-Już jesteś? – spytałam szeptem i wbiłam się jeszcze
bardziej w fotel, żeby wykładowca nie zauważył, że korzystam z telefonu.
-Tak, czekam na zewnątrz. Lepiej się pospiesz,
księżniczko. Nie będę czekać na ciebie całe życie.
Zachichotałam cicho i spojrzałam na prawo, gdzie pewien
student wpatrywał się we mnie wzburzoną miną, mówiącą „paragraf jakiś tam
artykułu jakiegoś tam mówi, iż nie wolno używać telefonów komórkowych na sali
wykładowej”. Posłałam kolesiowi tak samo chamskie spojrzenie, jak on mi i znów
skupiłam się na rozmowie z chłopakiem.
-Ok, będę tam za jakieś 3 minuty. – powiedziałam szeptem
i nie dając mu odpowiedzieć, zakończyłam połączenie.
-Szczęśliwy? – zapytałam chłopaka siedzącego obok mnie, a
on tylko zamrugał parę razy oczami i unosząc dumnie brodę, z powrotem skupił
się na wykładzie. Nie minęła nawet minuta, a wykład się skończył i wszyscy
studenci leniwym krokiem skierowali się do wyjścia. Zgarnęłam swoje zeszyty do
rąk i nawet nie trudząc się, żeby spakować je do torby, wybiegłam z sali, zręcznie
manewrując pomiędzy studentami. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, co zresztą było
typowe. Prawie każdy był zajęty rozmową na temat dzisiejszego melanżu. Tak było codziennie, dlatego połowa studentów
na wykładzie była na haju i szczerze mówiąc, było to nawet zabawne. Czasami
zdarzały się sytuacje, że ktoś wbiegł nagle na salę w stroju supermana i
zaczynał coś wrzeszczeć, biegając w kółko, albo studenci nagle zaczynali rzucać
jajkami w wykładowcę. Wybiegłam z budynku i widząc znajomy samochód,
uśmiechnęłam się szeroko. Sekundę później wpadłam prosto w ramiona chłopaka i
zaśmiałam się.
-Punktualnie. – ostentacyjnie spojrzał na swój zegarek, a
potem przeniósł wzrok na mnie.
Zrobiłam minę divy i strzepnęłam niewidzialny kurz z
ramion, a potem się zaśmiałam.
-To co dzisiaj robimy? – spojrzałam na Matta, a on oparł
się o maskę swojego samochodu i splótł ręce na wysokości klatki piersiowej.
-Jedziemy do mnie na obiad. Mój dyżur.
Uśmiechnęłam się. No tak, ostatnio stwierdziliśmy, że
będziemy na zmianę gotować obiady, żeby było oszczędniej. Tak więc około dwa
razy w tygodniu Matt był u mnie i dwa razy ja byłam u niego, czasem z Alice,
jeśli miała czas, bo zazwyczaj żyła swoim życiem i nie martwiła się o tak
banalne sprawy, jak jedzenie. Poza tym, Alice próbowała go poderwać, a on za
każdym razem ją spławiał, więc się obraziła. Trochę było to dziwne, w
szczególności, że moja współlokatorka miała naprawdę ogromne branie wśród płci
męskiej. Ale nieważne, może to nie jego typ. W ogóle w ostatnim czasie
spędzałam prawie każdy dzień z Mattem. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy i
przynajmniej na chwilę mogłam zapomnieć o mojej bolesnej tęsknocie za
ukochanym. Niallowi niewiele o nim mówiłam. W sumie wie tylko, że ktoś taki
istnieje i czasem się widujemy. Nie widziałam potrzeby zawracania mu głowy moją
przyjaźnią z Mattem, szczególnie, że Niall wcale nie wyglądał, jakby był o
niego zazdrosny. Więc jeśli chodzi o to, to jestem spokojna.
