie do siebie. Nagle przestał mnie
interesować jej optymizm. Znowu wszystko wróciło, znów czułam się rozbita, ale
i wyprana z emocji. Nie miałam ochoty, żeby ktokolwiek mnie dotykał. Delikatnie
odsunęłam kobietę od siebie, a ta od razu sięgnęła po papierowy ręcznik i
zaczęła wycierać mój brzuch z żelu.
-Więc? – zapytałam.
-Więc, hm. – zrobiła małą przerwę i wzięła oddech – Cóż,
jest możliwość zrobienia takiego testu, ale do tego potrzebne jest DNA
potencjalnych tatusiów.
Otworzyłam szeroko oczy. DNA?! Skąd ja do cholery wezmę
jej… Chwila. Z Niallem nie będzie problemu, któryś z chłopaków to załatwi. A
Matt… Mam walizkę Matta. To też DNA prawda?
-Odciski palców też się liczą?
Niall
Chodziłem w kółko, czekając na tego idiotę i aż nosiło
mnie, żeby coś rozwalić. Byłem wkurzony. Nie, to małe powiedziane, byłem
wkurwiony i nie pozwolę, by temu skurwielowi się upiekło. Nienawidziłem siebie
za to, że nie zatrzymałem wtedy Chloe. W ogóle mogłem jej nie zostawiać pod tym
hotelem, tylko zabrać do siebie. Wtedy żadna z tych potwornych rzeczy by się
nie wydarzyła. Tak bardzo chciałem cofnąć ten pieprzony czas. Ale oczywiście spierdoliłem
i mam za swoje. A ona przyszła mi powiedzieć o tym, że została zgwałcona.
Przyszła do mnie po pocieszenie, bo wiedziała, że ja jej pomogę. A ja zraniłem
ją jeszcze bardziej. Jaki ze mnie jest chuj. Nie dziwię się, że nie chciała ze
mną rozmawiać i nie zdziwię się, jeśli nie odezwie się do mnie już do końca
życia. Ale przynajmniej jedno mogłem dla niej zrobić. Mogłem zniszczyć tego
gnojka, który położył łapy na mojej dziewczynie.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Liam, a ja
zatrzymałem się w miejscu.
-Dłużej się nie dało?
-Sorry stary. Przyjechałem najszybciej jak mogłem, tylko
musiałem odwieźć Chloe.
Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na niego.
-Chloe? Gdzie ją odwiozłeś? Coś jej się stało?
Liam tylko przewrócił oczami i usiadł na kanapie.
Skrzywiłem się na samą myśl o Bercie.
-Nie radzę ci tutaj siadać. – bąknąłem, patrząc z
obrzydzeniem na kanapę. Liam popatrzył na mnie przez chwilę zdezorientowany, aż
nagle go olśniło, otworzył szerzej oczy i wyskoczył z kanapy, stając
naprzeciwko mnie. Zerknął jeszcze na mebel wzrokiem, jakby zaraz miał ożyć i go
zjeść.
-Eh, więc nie wiem jakie plany miała Chloe, ale zostawiłem
ją pod uczelnią. Tą samą, do której miała zostać przeniesiona.
-Kurwa. – powiedziałem tylko i przejechałem dłonią po
włosach. Wyprowadza się. Stracę ją na zawsze. Na tą myśl aż zabolało mnie
serce.
Będę facetem, nie będę ryczeć…
-No dobra, więc co chciałeś, skoro kazałeś mi przyjechać „w
tej chwili”? Wiesz, że dalej jestem na ciebie zły za to jak ja potrakto…
-Chloe została zgwałcona. – przerwałem mu, przełykając
rosnącą gulę w gardle. Nawet ciężko było mi to powiedzieć, już nie mówiąc o
tym, że jeszcze ciężej było mi w to uwierzyć.
-CO?! – krzyknął Liam i spojrzał na mnie jak na kosmitę.
Pociągnąłem nerwowo za końcówki swoich włosów.
-Muszę znaleźć tego chuja.
-Kto ją zgwałcił?!
-Matt.
-Ten z którym była, będąc z tobą?!
Jak to idiotycznie zabrzmiało.
-Tak.
-Jezu Chryste. – powiedział i przejechał dłonią po
twarzy.
Westchnąłem.
-Posłuchaj, potrzebuję twojej pomocy. Muszę go znaleźć.
Wynająłem detektywa, ale powiedział, że nie jest w stanie nic zrobić, jeśli nie
dostanie jego odcisków palców. I skąd ja do kurwy wezmę mu odciski palców tego
chuja?!
Liam westchnął, a po chwili położył dłonie na moich
ramionach.
-Czekaj. Chloe ma jego walizkę. Na bank będą na niej jego
odciski palców. – powiedział, uśmiechając się lekko, a ja zobaczyłem jakąś
iskierkę nadziei, że może się to udać. Odwzajemniłem uśmiech i przytuliłem go
mocno do siebie.
-Jezu, stary. Kocham cię.
Ostatnio
czuję się jakaś przybita i samotna. Mam wrażenie, że nikt nie traktuje
mnie poważnie. Mam potwornie zły humor i wiadomo, że rozdział mi się nie
podoba, jak zwykle xd
Ale i tak was kocham <3