Niall
-Idziemy tańczyć? – usłyszałem nad sobą i spojrzałem na
dziewczynę ze szklanką whiskey przy ustach.
-Idź sama. – odparłem i przeniosłem wzrok z powrotem na
stół. Usłyszałem tylko, jak blondynka prychnęła pod nosem i rozwścieczona
odeszła, biorąc po drodze jakiegoś chłopaka i pociągnęła go w stronę parkietu.
Odprowadziłem ją wzrokiem, a potem rozejrzałem się po całym tłumie. Nie mogłem
znaleźć Chloe, a wątpię, że już sobie stąd poszła. W dodatku sama. Co za
ironia, to byłaby taka sama sytuacja jak 2 lata temu na weselu jej siostry.
Dopiłem whiskey i postawiłem szklankę na stole, po czym bez słowa wstałem i
zacząłem szukać dziewczyny. I tak już miałem doszczętnie zniszczony humor przez
całą sytuację i jakiegoś idiotę, którego pocałowała w policzek. Brakowało
jeszcze tylko, żeby znowu wpakowała się w jakieś kłopoty, a była do tego
zdolna.
Chodziłem w kółko po wielkim ogrodzie, aż w końcu
zauważyłem pustką butelkę, leżącą obok leżaka. Zmarszczyłem czoło i podszedłem
bliżej. Zobaczyłem Chloe, rozwaloną na leżaku z otwartą buzią. Zaśmiałem się na
sam ten widok, po czym delikatnie, żeby jej nie obudzić, wziąłem ją na ręce.
Znalazłem gościa, który tego wieczoru robił za szofera i ułożyłem ją ostrożnie
na tylnym siedzeniu samochodu. Dałem jeszcze znać Bercie, że wychodzę, a potem sam wsiadłem z przodu samochodu i kazałem facetowi jechać
pod dom brunetki.
Chloe
Przewróciłam się na drugi bok i szczelniej opatuliłam
kołdrą, czując, że mi zimno.
Chwila, dlaczego ja jestem w swoim łóżku?
Ściągnęłam z siebie kołdrę i rozejrzałam się po swoim
pokoju. Zauważyłam sukienkę weselną, ułożoną na krześle, więc zerknęłam na
siebie i zdałam sobie sprawę z tego, że jestem w samej bieliźnie. Zmarszczyłam
czoło. Jakoś nie przypominałam sobie, żebym wstawała z leżaka na przyjęciu.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, ale zaraz tego pożałowałam, czując zawroty
głowy, więc opadłam z powrotem na poduszki i wydawałam z siebie pomruk
irytacji. Nawet już nie obchodziło mnie, jak się tu znalazłam. Nie obchodziło
mnie nic, chciałam tylko spać.
***
Obudził mnie znów dzwoniący telefon. Odebrałam go i
mruknęłam coś pod nosem.
-Cześć. Nie odezwałaś się. – usłyszałam mało znany głos i
momentalnie otworzyłam szeroko oczy.
-Kim jesteś?
-No jak to, nie pamiętasz mnie? – zaśmiał się krótko, ale
łagodnie. Zdziwiona odsunęłam telefon od ucha i spojrzałam na wyświetlacz, na
którym widniał napis „Matt”. Przewróciłam oczami na sam widok jego imienia.
-Ach tak. Wiem. Powinieneś na początku rozmowy się
przedstawić.
-Wybacz, Chloe. – zmarszczyłam brwi, słysząc jak
wypowiedział moje imię z akcentem na „e”. Brzmiało to trochę dziwnie, wręcz
irytująco, chociaż inne dziewczyny pewnie stwierdziłyby, że to urocze. To tak
jakby mówił do mnie po francusku, czy coś. „Kloii”.
Chociaż mi to bardziej przypominało jakiś koreański.
Ziewnęłam, zasłaniając usta dłonią.
-Czemu właściwie dzwonisz? Wiesz, jestem trochę
zmęczona..
-Chciałem się spotkać.
Zamarłam.
O nie, nie będę się spotykać z kolesiem, który mówi do
mnie Kloii.
-Eee… - zabrakło mi słów –Ale ja dzisiaj nie mogę. –
wymamrotałam w końcu i przejechałam dłonią po włosach, które jeszcze kleiły się
od lakieru.
-Oł… - usłyszałam w jego głosie lekkie rozczarowanie – A
dlaczego?
Ciekawski.
-Idę na imprezę do chło… do przyjaciela. – potrząsnęłam
głową i uderzyłam się w czoło.
Za dużo razy się mylę i mówię o nim, że jest moim
chłopakiem.
Zdecydowanie za dużo.
-Aaa… Ok. To odezwij się jak będziesz miała czas, ok? Co
prawda niedługo wyjeżdżam do Los Angeles, ale często przyjeżdżam do Londynu.
Los Angeles?!
Serio?!
Jak to możliwe?!