Wsiadłam do samochodu od strony pasażera i po chwili
odjechaliśmy spod uniwersytetu. Matt miał zwyczajny samochód, bo chłopak nie
był jakoś specjalnie bogaty. Zwykły, przystojny i miły chłopak. Nawet nie był w
typie Alice, więc nie wiem dlaczego go podrywała. Ona raczej gustowała w
czarnych charakterach, a Matt zdecydowanie do nich nie należał. Dojechaliśmy
dość szybko, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Chłopak zrobił na obiad zwykłe
spaghetti, bo nie był jakimś wyrafinowanym kucharzem, ale doceniałam jego
starania. Poza tym, to tylko obiad, a nie romantyczna kolacja przy świecach.
Rzuciłam torbę na kanapę i poszłam za nim do kuchni. Matt też miał tylko jeden
pokój w mieszkaniu, ale on mieszkał sam, więc przynajmniej mieliśmy spokój.
Pomogłam mu nałożyć makaron na talerze i usiedliśmy przy stole w kuchni.
-Więc, kiedy ten twój chłopak przyjedzie? – zapytał Matt,
nawijając trochę makaronu na widelec, po czym wsadził sobie do buzi.
-Skąd to pytanie? – spojrzałam na niego zdziwiona i
zmarszczyłam brwi. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
-Nie wiem, tak pytam. – zawahał się przez chwilę - Bo w
sumie już miesiąc temu mówiłaś, że niedługo przyjedzie i jakoś go nie ma. Może
nie jest tobie tak wierny jak myślisz. – odparł beznamiętnym tonem, bawiąc się
widelcem makaronem.
Patrzyłam na niego przez chwilę w milczeniu, kompletnie
niedowierzając w to co powiedział, po czym z hukiem rzuciłam swój widelec na
talerz i wstałam.
-Co ty..? Chloe, nie to miałem na myśli… - zaczął, ale
zignorowałam go i ruszyłam w stronę kanapy, na której leżała moja torba. Wzięłam
ja do ręki i odwróciłam się, ale niemal od razu przestraszona się cofnęłam,
unikając zderzenia z chłopakiem. Jak on tak szybko znalazł się tak blisko?!
-Chloe przepraszam. Nie wiem co mnie napadło. – spojrzał
na mnie ze skruchą w oczach i złapał mnie za rękę. Pierwszym moim odruchem było
wyrwanie ręki, ale Matt ścisnął ją mocniej. Spojrzałam najpierw na swoją rękę,
a potem na niego i zmarszczyłam brwi.
-Co ty wyprawiasz?
-Nie idź. Proszę. – rozluźnił uścisk i spojrzał na mnie z
troską – Po prostu się martwię, nie chcę żebyś przez niego cierpiała.
Zacisnęłam szczękę.
A może on ma rację? Może Niall faktycznie ma kogoś w
Londynie, może nawet Berthę i to dlatego było mu obojętne, że widuję się z
innymi chłopakami…
Nie, przestań.
Niall nie zrobiłby mi czegoś takiego.
Nigdy by tego nie zrobił.
Nie ma nawet takiej opcji.
-Nie masz pojęcia przez co przeszłam. Nie masz pojęcia
przez co przechodzę teraz, kiedy nawet nie mogę mieć go przy sobie. A ty
jeszcze mówisz takie rzeczy? Jak możesz? – spojrzałam na niego z wyrzutem,
czując jak łzy napływają mi do oczu.
-Przepraszam. Naprawdę. Nie wiem dlaczego to
powiedziałem. – znów się przybliżył i widząc, że nie protestuję, przytulił mnie
do siebie. Zrezygnowałam z chęci odepchnięcia go od siebie i pozwoliłam sobie
na jego bliskość.
Matt od razu skierował się w stronę parkingu, ale
położyłam mu dłoń na ramieniu, tym samym zatrzymując go w miejscu.
-Chodź, przejdziemy się. Przecież to niedaleko. –
powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Potrzebowałam świeżego powietrza. I
musiałam spalić kalorie. Pomimo tego, że robiło się już ciemno, na zewnątrz i
tak było ciepło. I to jest jeden z nielicznych powodów, dla którego lubię Los
Angeles. W końcu chłopak się zgodził i ruszyliśmy chodnikiem w stronę mojego
domu. Wybaczyłam mu to co powiedział w sprawie Nialla, bo naprawdę się tym
przejął i widać było, że żałuje tego co zrobił. Stwierdziłam, że jestem w stanie
przymknąć na to oko, szczególnie że to pierwsze takie jego zagranie. Szliśmy w
ciszy, co jakiś czas gadając o jakiś pierdołach, aż nagle dosłownie znikąd
pojawiło się trzech, napakowanych mężczyzn w dresach (że też im nie za gorąco w
tych workach) i zablokowali nam drogę.
-Ee, sory? – zapytał Matt, patrząc na nich jak na debili,
ale kolesie nawet nie drgnęli, tylko wciąż patrzyli na niego z góry.
-Kasa i telefon. – usłyszałam jakiś gruby głos, ale
najwidoczniej Matt nie zamierzał im niczego dawać, bo parsknął śmiechem.
-Chyba sobie żartujesz koleś. – zaśmiał się prosto w jego
twarz, co zdecydowanie rozzłościło napakowanego mężczyznę. Wow, że on w ogóle
ma odwagę stawiać się takim typom. Przyglądałam się całej sytuacji w ciszy, bo
jak na razie nie było niebezpiecznie, a ci dresiarze nawet na mnie nie
spojrzeli. No i wszystko się zmieniło z chwilą, gdy koleś przywalił Mattowi z
pięści w twarz. Otworzyłam szeroko oczy, nie wiedząc co robić. Zaczęli się
nawzajem okładać pięściami, a ja rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu
kogokolwiek, ale na ulicy było zupełnie pusto. Wiem, że powinnam mu pomóc, nie
wiem, rzucić się na kolesia, bić ich torebką, cokolwiek. Ale tego nie zrobiłam,
bo po prostu się bałam, że coś mi zrobią. Matt już jednego znokautował i ten
leżał na ziemi, więc pozostało mu tylko dwóch. Nie jest tak źle. Wyciągnęłam
telefon z zamiarem zadzwonienia na policję i wróciłam wzrokiem na nich dokładnie
w tym momencie, w którym w świetle
latarni zabłyszczało coś srebrnego. Doskonale wiedziałam co to jest. Chciałam
krzyknąć coś do Matta, żeby go ostrzec, ale kompletnie mnie sparaliżowało.
Cofnęłam się, a potem jeszcze raz, jakby próbując uciec od wspomnień, od
potwornego bólu, od Tamary. Wciąż się cofałam, a mężczyzna zbliżył nóż do
klatki piersiowej mojego przyjaciela. Wpadłam plecami na siatkę i zjechałam po
niej w dół z taką siłą, że nie zauważyłam nawet wystającego pręta, który
chamsko rozciął mi koszulkę i skórę z boku. Wciąż trzymając telefon przy uchu,
chyba zaczęłam krzyczeć. Tak mi się wydawało, właściwie nie wiedziałam
kompletnie co się działo, byłam ogłuszona. Bynajmniej nie krzyczałam z bólu,
wręcz przeciwnie. W ogóle nie zwracałam na niego uwagi. Krzyczałam z
przerażenia. I dzięki temu mężczyzna tylko drasnął Matta nożem w brzuch i cała
pozostała dwójka spojrzała na mnie zaskoczona, jakby dopiero zauważyli moją
obecność.
-Dzwoni po gliny! – krzyknął ten leżący na ziemi do
reszty i dresiarze szybko pozbierali się, po czym uciekli w głąb ulicy.
Przeniosłam wzrok na Matta, który stał zgięty w pół i trzymał się mocno za
brzuch. Czyli musiał go porządnie drasnąć. Wstałam z ziemi, czując ból z boku i
sięgnęłam tam ręką, która zaraz była cała czerwona od krwi. Skrzywiłam się i
zignorowałam to, idąc w stronę chłopaka.