-Właściwie to ja też wyjeżdżam do LA. Jutro. – wypaliłam
zanim zdążyłam się ugryźć w język.
Świetnie, teraz
będzie cię prześladował... Kloii.
-Naprawdę? – znów się ożywił – Super, to może spotkamy
się w Ameryce kiedyś? – zapytał z nadzieją w głosie, a ja tylko westchnęłam.
-Jasne. – odparłam zrezygnowana, mając nadzieję, że nie
usłyszał tego w moim głosie. Był sympatyczny, nie chciałam go w jakiś sposób
zranić, w końcu nic mi nie zrobił – Muszę już kończyć.
-Miłego wieczoru! – wykrzyknął uradowany, po czym się
rozłączył, a ja z twarzą bez emocji rzuciłam telefon na sukienkę leżącą na
krześle i poszłam z powrotem spać.
***
Patrzyłam na powoli przesuwające się liczby na
wyświetlaczu w górze windy trochę zirytowana. Mój stres stawał się coraz
większy z każdym kolejnym piętrem. Nie rozumiem jak można mieszkać na 14
piętrze. Pewnie ma jakiś penthouse. Przeniosłam wzrok na swoje odbicie w
lustrze. Właściwie cała ściana windy była jednym wielkim lustrem. Uśmiechnęłam
się do swojego odbicia, które omal nie pękło od mojego sztucznego uśmiechu.
Nie wiem po co tu jadę.
Nie wiem po co się tak ubrałam.
Nie wiem co ja właściwie robię.
Kierowałam się jakimś popieprzonym impulsem, jakbym czuła
się zobowiązana, że muszę tu być dzisiaj. Jakby moja intuicja przeczuwała, że
coś się dzisiaj wydarzy. Ale przecież nic się nie wydarzy, nie będę robiła nic
na siłę. Chcę po prostu spotkać przyjaciół i wcale nie obchodzi mnie jakaś
Bertha, chodząca w jego koszulce, bez bielizny…
Stop.
Koniec, nawet tak
nie myśl Chloe.
Nie potrafiłam się przyznać, ale wewnątrz zżerała mnie
taka zazdrość, że byłam zdolna ją pobić, chociaż dziewczyna prawdę mówiąc nie
jest niczemu winna. Niall też nie jest. Tylko ja jestem, ale skoro tak wybrałam
dwa lata temu, to muszę się teraz liczyć z konsekwencjami. Winda zatrzymała się
nagle i spanikowana spojrzałam na numerek, ale nie widniała tam 14tka, lecz
10tka. Zmarszczyłam czoło. Drzwi się otworzyły i do środka weszła kobieta w średnim
wieku, ze słomianym kapeluszem na głowie i w kaloszach na nogach. Uśmiechnęła
się do mnie przyjaźnie i nacisnęła przycisk 14+. Czyli ostatni z możliwych
numerków. Znów spojrzałam na swoje odbicie.
Może ubrałam się zbyt wyzywająco. Przy moich kształtach
mała czarna chyba nie była aż tak dobrym pomysłem, jak myślałam na początku.
Nawet nie przemyślałam co niby powiem Niallowi, gdy go
zobaczę. „Cześć, słyszałam, że masz urodziny. Nie może tu zabraknąć twojej
byłej, nie?”
Nagle straciłam wszelkie chęci, żeby tutaj być. Gdy winda
znalazła się na 13 piętrze, zaczęłam panikować. Zdrapałam lakier do paznokci z
dwóch palców, moje serce zaczęło intensywnie bić, rozglądałam się wokół, jakby
szukając ratunku, ale byłam w małym zamkniętym pomieszczeniu. Ogarnął mnie lęk
klaustrofobiczny, chociaż nigdy nie chorowałam na tę chorobę. W końcu
zestresowana nacisnęłam przycisk 0.
Nie mogę tam wejść, nie mogę.
Muszę wracać do domu.
Muszę wracać do Los Angeles.
-Nie możesz wiecznie uciekać. – usłyszałam obok siebie łagodny
głos i spojrzałam zdziwiona na kobietę, nie wiedząc o co chodzi.
-Strach cię prędzej czy później dopadnie. I tak będziesz
musiała zmierzyć się z problemem. Więc czy nie łatwiej, żebyś to ty dopadła
jego.. i zwyciężyła? Tak to już bywa, że kiedy człowiek ucieka przed swoim
strachem, może się przekonać, że zdąża jedynie skrótem na jego spotkanie. –
uniosła brwi, uśmiechając się do mnie pocieszająco, a ja patrzyłam na nią w
osłupieniu.
Co za filozoficzne
teksty.
Otworzyłam buzię, ale nie wypowiedziałam żadnego słowa.