-Chodź, jesteśmy niedaleko od mojego domu. – powiedziałam
i jakoś go utrzymując ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Super, Alice się
ucieszy. Matt co chwilę coś przeklinał na dresiarzy, a ja potakiwałam mu, ale w
rzeczywistości w ogóle go nie słuchałam. Parę minut potem jakoś dowlekliśmy się
do mojego mieszkania, które oczywiście było zamknięte. To może nawet lepiej, że
Alice nie ma w domu. Otworzyłam drzwi i zaprowadziłam go na moje łóżko, po czym
poszłam po apteczkę do łazienki. Starałam się nie przejmować moją raną,
zdecydowanie gorzej wyglądała ta jego. Kucnęłam przed nim i wyciągnęłam wodę
utlenioną. Cała się trzęsłam.
-Chloe, co ci się stało? – spojrzał na mój bok, ale ja to
zignorowałam.
-Musisz ściągnąć koszulkę.
-Powiedz co ci się sta…
-Ściągaj tą cholerną koszulkę! – krzyknęłam, a chłopak
spojrzał na mnie zaskoczony i powolnym ruchem wykonał moje polecenie. Przed
oczami ukazało mi się dość głębokie, ale nieszkodliwe nacięcie na brzuchu.
Trzęsącymi się dłońmi odkręciłam buteleczkę z wodą utlenioną i nalewając trochę
na chusteczkę, zaczęłam delikatnie dotykać nią rany. Widziałam, że Matt gapi
się na mnie w osłupieniu, nie wiedząc dlaczego tak wybuchłam, ale nie miałam
ochoty opowiadać mu teraz o mojej ranie w płucach, przerażającej psychofance i
całym tym koszmarze, przez który przeszłam. Przyłożyłam gazę do rany i zaczęłam
owijać go bandażem żeby zatamować krwotok. Na koniec zapięłam bandaż żeby się
trzymał i wstałam, bez słowa kierując się do łazienki. Coś do mnie mówił, ale
kompletnie go nie słuchałam, tylko zamknęłam się na klucz i ściągnęłam
koszulkę. Spojrzałam w lustrze na przecięcie z boku, podobne do tego, które
miał Matt, ale trochę mniejsze. Opatrzyłam sobie ranę i przykleiłam jakąś gazę,
po czym usłyszałam pukanie do drzwi. Pewnie Alice znowu nie zabrała klucza.
Westchnęłam i w samym sportowym staniku wyszłam z łazienki i podeszłam do
drzwi. Zerknęłam jeszcze kątem oka na Matta, który wciąż siedział w tej samej
pozycji i patrzył na mnie zdezorientowany. Otworzyłam zamaszyście drzwi.
-Mogłabyś nauczyć się zabierać ze sobą ten cholerny… -
urwałam, widząc kto stoi w drzwiach. Otworzyłam szeroko oczy i wpatrywałam się
w uśmiechniętego chłopaka z niedowierzaniem. Moje serce gwałtownie
przyspieszyło swoją pracę, a ja zamrugałam parę razy, nie będąc pewna czy to
sen, czy rzeczywistość.
-O boże, Niall. – szepnęłam i zakryłam usta dłońmi, a
sekundę później rzuciłam się na niego, wtulając się mocno w jego klatkę
piersiową. Zaciągnęłam się dobrze znanym mi zapachem i poczułam rodzące się do
życia motylki w brzuchu. Zapomniałam o wszystkim, o ranie, o Macie, który
siedział na moim łóżku. O wszystkim. Liczył się tylko on. Niall przytulił mnie
mocno do siebie i wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi.
-Tak strasznie tęskniłem. – wyszeptał mi do ucha,
powodując na mojej skórze ciarki.
-Ja też – odszepnęłam i odsunęłam się lekko, kładąc
dłonie na jego policzkach. Chłopak bez wahania mnie pocałował z taką pasją, że
pewnie przewróciłabym się, gdyby mnie nie trzymał. Ogarnęła mnie fala gorąca.
Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Przyciągnęłam go bliżej siebie i
pogłębiłam pocałunek, wsuwając język do jego ust. Nie wierzę, że to się dzieje
naprawdę! Dopiero po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie i biorąc urwane
oddechy, spojrzałam chłopakowi w oczy. Te piękne, błękitne oczy, w których znów
tańczyły iskierki radości. Sielanka się skończyła, gdy usłyszeliśmy
chrząknięcie. Oboje spojrzeliśmy w bok dokładnie na Matta, siedzącego bez
koszulki na moim łóżku. O kurwa, kompletnie o tym zapomniałam. Niall dopiero
teraz zauważył jego obecność i spojrzał zdziwiony na niego, a potem na mnie i
przejechał wzrokiem po moim ciele.
-Dlaczego jesteście bez koszulek? – spytał cicho i
spojrzał mi w oczy. Ścisnęło mi żołądek na widok jego spojrzenia. Zniknęły
iskierki radości, a zamiast nich pojawił się niepokój i jakby… rozczarowanie. O nie, nie bądź mną rozczarowany!
Spanikowana spojrzałam na Matta, a potem na Nialla.
-To nie tak jak myślisz…
-Zazwyczaj jak ktoś tak mówi to jest dokładnie tak jak
myślę.
-Posłuchaj… - zaczęłam, kładąc dłonie na jego ramionach –
Matt jest moim przyjacielem. Wracaliśmy do domu i zaatakowali nas jacyś
dresiarze. Dźgnęli go nożem – przełknęłam ślinę – więc musiałam go opatrzeć, i
siebie przy okazji też, dlatego tak wyszło, że…
-Jesteś ranna? – spytał od razu, patrząc na mnie
przestraszony.
-To nic takiego.
Bez słowa dotknął mojego sporadycznego opatrunku na boku,
którego wcześniej nie zauważył, a potem przeniósł wzrok na Matta, który akurat
wstał i podszedł bliżej. Widziałam, jak Niall morduje go wzrokiem, obwiniając
go o wszystko.
-Skoro przebywasz już z moją dziewczyną, to jesteś za nią
odpowiedzialny. To znaczy, że jesteś odpowiedzialny za to, żeby nie stała się
jej krzywda. – powiedział do niego przez zaciśnięte zęby. O ja pierdziele,
wkurzony Niall. Naprawdę nieczęsto miałam okazję widzieć go takiego, więc nie
bardzo wiedziałam co mam robić, ale musiałam interweniować. Złapałam go za
rękę, powodując, że trochę się rozluźnił i spojrzałam na niego.
-To nie jego wina, Niall. Nie zauważyłam wystającego
pręta i sama się skaleczyłam. Poważnie, to nie jego wina.
Chłopak popatrzył na mnie przez chwilę w ciszy, jakby
zastanawiając się czy mi wierzyć.
-To ja chyba już pójdę – odezwał się niepewnie Matt i
uśmiechnął się do mnie, zakładając swoją koszulkę. Nie przytulił mnie na
pożegnanie i może to dobrze. Przynajmniej uniknęliśmy sceny zazdrości ze strony
mojego chłopaka. Pomachałam mu i uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym chłopak
wyszedł, mijając bez słowa Nialla. On zresztą też kompletnie go zignorował.
-Niall… - szepnęłam i przejechałam dłonią po jego
policzku, a on po chwili uśmiechnął się delikatnie i przyciągnął mnie do
siebie. Wszystko wybaczone.
-Ja pierdziele, czemu tutaj nie ma windy?! – usłyszałam
za sobą i gwałtownie odwróciłam się od Nialla, patrząc w stronę drzwi. O
framugę opierała się Emma i dyszała ciężko, zmęczona wychodzeniem na 5 piętro.
-Emma?! – otworzyłam szeroko oczy i pobiegłam do
przyjaciółki, przytulając ją mocno do siebie.
-O boże. To było straszne. Nie przeżyłabym tego, gdybym
nie spotkała na schodach jakiegoś poturbowanego przystojniaczka, którego widok
dodał mi sił. Niestety nawet na mnie nie spojrzał. – westchnęła, udając
rozczarowaną, a ja zaśmiałam się nerwowo. Doskonale wiedziałam, że mówi o
Macie.