Zamiast tego usłyszałam charakterystyczny dzwoneczek,
oznaczający, że jesteśmy na 14 piętrze. Kobieta bez słowa po prostu popchnęła
mnie w stronę drzwi, które właśnie się otworzyły, a na koniec poklepała mnie
pokrzepiająco po ramieniu. Wciąż gapiłam się na nią w osłupieniu.
-Najlepszym lekarstwem na strach jest rozwiązanie
problemu. – powiedziała jeszcze, a potem drzwi się zamknęły i ogarnęła mnie
cisza, ale tylko na sekundę, bo później usłyszałam stłumiony dźwięk muzyki,
śmiechu i krzyków. Odwróciłam się. Przede mną stały jedne, ogromne, mahoniowe
drzwi. Podeszłam bliżej stukając obcasami i nagle znikąd przede mną pojawił się
czarnoskóry mężczyzna z jakąś teczką w ręce. Odskoczyłam przestraszona, dopiero
po chwili orientując się, że to ochroniarz. Był w garniturze, a przy uchu miał
dziwną słuchawkę.
-Nazwisko?
O fuck.
Tego nie przemyślałam.
-Eee… Chloe Woods. – zacisnęłam dłonie w pięści modląc
się, żeby moje nazwisko było na liście. Wydawało mi się, że mijają godziny, jak
facet przegląda z zainteresowaniem 3 kartki z nazwiskami. Debilu, przecież
Woods jest na końcu alfabetu.
Co za geniusz.
-W porządku. – pokiwał głową – Miłej zabawy.
Serio, udało się?
O matko, Niall zapisał mnie na listę!
Ale chwila, dlaczego on mnie na nią zapisał? Czyżby Emma
mu powiedziała? A może spodziewał się mojego przyjścia. A może miał nadzieję,
że się pojawię. Ale to bez sensu, przecież ma dziewczynę. Wzięłam głęboki
oddech i pchnęłam drzwi, wchodząc do środka. Nikt nawet nie zauważył, że
pojawił się nowy gość. Wszyscy byli zajęci sobą i było tutaj dużo więcej osób,
niż myślałam. Nawet nie do końca mogłam stwierdzić jak duże jest mieszkanie.
Stanęłam w miejscu i rozejrzałam się wokół.
Jesteś silna, dasz sobie radę.
Po prostu przetrwaj tą noc.
Tylko tyle masz do zrobienia.
Zamknęłam oczy, policzyłam do trzech, po czym ponownie je
otworzyłam, wyprostowałam się i pewnym siebie krokiem ruszyłam w głąb domu.
***
-Harry! – krzyknęłam i wpadłam w ramiona chłopaka,
przytulając się do niego mocno.
-Mała, stęskniłem się. – zaśmiał się, obejmując mnie
ramionami. Czułam od niego woń alkoholu, pomieszaną z potem. Zresztą ja byłam
nie lepsza. Trochę już wypiłam, poza tym bolały mnie stopy od szpilek i do tego
wszystkiego wciąż w tym tłumie nie mogłam znaleźć Nialla. Ani jego kochanej
seksbomby. – Co ty tu robisz, Niall cię zaprosił?
-Yh, nie. Ale jakimś cudem byłam na liście. Wbiłam się
nieproszona, ale shhh.. – przyłożyłam palec wskazujący do ust i uśmiechnęłam
się rozbawiona.
-Kiedy wracasz do Ameryki?
-Jutro rano. Niestety. Ale jeszcze przyjadę, obiecuję. I
spędzimy ze sobą trochę więcej czasu. – uśmiechnęłam się pocieszająco do
chłopaka.
-Chloe! – usłyszałam za sobą i szybko odwróciłam się,
widząc Louisa w potarganych włosach. Chwilę później chłopak przytulił mnie do
siebie. Zaśmiałam się i spojrzałam na niego z dołu.
-Jest Eleanor?
-Ym, nie. – zerknął na ułamek sekundy na Harrego – Jest w
Mediolanie, na zakupach.
Zrobiłam smutną minę i rozejrzałam się wokół.
-Szkoda… Stęskniłam się za nią.
Louis tylko uśmiechnął się pokrzepiająco, a potem poszliśmy
tańczyć wszyscy we trójkę.
***
Byłam już nieźle wstawiona, ale wciąż trzymałam się w
pionie z drinkiem w ręce. Nie wypiłam aż tak dużo, tylko po prostu miałam słabą
głowię i szybko zaczęło mi być wesoło. Zgubiłam gdzieś tą dwójkę debili, ale
zamiast tego spotkałam już Zayna z tą jego narzeczoną, siedzących na jakiejś
kanapie, kulturalnie, jak nieliczni na tej imprezie. Widziałam też fryzjerkę
chłopaków, ale szybko uciekłam jej z pola widzenia. Trochę wstyd byłoby się
pokazać w takim stanie. W końcu weszłam (chyba) do salonu i poczułam mocną woń
dobrze znanych mi męskich perfum. Tutaj już musi być. Rozejrzałam się wokół, aż
w końcu zauważyłam go na kanapie, siedzącego obok seksbomby i obejmując ją
ramieniem. Jednak nie wyglądali wcale jak szczęśliwa para. Ona powoli i ze
znudzeniem piła tajemniczy napój z czerwonego kubka, a on najwidoczniej pisał
smsy. Niezbyt romantyczny widok. Kierując się impulsem i alkoholem w mojej krwi,
z rozbawieniem podeszłam i rzuciłam się na kanapę po drugiej stronie chłopaka.