-Co tu robisz? – zapytałam, przyciskając ją do siebie i
kołysząc się na boki.
- No jak to co, ten debil mi przecież obiecał, że mnie
weźmie. Myślałam, że nie wytrzymam z nim w samolocie, spał na mnie przez całą
drogę i obślinił mi koszulkę, fuu. – powiedziała na jednym wdechu i spojrzała z
udawaną złością na blondyna, a on tylko się zaśmiał.
-Rozgośćcie się i cieszcie się wolnością póki nie ma
mojej współlokatorki. Chcecie coś do jedzenia, picia? – wzięłam swoja bluzkę z
łazienki i spojrzałam na nich.
-Fajna ta współlokatorka? – zapytał Niall, poruszając
brwiami, a ja w odpowiedzi rzuciłam w niego koszulką. Oczywiście jego reakcją
był śmiech, jak zwykle zresztą.
-Daj mi jakiegoś soku, coś zimnego. – odezwała się Emma i
zamknęła drzwi, a potem poszła do pokoju i walnęła się na łóżko Alice. Poszłam
do kuchni i przyniosłam cały karton z sokiem i szklanki, po czym usiadłam na
swoim łóżku koło Nialla i oparłam głowę na jego ramieniu. Tak bardzo cieszyłam
się jego bliskością. Chłopak objął mnie ramieniem i pocałował w głowę.
-Gdzie macie bagaże? – zapytałam, marszcząc czoło, a Emma
machnęła na mnie ręką i podniosła swoją torebkę.
-Ja mam tutaj.
Coś tu nie gra.
-To twój bagaż? Serio? – spojrzałam na nią z politowaniem
– przecież w Londynie nawet jak szłaś do mnie na noc to brałaś walizkę.
Niall znów się zaśmiał.
-To ty powinnaś się pakować, a nie ona. – wtrącił i
spojrzał na mnie z góry.
-Czemu?
-Bo jedziesz ze mną do hotelu, a Emma zostaje z twoją
współlokatorką. – odparł i uśmiechnął się szeroko, znów całując mnie w czoło.
-Powaliło was? Przecież Alice nic nie wie, nie mogę tak…
-Wie. – powiedziała Emma, przykładając sobie szklankę z
sokiem do policzka – Niall okazał się być na tyle inteligentny, co jest dla
mnie miłym zaskoczeniem, że do niej zadzwonił i bez problemu zgodziła się mną
zająć przez jeden dzień.
Zmarszczyłam czoło.
Ta wariatka cały
czas wiedziała, że przyjadą i nic mi nie powiedziała?
-Chwila. Jak to jeden dzień? – spojrzałam na Nialla
zdezorientowana, a oni wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
Chłopak popatrzył mi prosto w oczy i westchnął.
-Słuchaj, Chloe… Nie dam rady być dłużej. Modest i tak
ledwo się zgodził, żebym w ogóle jechał, a niestety musiałem prosić ich o
zgodę, bo ci idioci muszą kwestionować niemal wszystkie moje decyzje. Jutro
wieczorem musimy wracać. Przepraszam. – powiedział i złapał mnie za rękę. Przygryzłam
wewnętrzną stronę policzka i zaczęłam bawić się jakąś nitką, wystającą z
kołdry.
-Myślałam, że będziecie chociaż na tydzień… Nawet nie
mogę się tobą nacieszyć. – odparłam cicho i podniosłam na niego wzrok. Było mi
smutno, że przyjechali na tak krótko. No bo błagam, mam nadrobić miesiąc
rozłąki w jeden dzień, a potem szykować się na kolejny miesiąc bez niego?
Przecież ja w końcu zwariuję.
-Na waszym miejscu nie traciłabym czasu bo już jest
późno, a może jeszcze zdążycie spędzić ze sobą noc. – wtrąciła Emma i sięgnęła
po jakąś gazetę Alice.
Zarumieniłam się, nie odwracając wzroku od Nialla, a on
uniósł kącik ust do góry. Spojrzałam na przyjaciółkę.
-Na pewno chcesz tutaj zostać z Alice?
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
-On potrzebuje cię bardziej niż ja – kiwnęła głowę w
stronę Nialla – A zapewniam was, że będziemy się świetnie bawić z twoją współlokatorką.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie wątpię.
Otworzył mi drzwi od strony pasażera i posłał mi ten swój
popisowy uśmiech. Zachichotałam cicho i wsiadłam do samochodu, po czym
wrzuciłam torebkę na tylne siedzenie. Nie mogłam uwierzyć, że Niall tu jest.
Wciąż czułam się, jakby to był sen, bardzo realistyczny, z którego zaraz się
obudzę i cały czar pryśnie. Chłopak usiadł na miejscu obok, więc sięgnęłam po
pasy, ale zanim zdążyłam je zapiąć, Niall już przycisnął swoje usta do moich.
Zaskoczona puściłam pas i dopiero po chwili odwzajemniłam pocałunek. Zaczął
napierać na mnie coraz bardziej, wsuwając język do moich ust, a ja uśmiechnęłam
się między pocałunkami. Odsunęłam się lekko, ale nie dawał za wygraną.
-Poczekaj…. Aż…… Dojedziemy…. – wysapałam, a on tylko
pokręcił przecząco głową i popchnął mnie jeszcze bardziej, tak, że on już
prawie był na moim fotelu i opierał się o szybę po obu stronach mojej głowy.
Było mi gorąco. Za gorąco. Miałam ochotę zadrzeć z siebie wszystkie ubrania, i
jego przy okazji też. Niall sięgnął ustami do mojej szyi, więc mruknęłam z
zadowoleniem i wplotłam dłoń w jego włosy. Po chwili jednak się odsunął i
jeszcze raz pocałował mnie w usta, po czym po prostu usiadł na swoim fotelu i
odpalił silnik. Wpatrywałam się w niego, dysząc ciężko. Jeszcze przez chwilę
siedziałam przybita do szyby, a on uśmiechał się najwyraźniej zadowolony z
siebie.
-Co to miało być? – zapytałam w końcu, wciąż na niego
patrząc.
-Przedsmak tego, co będziemy robić, jak dotrzemy do
hotelu. – odparł i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, po czym puścił do
mnie oczko.
Niecałe 3 minuty potem byliśmy już na miejscu, chociaż
wcale nie było to blisko od mojego mieszkania. Chłopak po prostu jechał prawie
200km/h. Była to jedna z bogatszych dzielnic miasta, w której chyba nawet nigdy
nie byłam. W każdym razie hotel znajdował się bezpośrednio przy plaży i,
oczywiście, był 5 gwiazdkowy. Nawet nie miałam szansy się mu dokładnie
przyjrzeć, zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz, bo Niall od razu pociągnął mnie
za rękę do windy, uprzednio wziąwszy tylko bez słowa klucz od recepcjonistki.
Widocznie zadzwonił tu już wcześniej. Wszedł do windy i kliknął przycisk z
literką 3, po czym przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować równo z
momentem, kiedy drzwi się zamknęły. Całowaliśmy się przez całą drogę na 3
piętro, potem przez cały korytarz i szczerze mówiąc nawet nie wiem jakim cudem
udało mu się dotrzeć do pokoju, a co dopiero go otworzyć, ale nie miało to dla
mnie zbyt wielkiego znaczenia. Popchnął mnie przodem nie odrywając swoich ust
od moich, zamknął drzwi kopniakiem i przycisnął mnie do ściany. O boże, serce
mi waliło tak mocno, jakby zaraz miało eksplodować. Bez wahania ściągnęłam jego
koszulkę i rzuciłam ją gdzieś w ciemność, a on złapał mnie za tyłek i uniósł w
górę, więc oplotłam go nogami w pasie i przyciągnęłam bliżej siebie. Niall
zaczął całować mnie po szyi i iść po omacku w stronę łóżka. Mruknęłam cicho i
szarpnęłam lekko za końcówki jego włosów. Ściągnął mi koszulkę, a potem stanik
i położył mnie na łóżku, po czym sam delikatnie się nade mną nachylił. Zjechał
ustami na mój dekolt, powodując, że wydawałam z siebie mruknięcia rozkoszy z
każdym kolejnym jego pocałunkiem. Po chwili wrócił do moich ust i zaczął mnie
czule całować. Boże, było mi tak gorąco! Obróciłam go tak, że byłam na górze i
siadając na nim, odpięłam jego spodnie i zsunęłam je w dół, to samo robiąc z
bokserkami. Zerknęłam na niego i tak jak myślałam, uśmiechał się asymetrycznie,
co wywołało u mnie jeszcze większą
palpitację serca. Odwzajemniłam jego uśmiech i przejechałam powoli ręką
po jego członku. Schyliłam się i przejechałam po nim jeszcze raz, ale tym razem
językiem. Zanim zdążyłam podnieść wzrok na Nialla, chłopak jęknął.