Oboje jak na zawołanie spojrzeli na mnie zdziwieni. Uśmiechnęłam się słodko do
Nialla, z twarzą blisko jego i zauważyłam, jak jego źrenice się rozszerzają na
mój widok. Przeniosłam wzrok ponad nim na dziewczynę, która siedziała
zdezorientowana.
-Co tam Bertha? – zapytałam, cicho parskając śmiechem i
uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam. Na kilometr można było wyczuć, że
to sztuczny uśmiech. Przynajmniej po alkoholu byłam śmielsza w jej
towarzystwie, bo na trzeźwo pewnie spaliłabym się ze wstydu, zmiażdżona jej
perfekcją. Dziewczyna wciąż patrzyła na mnie bez emocji, chociaż zauważyłam, że
jest zła. Jej powieka lekko drgnęła, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że się z
niej nabijam. Boże, alkohol robi ze mnie taką sukę. Wciąż się nie odzywała, a
sekundy mijały tak długo jak godziny, gdy oboje najprawdopodobniej zastanawiali
się skąd do cholery się tutaj wzięłam. A mnie jakimś cudem to bawiło.
-Opowiedzcie mi o waszym życiu seksualnym. – oparłam
brodę na dłoni i spojrzałam na nich z udawaną fascynacją. Bawiła mnie cała ta
sytuacja. Bawiło mnie to, jak dziewczyna powstrzymuje swoją wściekłość, a Niall
jest delikatnie zdezorientowany i zażenowany obecną chwilą. Miałam to gdzieś,
niech będzie mu głupio. Otwierałam już usta, żeby ponowić swoją prośbę, bo Berthę
najwyraźniej zatkało, ale zamiast tego odezwał się blondyn.
-Chodź, pogadamy.
Zanim zdążyłam zaprotestować, chłopak już ścisnął mój
nadgarstek i poderwał do góry, wylewając przy tym część mojego drinka.
Skrzywiłam się, ale bardziej z bólu niż ze straty.
Co za cham.
Ciągnął mnie zawzięcie przez tłum tak, że ledwo nadążałam
za nim w szpilkach. W końcu zatrzymał się w kuchni, gdzie było niewiele osób i
stanął twarzą do mnie, a ja od razu wyrwałam rękę z jego uścisku.
-Co tu robisz? – spytał, po czym przejechał wzrokiem po
mnie i automatycznie jego wyraz twarzy nieco złagodniał.
-No jak to co? – zachichotałam, patrząc na niego. Boże,
było mu tak do twarzy w czarnej koszuli, która idealnie kontrastowała z jego
blond włosami i oczami w kolorze oceanu. – Masz urodziny, kochanie. Nie mogłam
tego przegapić. Wszystkiego najlepszego!
Uniosłam lekko szklankę z drinkiem, jakby wznosząc toast,
po czym przysunęłam ją do ust, ale zanim zdążyłam się napić, Niall wyrwał mi
naczynie z dłoni i postawił na blacie obok nas.
-Wystarczy na dzisiaj.
Wysunęłam dolną wargę do przodu robiąc przy tym minę
szczeniaczka, która najwyraźniej nie podziałała na blondyna. Wciąż patrzył na
mnie wkurzony.
-Nie jesteś bad boy’em Niall. – przechyliłam głowę na bok
i spojrzałam na niego z uśmiechem, powodując, że rozwścieczyłam go jeszcze
bardziej.
-Daruj sobie, Close. – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Jesteś taki słodki, kiedy się złościsz. – zamruczałam i
przejechałam dłońmi po jego klatce piersiowej. Wyczułam, że jego ciało zadrżało
pod wpływem mojego dotyku i uśmiechnęłam się do siebie z satysfakcją. Minęła
chwila ciszy i zauważyłam, że chłopak intensywnie się nad czymś zastanawiał.
-Wiesz co, może jednak się napij? – zwrócił mi drinka – Serio musimy pogadać.
Powinnam zapytać po co mam pić, żeby z nim rozmawiać, ale jakoś mi się nie
chciało. Może chce mnie zgwałcić? Sprytne, nie powiem. Jestem ciekawa co
takiego niby zamierza mi powiedzieć. „Zdradzałem cię przez cały nasz związek”,
albo „Bertha jest lepsza w łóżku niż ty”.
Nie, Chloe. Nie
myśl o niej.
Wzruszyłam ramionami i dopiłam drinka, czując jak
zakręciło mi się od niego w głowie, a chłopak pociągnął mnie za rękę w
nieznanym kierunku.
I wtedy zorientowałam się po co chciał, żebym dopiła drinka.
I wtedy zorientowałam się po co chciał, żebym dopiła drinka.
Chciał, żebym nie
pamiętała tej rozmowy.
Niall
Wszedłem do sypialni, która jako jedyna była pusta.
Zamknąłem drzwi i poprowadziłem dziewczynę na łóżko, żeby usiadła, bo coś
czułem, że zaraz i tak się przewróci. Usiadłem obok i spojrzałem na nią. Nie
wiedziałem skąd się tu wzięła. Wpisałem jej nazwisko na listę na wszelki wypadek, ale nie
sądziłem, że przyjdzie. Wyglądała teraz tak niewinnie, zupełnie nie wiedząc o
co chodzi. Pomimo tego, że nieźle mnie wkurzyła. Rozejrzała się lokalizując
miejsce i jej wzrok spoczął na łóżku. Wiedziałem o czym myśli. Przygryzłem
dolną wargę i już miałem się odezwać, ale Chloe mnie uprzedziła.
-Spałeś z nią tutaj? – usłyszałem jej cichy głos,
przepełniony bólem, który za wszelką cenę próbowała ukryć. Otworzyłem szeroko
oczy i spojrzałem na nią.
O boże, nawet nie chciałem myśleć co teraz działo się w jej
głowie.
-Nie. Żadna dziewczyna tutaj nie spała… Czekam na
właściwą osobę. – odpowiedziałem równie cicho i spojrzałem na nią znacząco. Wiedziała,
że miałem na myśli ją, ale nie skomentowała tego więcej., tylko spuściła wzrok.
-Dobra, o czym chciałeś rozmawiać? – spojrzała na mnie i
czknęła, na co ja od razu się uśmiechnąłem, a ona otworzyła szeroko oczy i
zasłoniła dłonią usta. Jej policzki już nabierały koloru pomidorów, co jeszcze
bardziej mnie rozbawiło. – Przepraszam. – bąknęła jeszcze i popatrzyła na mnie.
-Spoko.
Zapadła cisza. Wiedziałem, że muszę się odezwać i to
szybko, póki jeszcze kontaktuje. Tylko problem w tym, że kompletnie nie
wiedziałem, jak mam zacząć.
-Chloe, słuchaj… - schowałem swoje wielkie ego do
kieszeni i spojrzałem dziewczynie w oczy. Cholera, nie wiem co ja jej powiem –
Przepraszam cię za moje zachowanie.
Brunetka zmarszczyła czoło i spojrzała na mnie
zdezorientowana.
-Za to, że jestem takim bezuczuciowym chujem. -
uśmiechnąłem się lekko, a dziewczyna zrozumiała aluzję i również uniosła kącik
ust do góry. Przypomniałem sobie sytuację, kiedy pierwszy raz tak mnie nazwała
i wrzeszczała, a potem wyszła z domu trzaskając drzwiami. To było tak dawno, a
mam wrażenie, jakby to było wczoraj. Zachowywaliśmy się wtedy jak dzieci. Chociaż
teraz również nie świecimy dla nikogo przykładem.
-I przepraszam, że cię ranię. Nie chcę tego robić Chloe.
Ja po prostu boję się, że znowu będziesz musiała przechodzić przez to, przez co
musiałaś przejść będąc ze mną. Nie chcę, żebyś cierpiała, albo czuła się
zobowiązana, żeby nie wyjeżdżać przeze mnie, dlatego też chciałem, żebyś tego nie pamiętała. Nie chcę niczego na tobie wymuszać. I dlatego trochę cię odpychałem od
siebie. Strasznie się zmieniłem odkąd wyjechałaś. Zrobiłem się okropnie
nerwowy, bo nie mogłem tego wytrzymać. Jedyna osoba, którą naprawdę pokochałem
mnie zostawiła, i to z mojej winy. Wyżywałem się na wszystkich, wróciłem do
starych nawyków. To okropne, wiem. Ale nie było nikogo, kto mógłby mi pokazać
właściwą ścieżkę. Trochę się zagubiłem. Chciałem cię szukać, bo przecież bym
cię znalazł, ale stwierdziłem, że zasługujesz na trochę spokoju. A potem
przyjechałaś i po prostu… - ukryłem twarz w dłoniach, opierając się łokciami o
własne kolana. Targało mną tyle emocji – Nie wiem, myślałem, że jestem w stanie
cię ignorować, ale nie potrafię. Za każdym razem, kiedy widziałem twój niewinny
wyraz twarzy, nie potrafiłem ci zrobić krzywdy, chociaż parę razy zrobiłem,
mówiąc te wszystkie rzeczy, które są w ogóle niezgodne z prawdą i omal nie
doprowadziłem cię tym do śmierci. - westchnąłem - Myślałem, że pokazując ci, że mam dziewczynę,
jakoś sobie pomogę, ale było jeszcze gorzej. Widziałem, że cię to zabija, jesteś zazdronsa, a mi również to nie dodało otuchy, bo Bertha właściwie nawet nie jest moją laską, to tylko koleżanka. – znów
spojrzałem na nią z bólem w oczach, czułem jak głos mi się łamie – Wiesz, jakie
to trudne, kiedy jestem tuż obok i wiem, że już nie mogę cię dotknąć? Wiesz,
jakie to trudne, siedzieć obok i nie móc cię pocałować? Nie mogę tego znieść,
Chloe. Przez dwa lata nie wiedziałem kompletnie co się z tobą dzieje, a teraz
mam cię na wyciągnięcie ręki, a i tak nie mogę cię mieć. Ja cię kocham, Chloe.