-Cholera, Chloe.
W ciągu ułamka sekundy przewrócił nami z powrotem tak, że
byłam na dole.
-Ej, to nie fair! – krzyknęłam, śmiejąc się, ale zatkał
mi usta swoimi wargami, w między czasie zdejmując mi resztę ubrań. Spojrzał mi
w oczy i znów się uśmiechnął.
-Gotowa? – zapytał cicho.
-Zawsze. – odparłam szeptem i nie minęła sekunda, a
chłopak mocno we mnie wszedł, powodując, że moje ciało aż wygięło się w łuk. Jęknęłam,
gdy zaczął się poruszać w moim wnętrzu. Odchyliłam głowę do tyłu i przygryzłam
mocno dolną wargę, powstrzymując się od krzyku. Niall znacznie przyspieszył
ruchy biodrami i pochylił się nade mną, złączając nasze usta.
-Jesteś taka piękna – szepnął, bardziej do siebie niż do
mnie, przyglądając mi się dokładnie. Właściwie to było ciemno i niewiele było
widać, ale jestem pewna, że zapamiętał już moje ciało na pamięć. Uśmiechnęłam
się w odpowiedzi i dziękowałam Bogu, że światła są zgaszone, bo przynajmniej
nie widział koloru mojej twarzy. Tak strasznie za tym tęskniłam. Za tą
bliskością, poczuciem bycia kochaną. Za nim całym. Był całym moim światem i tak
naprawdę tylko przy nim jestem całkowicie szczęśliwa. Nie wyobrażam sobie, że
miałabym kiedyś go stracić. Ścisnęłam dłońmi kołdrę i krzyknęłam głośno jego
imię, czując nagle napływającą falę gorąca. Sekundę potem opadłam na poduszki i
zamknęłam oczy, a chwilę później Niall położył się na mnie i pocałował mnie
delikatnie w usta. Przez chwilę jeszcze w ogóle nie kontaktowałam, nie zdając
sobie sprawy z tego, że Niall też doszedł i jest już po wszystkim. Spojrzałam
na niego, a on już leżał obok i opierając się o łokieć, patrzył na mnie z
uśmiechem.
-Strasznie za tobą tęskniłem, wiesz? A zostało nam tylko 20
godzin.
Uśmiechnęłam się i przejechałam dłonią po jego włosach, a
później położyłam ją na jego policzku i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Mówisz, jakbyś za 20 godzin miał zginąć. Przyjedziesz za
miesiąc. Chyba nie zostawisz mnie samej w urodziny, nie? – puściłam mu oczko i
wtuliłam się w jego klatkę piersiową, a on przykrył nas kołdrą i pocałował w
czubek głowy.
-Nie ma takiej opcji. Będę na pewno. I na dłużej.
Obiecuję.
Porażka zupełna.
Kompletnie spierdoliłam ostatnią scenę, jestem zła bo mam
problemy w domu z ojcem i w ogóle nic się nie układa ostatnio więc proszę, nie
napierajcie na mnie, żebym dodawała rozdział jak najszybciej, bo nie mam do tego w ogóle głowy teraz.