– przełknąłem ślinę, widząc, że dziewczynie błyszczą oczy od łez – Nigdy nie
przestałem cię kochać i nigdy nie przestanę. Nieważne jak bardzo próbowałem o
tobie zapomnieć, pocieszając się innymi dziewczynami. Żadna z nich nie zastąpiła
mi ciebie i żadna z nich nie była choć trochę tak wyjątkowa jak ty. Nie chcę
nikogo innego, Chloe. Chcę tylko ciebie i nie obchodzi mnie, że studiujesz na
drugim końcu świata. Jestem w stanie przyjeżdżać do ciebie w każdy weekend.
Jestem w stanie rzucić wszystko i jechać za tobą do tej pieprzonej Ameryki.
Jestem w stanie… Nie płacz. – przerwałem, widząc, jak słona substancja spływa
po jej policzkach, a dziewczyna wpatruje się we mnie jak w obrazek. Bez słowa
wziąłem ją w ramiona, a ona wybuchła jeszcze bardziej, wtulając się w mój tors.
- Przepraszam. – wymamrotała – Przepraszam, że cię
zostawiłam. Miałeś wtedy rację, u Emmy. Jestem egoistką, zachowałam się
okropnie i nigdy nie powinnam cię tak potraktować. – załkała i pociągnęła
nosem, wciąż wtulając się w moją koszulę – To wcale nie była twoja wina. Wiele
zawdzięczacie fanom i ja wcześniej tego rozumiałam. Trochę się pogubiłam i
bałam się, że Tamara wróci. Ja, nie wiedziałam co mam robić… Przepraszam.
-Shh, już dobrze… - wyszeptałem i pocałowałem ją w czubek
głowy, szczelnie zamykając w swoich ramionach. Nie wiem ile czasu minęło zanim
się uspokoiła, ale w końcu całkiem ucichła. Spojrzałem na nią i zauważyłem, że
zwyczajnie zasnęła, więc delikatnie wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku,
przykrywając ją kołdrą. Trochę się jeszcze przebudziła i spojrzała na mnie z
przymrużonymi oczami.
-Mówiłem, że czekam na właściwą osobę, która będzie spała
w moim łóżku. – uśmiechnąłem się lekko i zgasiłem lampkę, ale przysunąłem się
jeszcze bliżej niej, zniżając głos do szeptu. Boże, tak bardzo chciałem ją
pocałować – Gdybyś jakimś cudem pamiętała.. Wiesz gdzie mnie znaleźć.
Chloe
Przebudziłam się, przytulając do siebie miękką kołdrę i
zaciągając się charakterystycznym zapachem męskich perfum. Otworzyłam powoli
oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam w sypialni, której nie
kojarzyłam, ale po zapachu wywnioskowałam, że to sypialnia Nialla. Otworzyłam
szeroko oczy i gwałtownie odwróciłam się na bok, ale ku mojej uldze byłam na
łóżku sama. Nie było żadnego wgięcia na poduszce obok ani na materacu, więc
najwidoczniej spałam tutaj tylko ja. I tym razem nie byłam w samej bieliźnie,
tylko wciąż w czarnej sukience. Spojrzałam na półkę nocną i uśmiechnęłam się do
szklanki wody, którą sekundę potem wzięłam do ręki i napiłam się. Zauważyłam
też tabletkę, więc połknęłam ją i wypiłam wodę do końca, po czym odstawiłam
pustą szklankę na szafkę. Podniosłam się do pozycji siedzącej, ignorując ból
głowy i rozejrzałam się wokół. W głowie błysnął mi moment kiedy usiadłam tutaj
z Niallem w nocy i zapytałam, czy spał tutaj z Berthą. Zmarszczyłam czoło i
złapałam się za głowę, próbując przypomnieć sobie coś więcej. Wiedziałam, że o
czymś rozmawialiśmy. O dziwo mój mózg chciał współpracować i co chwilę
przypominałam sobie pojedyncze zdania wyrwane z kontekstu. Wstałam z łóżka i na
bosaka zaczęłam krążyć po pokoju, próbując przypomnieć sobie coś, co chociaż
miałoby sens. W końcu pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam do ubikacji.
Ugh, nienawidzę
mieć kaca.
Podeszłam do umywalki i przepłukałam usta wodą, a potem
otworzyłam szafkę nad nią i wyciągnęłam z niej szczoteczkę do zębów.
Chyba się nie obrazi, jak sobie pożyczę.
Po umyciu zębów wróciłam do sypialni i znów usiadłam na
łóżku, wytężając umysł. Dobre pół godziny zajęło mi zebranie wszystkiego w
całość i ułożenie sensownej historii.
„Gdybyś jakimś
cudem pamiętała.. Wiesz gdzie mnie znaleźć.”
Zerwałam się z łóżka i wzięłam do ręki swój telefon.
6:15. Za 45 minut muszę być na lotnisku. Nie przejmując się tym, że jestem
boso, wybiegłam z pokoju.
-Niall?! – krzyknęłam, ale odpowiedziała mi kompletna
cisza.
Skąd niby miałam wiedzieć, gdzie go znaleźć?
Zaczęłam krążyć po mieszkaniu, wchodząc do każdego pokoju
i wołając chłopaka. Przeraziłam się, widząc syf, jaki panował w salonie.
Powodzenia ze sprzątaniem.
Poruszałam się po mieszkaniu szybko, ale ostrożnie, żeby
nie nadepnąć stopami na szkło, które było dosłownie wszędzie. Chłopaka jednak nie było nigdzie. Mam 30 minut. Serce
zaczęło mi szybciej bić, gdy wróciłam do sypialni kompletnie nie wiedząc co mam
robić. I nagle mnie oświeciło. Dach! Jak mogłam być taka głupia? Wybiegłam na
balkon i wychyliłam się, próbując zajrzeć na górę, ale nic nie widziałam. Wydostałam
się szybko z mieszkania i rozejrzałam się wokół. Ta kobieta. 14+. Musiała
jechać na dach. Podbiegłam do windy i nacisnęłam przycisk, ale drzwi się nie
otworzyły. Nacisnęłam jeszcze raz, ale znowu nic. Zaczęłam naciskać przycisk 10
razy na sekundę, aż w końcu się wkurzyłam i wybrałam schody. Wbiegłam po nich
na górę, a potem pchnęłam mocno drzwi i uderzył we mnie powiew chłodnego
powietrza. Zadrżałam z zimna. W końcu byłam tylko w krótkiej sukience, nawet bez
butów. Na zewnątrz padał deszcz, ale miałam to gdzieś, zresztą to normalne w
Londynie. Wyszłam na betonowy dach i rozejrzałam się wokół. Przestrzeń była
ogromna i jak się okazało, mieszkańcy zrobili sobie tutaj ogródek. Wszędzie
były jakieś drzewka, krzewy, kwiatki i inne rośliny. Było pięknie, naprawdę.
Zauważyłam niewielką altankę i uśmiechnęłam się na sam ten widok. Panowała
tutaj tak romantyczna atmosfera, że miałam ochotę skakać i tańczyć, krzycząc,
że kocham cały świat. Odwróciłam wzrok i ruszyłam w głąb dachu, aż w końcu go
zobaczyłam. Stał przy samej krawędzi, tyłem do mnie i patrzył na horyzont przed
sobą. Ruszyłam w jego stronę, pocierając ramiona rękami z zimna. Chyba wyczuł
czyjąś obecność, bo nagle odwrócił się powoli i spojrzał prosto na mnie. Stałam
jakieś 5 metrów od niego i w momencie kiedy na mnie popatrzył, zatrzymałam się
w miejscu. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Zamrugałam parę razy oczami,
próbując wyostrzyć sobie obraz, bo deszcz trochę zasłaniał mi widok.
-Chloe. – wydusił z siebie, jakby kompletnie nie
spodziewał się mojej obecności.
A przecież musiał wziąć to pod uwagę.
-Pamiętam. – powiedziałam cicho.
Spojrzał na mnie jeszcze bardziej zdziwiony, a ja bez
słowa podbiegłam do niego i wtuliłam się mocno w jego klatkę piersiową tak, że
z zaskoczenia zachwiał się, ale objął mnie swoimi ramionami i zamknął w
szczelnym uścisku, jakby bał się, że zaraz zniknę. Tak bardzo za tym tęskniłam.
Poczułam ulgę, jakby z mojego serca spadł kamień, który siedział tam dwa lata.
Czułam się szczęśliwa. W końcu naprawdę byłam szczęśliwa.
-Jak to się stało, że wiedziałaś gdzie mnie znaleźć? –
odsunął mnie delikatnie od siebie i spojrzał w oczy. Zauważyłam w jego
tęczówkach dawny blask, co spowodowało, że szczerze uśmiechnęłam się do niego.
-Harley Street 38. Pamiętam, jak śpiewałeś mi Little
Things na tamtym dachu.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i przytulił mnie z powrotem
do siebie. Westchnął.
-Kiedy musisz jechać?
-Za jakieś 15 minut muszę być na lotnisku.
Jego wzrok posmutniał, a mnie ścisnęło serce. Nienawidziłam
pożegnań. Ale muszę wrócić, nie chcę zmarnować dwóch lat studiów. Poza tym
ludzie chodzą ze sobą na odległość i dają sobie radę, więc my chyba też możemy,
nie? Nieważne jak bardzo chciałam zostać w Londynie.
-Nie dam rady jechać z tobą na lotnisko Close,
przepraszam. Mamy próbę. – spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-To nic, nie przejmuj się.
-Przyjadę do ciebie do Los Angeles. – uśmiechnął się i
przyjrzał się mi dokładnie, jakby starał się zapamiętać mój wygląd. Cała się
trzęsłam z zimna i do tego byłam już cała przemoczona. Mokre włosy i sukienka
przykleiły mi się do skóry. Dopiero teraz zauważył jak moje ciało drży i
ściągnął swoją i tak już mokrą bluzę, po czym założył ją na moje ramiona. –
Trzymaj.
Uśmiechnęłam się, opatulając się szczelniej bluzą,
przesiąkniętą jego zapachem. Zerknęłam na jego klatkę piersiową, gdzie spod przemoczonej koszulki idealne było widać jego mięśnie brzucha. Na sam ten widok zakręciło mi się w głowie. Przełknęłam ślinę i z trudem podniosłam wzrok.
-Czemu zawsze musi padać, kiedy się żegnamy? – zapytałam,
patrząc mu w oczy. Serce wciąż biło mi jak oszalałe, a ja czułam się jak w
jakimś filmie. Tak bardzo nie chciałam go zostawiać.
-Nawet Matka Natura nie chce, żebyśmy się rozstawali. –
odparł z uśmiechem i delikatnie założył mi mokry kosmyk włosów za ucho.
-A ja niestety muszę już iść. Chociaż nie chcę. –
powiedziałam niechętnie i spojrzałam ze łzami w oczach na niego, a on tylko
przejechał dłonią po moim policzku, przyglądając się dokładnie mojej twarzy. –
Wrócę. Obiecuję.
-Zadzwoń jak dotrzesz na miejsce. – spojrzał mi głęboko w
oczy i trwaliśmy tak, tylko na siebie patrząc przez kilka minut, aż w końcu się
ogarnęłam. Wzięłam głęboki oddech.
-To pa. – szepnęłam, a on znów się uśmiechnął.
-Pa.
Ponownie na niego spojrzałam i uśmiechnęłam się, po czym
odwróciłam się z zamiarem odejścia. Zanim jednak zdążyłam zrobić choć jeden
krok, chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę, gwałtownie złączając
nasze usta w jedność. Przez ułamek sekundy nie wiedziałam co się dzieje, a
później odwzajemniłam mocno pocałunek, kładąc dłonie na jego policzkach. Czułam
się tak, jakbyśmy się całowali po raz pierwszy. Objął mnie w pasie i
przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Był taki delikatny, a jednocześnie
wyczuwałam, jak bardzo za tym tęsknił. Ja tak samo. Motylki w moim brzuchu
szalały, a ja czułam się tak, jakbym unosiła się nad ziemią.
Właśnie się całowaliśmy.
Pierwszy raz od dwóch lat.
W deszczu.
To wydawało się dla mnie tak nierealne, jak spełnienie
najskrytszych marzeń. Wypełniał pustkę w moim sercu. W końcu jednak oderwaliśmy
się od siebie i ciężko oddychając, spojrzałam mu w oczy.
-Kocham cię. – szepnęłam, nie mogąc złapać tchu.
-Ja ciebie też. I nigdy nie przestanę.
Niespodzianka?
No i mniej więcej się wyjaśniło.
Myślałam, że nigdy nie skończę tego rozdziału. Jak widzicie, dla odmiany długi, nie?
Wyszedł mi najdłuższy w całej historii mojej twórczości.
TAK SIĘ JARAM.
Prawdę mówiąc, wszystkie wcześniejsze napisałam naprzód, a z tym męczyłam się pół miesiąca i serio myślałam, że się w końcu wkurzę i rzucę to wszystko w cholerę.
Ale malutkimi kroczkami wreszcie go skończyłam, uff.
No, więc skończyły mi się zapasy i teraz trochę dłużej musicie poczekać na następny rozdział.
Wybaczcie.
Nie wiem co się dzieje, ale tyle ludzi z Kenii wchodzi na mojego bloga,
że to powoli zaczyna mnie przerażać haha :D
Ale i tak was wszystkich kocham! ♥